Rozdział 24

4.6K 222 10
                                    

Morgan trzymał mnie lekko. Można powiedzieć, że trochę się już znaliśmy. Był przecież obok mnie niemal za każdym razem, gdy opuszczałam pokój. Jego chłopięca postura nie przyprawiała mnie o niepokój, więc chcąc nie chcąc poczułam ulgę. Z każdym krokiem, który zwiększał dystans między mną, a Tomasem MacCannem rozluźniałam się coraz bardziej.

Momenty, w których Morgan odezwał się w mojej obecności, mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, więc zdziwiłam się, gdy zadał mi pytanie.

-Wszystko w porządku? Trzęsiesz się.

-To był wieczór pełen emocji, chyba się ze mną zgodzisz - odparłam, uśmiechając się nerwowo.

Kąciki moich ust drgały niekontrolowanie.

-To było do przewidzenia - rzucił. -To, że Tomasowi nie spodoba się tego typu niespodzianka.

-Cóż, to nie był mój pomysł.

-Wiem. On też o tym wie, więc nie musisz się martwić. Tomas bywa impulsywny, ale nie wyleje na ciebie wiadra gniewu za coś, do czego zostałaś zmuszona.

-Nie byłabym tego taka pewna - mruknęłam.

-Znam go lepiej, niż...

Nagle ręka podtrzymująca mój łokieć zniknęła. Usłyszałam cichy trzask, sapnięcie, a potem huk ciała padającego na ziemię. Odskoczyłam i przylgnęłam plecami do pobliskiej ściany. Spojrzałam na nieprzytomne ciało chłopaka, a potem uniosłam głowę i natknęłam się na twarz nieznajomego, który wcisnął mi kartkę. Przy jego boku stał potężnie zbudowany, dużo młodszy mężczyzna. Jedna z jego dłoni zwinięta była w pięść. Gdy ją rozprostował, rozbrzmiał dźwięk nastawiających się kości.

-Gdzie jest Ian? - spytał nieznajomy.

Ian?

Złapał mnie za ramiona i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Carmen, gdzie twój ojciec? Jest tutaj?

Pokręciłam głową.

-Nie? Jesteś pewna?

-Tak, jestem.

Byłam od momentu, w którym Tomas MacCann z dalekiej podróży przywiózł mi list od ojca.

-Idziemy - zarządził mężczyzna.

Chwycił mnie za przedramię i pociągnął w stronę wyjścia z budynku. Jego człowiek szedł przed nami i czujnym spojrzeniem skanował korytarz.

-Morgan... - wyszeptałam.

Mężczyzna rzucił na mnie okiem, nie do końca pewny, co miałam na myśli.

-Obudzi się za jakiś czas - poinformował sucho.

Szczęście nam dopisało i nikt nie stanął na naszej drodze. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Mężczyzna stanął naprzeciwko mnie i ponownie złapał za ramiona, a potem potrząsnął mną lekko.

-Posłuchaj mnie teraz uważnie. Po drugiej stronie drzwi jest dwójka ludzi Tomasa MacCanna. Mój drugi syn wyszedł do nich pod pretekstem zapalenia papierosa. Drew zaraz do nich dołączy. Jak tylko pozbędą się strażników, wyjdziemy na zewnątrz, a potem jak najszybciej będziemy musieli dotrzeć do łodzi, rozumiesz?

Przytaknęłam.

-Wiem, że jesteś w szoku, Carmen, ale musisz współpracować. Dasz radę? - spytał pochylając ku mnie głowę.

Skinęłam twierdząco po raz kolejny, a potem po raz ostatni spojrzałam w kierunku miejsca, gdzie zostawiłam bezwładne ciało Morgana. Miałam nadzieję, że szybko się obudzi, a całe zdarzenie skończy się dla niego niegroźnym bólem głowy. Przeniosłam oczy na mężczyznę. Miał modnie przycięte, przypruszone siwizną włosy i zadbaną brodę w podobnym kolorze.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now