Rozdział 46

4.5K 224 52
                                    

-Wyjdzie z tego.

Docisnąłem nagrzany telefon do ucha.

-Miała sporo szczęścia. Pocisk przeszył bok jej szyi, o włos omijając tętnicę - oznajmiła Klara.

Ucisnąłem nasadę nosa, gdy długo wstrzymywany oddech opuścił moje płuca.

-Operacja trwała kilka godzin. Musieliśmy przetoczyć jej krew, ale jest dobrze. Żyje.

Żyje.

Po tym, jak przyjęła kulę, która przeznaczona była dla mnie.

Kulę, którą wystrzelił jej ojciec.

W mojej głowie mignęło wspomnienie ciała Carmen. Kruchego, bladego, bezwładnego. Krew, która przeciekała przez moje palce, gdy uciskałem ranę na jej szyi w drodze do helikoptera, którym przetransportowano ją do szpitala w Glasgow.

Gdyby nie przeżyła...

-Miej ją na oku - rzuciłem cicho do słuchawki, a potem się rozłączyłem.

Podwinąłem rękawy koszuli.

Ian Cole siedział na metalowym, składanym krześle, które już od lat zżerała rdza. Jego głowa opadła w przód. Broda stykała się z unoszącą raz po raz piersią. Jego oddech był ciężki, rzężący. Ręce zwisały luźno, wzdłuż boków, a kolana były szeroko rozsunięte. Nie było sensu go wiązać. Po tym, jak wystrzelona przez niego kula dosięgnęła Carmen, próbował popełnić samobójstwo. Braden w ostatniej chwili postrzelił jego dłoń, wytrącając z niej broń. Kula zaledwie drasnęła jego skroń, ale z rany na dłoni lała się krew. Już od wielu godzin. Przy jego prawej stopie uformowała się sporych rozmiarów kałuża. Część krwi wsiąkła w surowy kamień, a część rozpłynęła się licznymi wyżłobieniami, tworząc ciemnoczerwony labirynt. Mimo to wciąż jej przybywało. Kula utknęła w kości. Nie zamierzałem jej wyciągać.

-Żyje? - wymamrotał pod nosem.

Nie zamierzałem okazywać mu tego rodzaju litości.

-Gdyby nie ty, na pewno by żyła - wycedziłem.

Niewiele minąłem się z prawdą.

Głowa Iana podskoczyła, gdy pojedynczy skowyt wyrwał się z jego gardła.

-Dlaczego to zrobiła? - sapnął.

Moje powolne kroki odbijały się echem od kamiennych ścian.

-Najwyraźniej niezbyt dobrze znasz swoją córkę - odparłem. -Ona też niezupełnie cię znała, prawda?

Ian pokręcił głową. Wciąż była spuszczona.

-Zabij mnie.

Wyszczerzyłem zęby.

-Pozwolę ci jeszcze trochę pożyć ze świadomością tego, co zrobiłeś.

Ian Cole zawył, niczym ranne zwierzę.

Przekrzywiłem nieco głowę.

-Skąd ta rozpacz? - spytałem, marszcząc brwi. -Byłeś przecież gotowy ją zabić już wcześniej, prawda? - okrążyłem go i zatrzymałem się za jego plecami.

Wypukłości kręgów wyraźnie rysowały się pod jego skórą na karku.

-O czym ty mówisz? - rzekł głosem przepełnionym smakiem porażki.

Sięgnąłem do kieszeni po pożółkłą ze starości kartkę. Rozłożyłem ją i zacząłem czytać.

-"Ryanie, Ian oszalał. Zagroził, że jeśli nie zostawię mu Carmen, zabije nas obie" - uniosłem wzrok znad szeleszczącego w mojej dłoni papieru i wbiłem spojrzenie w tył jego głowy.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONETahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon