Rozdział 17

5K 193 23
                                    

Tego dnia to Jinny przyniosła mi śniadanie. Biła od niej silna, zupełnie inna energia, której nie sposób było przeoczyć. Promienny uśmiech rozjaśnił jej twarz, zmuszając mnie do podniesienia się z łóżka.

-Co się stało? - spytałam marszcząc brwi.

-Mam dobrą wiadomość - oznajmiła, odkładając tacę na stół. -Dziś w porze obiadu będziemy mogły wyjść na zewnątrz.

-Na zewnątrz? - upewniłam się, zbyt zdezorientowana, aby się cieszyć.

-Tak. Będziemy miały co prawda tylko godzinę, ale lepsze to, niż nic, prawda?

Oszołomienie sprawiło, że wszystkie racjonalne myśli uleciały.

-Jak to możliwe? - wyszeptałam na bezdechu.

Niepokój ukłuł mój żołądek, niczym wściekła osa.

Jinny usiadła na łóżku obok mnie. Ujęła moją dłoń w swoje, uśmiechając się kojąco.

-Po prostu poprosiłam - wzruszyła ramieniem. -Mówiłam ci, że nie jest potworem - rzekła cicho, a potem przycisnęła moje zesztywniałe ciało do swojego.

Odwzajemniłam uścisk mimo myśli, które wirowały tysiące kilometrów od miejsca, w którym znajdowało się moje ciało.

-Nie martw się - poprosiła, wypuszczając mnie z objęć. -Muszę już iść. Przygotuję wszystko na piknik - rzekła, wyraźnie podekscytowana. -Zjemy dziś na świeżym powietrzu. Jest wyjątkowo ładna pogoda - wstała.

Posłała w moją stronę ostatni uśmiech, a potem wyszła.

Wstałam i zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju. Nie wiem, skąd wzięła się ta narastająca w moim wnętrzu obawa. Czy będę musiała zapłacić za tę godzinę pozornej wolności? Czy może będzie to jakiś rodzaj sprawdzianu? A może prowokacja? W swojej głowie nie potrafiłam znaleźć żadnego racjonalnego powodu, dla którego Tomas MacCann miałby się przychylić do tego pomysłu.

Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Czas, jak na złość, dłużył się w nieskończoność. Nawet książka nie potrafiła uciszyć szalejących we mnie myśli. W końcu jednak drzwi się otworzyły i w wejściu stanęła Jinny. Tak samo radosna, jak z rana. W dłoniach trzymała kurtkę i ocieplane buty.

-Gotowa?

W odpowiedzi posłałam jej powściągliwy uśmiech.

-To dla mnie?

Przytaknęła, a potem wręczyła mi okrycie.

Kurtka była nieco za duża, ale buty pasowały.

-Chodź. Nie traćmy czasu - ponagliła mnie.

Na korytarzu czekał na nas młody mężczyzna.

-To Morgan, mój brat. Będzie nam towarzyszył - wyjaśniła.

-Cześć - odezwał się, a potem odwrócił, starając się ukryć rumieniec.

-W drogę - zarządziła Jinny i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

Im bliżej drzwi byłyśmy, tym żywsze stawały się wspomnienia z mojej ucieczki. Wtedy za wszelką cenę chciałam dotrzeć do wyjścia, które teraz było na wyciągnięcie mojej dłoni. Morgan otworzył przed nami drzwi i w moje oczy uderzyło mocne słońce. Zatrzymałam się przed przekroczeniem progu. Spojrzałam w dół na linię, która skojarzyła mi się z wkroczeniem w inny wymiar. Prychnęłam w myślach. Nie, to nie był inny wymiar. To było tylko podwórze. Upragnione i jeszcze niedawno tak bardzo nieosiągalne. Uniosłam nogę i przekroczyłam próg.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz