Następnego dnia o godzinie, o której nikt nigdy do mnie nie przychodził, otworzyły się drzwi. W wejściu stanęła uśmiechnięta Jinny. Towarzyszyły jej dwie inne kobiety. Były do siebie tak podobne, że musiały być spokrewnione. Obie miały ciemne włosy, poprzeplatane złocistymi pasemkami i orzechowe, ciepłe oczy. Były jednakowego wzrostu i gdyby nie różnica wieku, mogłyby uchodzić za siostry bliźniaczki.
-Carmen... - zaczęła Jinny kojącym głosem, ale starsza z kobiet przerwała jej uniesieniem ręki.
Potem posłała jej spojrzenie mówiące "spokojnie, zajmę się tym, nie martw się", a następnie przeniosła je na mnie. Zlustrowała moje włosy, twarz, a potem ciało. Nie byłam pewna, czy była świadoma, jak bardzo oceniający ton przybrał jej wzrok. Jej twarz o łagodnych rysach przyozdobił dobroduszny uśmiech.
-Witaj, Carmen. Nazywam się Innes Devlin, z domu MacCann - rzekła, patrząc na mnie znacząco. -A to moja córka, Alana.
Zerknęłam niepewnie na Jinny, ale jej dodający otuchy uśmiech zapewnił mnie, że nie mam się czego obawiać.
-Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. Może usiądziemy? - wskazała dłonią na mały stolik z dwoma krzesłami.
Nie miałam pojęcia, o czym ta kobieta mogłaby chcieć ze mną rozmawiać, ale to i tak nie miało znaczenia. Nie mogłam przecież odmówić.
-Wczoraj, gdy rozmawiałam z moim mężem, Bradenem, powiedział mi bardzo ciekawą rzecz - utkwiła we mnie oczy.
Spięłam się pod jej bacznym spojrzeniem.
-Podobno grasz na fortepianie? - uniosła idealnie wydepilowane brwi.
Moje milczenie musiała uznać za potwierdzenie. A może wcale nie oczekiwała odpowiedzi.
-Musisz być naprawdę dobra, skoro twoja gra tak przypadła Tomasowi do gustu. Niełatwo go czymkolwiek poruszyć - uśmiechnęła się pod nosem.
Gdy wciąż milczałam, westchnęła.
-Dobrze, powiem wprost. Gdy Tomas wróci, odbędzie się przyjęcie. Dla niego to tylko biznesowe spotkanie, ale ja zamierzam sprawić, że oprócz tego będzie miło. Rozumiesz, co mam na myśli? - spytała, ale najwidoczniej nie spodziewała się odpowiedzi, bo po kilku sekundach zaczęła mówić dalej. -Dobre jedzenie, dekoracje, te sprawy - wzruszyła ramieniem. -I, oczywiście, muzyka - spoważniała. -Bardzo bym chciała, żebyś zagrała na przyjęciu.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam zagrać na przyjęciu organizowanym przez Tomasa MacCanna? Czy ta kobieta zdawała sobie sprawę, o co tak naprawdę mnie prosi? Jeśli w ogóle można to było nazwać prośbą, bo obie wiedziałyśmy, że należało to odczytać jako rozkaz.
Moje spojrzenie stwardniało.
-Oczywiście, możesz zażądać czegoś w zamian - zapewniła pospiesznie.
Cichy śmiech, który wydostał się z moich ust, przepełniała gorycz.
-Rozumiem, że powrót do domu nie wchodzi w grę? - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Kobieta przekrzywiła nieco głowę.
-Przykro mi, ale na to akurat nie mam wpływu.
Gdy nasze spojrzenia się splotły, nie zauważyłam w jej oczach złości.
-Ale co powiedziałabyś na... wychodzenie z budynku bez ograniczeń? - zaproponowała, splatając ze sobą dłonie.
Zacisnęłam usta w cienką linię. Zaskoczyła mnie.
-Z kimś, oczywiście - dodała po chwili. -I tylko do powrotu Tomasa. Potem nie mogę niczego obiecać.
Cóż. Skoro i tak prawdopodobnie nie mogłabym jej odmówić, to byłabym głupia, gdybym nie skorzystała z oferty. Te kilka dni na świeżym powietrzu umożliwiłoby mi lepsze poznanie wyspy. Może udałoby mi się znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Coś, co dałoby mi chociaż cień szansy na ucieczkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/276681828-288-k750932.jpg)
ESTÁS LEYENDO
Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONE
RomanceMężczyzna zawładnięty żądzą zemsty. Kobieta, która stała się karą za wyrządzone krzywdy. Dwie rodziny, jedna wojna, morze krwi. Tomas został skazany za morderstwo swoich najbliższych, którego nie popełnił. Gdy wychodzi na wolność, przyświeca mu je...