Rozdział 9

5.6K 204 20
                                    

Anwar Al-Raszid miał ciemną, typową dla mieszkańców Turcji skórę. Jego kwadratową szczękę pokrywała gęsta, czarna niczym smoła broda. Szary garnitur, który miał na sobie, zdobiła cienka, granatowa krata. Gdy wszedłem do pokoju, na jego twarzy pojawił się szeroki, sięgający ciemnych oczu uśmiech. Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn. Jeden z nich był łysym, postawnym mężczyzną dorównującym mi wzrostem, a drugi stanowił jego zupełne przeciwieństwo - głowę miał pokrytą bujnymi włosami, a ponadprzeciętnie szczupła sylwetka raziła w oczy. Obydwoje pozostali poważni.

Anwar wstał i pochylił przede mną głowę w wyrazie szacunku. Potem wyciągnął dłoń, którą niechętnie ująłem. Chwyt miał pewny, ale niezbyt mocny.

-Miło mi poznać pana osobiście, panie MacCann. Wiele o panu słyszałem i mam ogromną nadzieję, że współpraca, którą niewątpliwe nawiążemy, okaże się niezwykle owocna - jego głos ociekał życzliwością.

Zajęliśmy miejsce przy stole.

-W czym mogę ci pomóc, Anwar? - spytałem, nie siląc się na zbędną uprzejmość.

Uśmiech na twarzy Turka zelżał nieznacznie.

-Nie lubisz tracić czasu, co?

-Straciłem go już wystarczająco dużo - odparłem.

-Cóż, moje zdanie jest nieco odmienne.

"Odmienne"? Przekrzywiłem głowę na bok zastanawiając się, co on mógł, do kurwy nędzy, wiedzieć.

-Przepraszam, to nie moja sprawa. Chciałem tylko powiedzieć, że wcześniej nigdy o was nie słyszałem, a teraz... zrobiło się o tobie głośno, Tomasie.

Gdy nie odpowiedziałem, Anwar westchnął cicho.

-Dobrze, a więc będę się streszczał - opadł na oparcie krzesła. -Jak już zapewne wiesz, zajmuję się bronią palną. Głównie ręcznymi karabinami maszynowymi, ale też pistoletami, rewolwerami i oczywiście amunicją. Aktualnie moim celem jest rynek europejski. Bardzo trudny rynek - spojrzał na mnie znacząco. -Na pierwszy ogień pójdzie Francja i tu liczę na twoją pomoc.

Rzuciłem okiem na elektroniczną mapę.

-Będę potrzebował kilku dni, zanim dam ci odpowiedź.

-Oczywiście. Nie musisz się spieszyć. Jak tylko podejmiesz decyzję, skontaktuj się bezpośrednio ze mną - podsunął mi swoją wizytówkę.

Skromną, czarno-białą. Nie było na niej nic, oprócz imienia i nazwiska oraz numeru telefonu.

-Wtedy też podasz mi swoją cenę...

Nerwowe pukanie nie pozwoliło mu dokończyć zdania. Nim zdążyłem się odezwać, drzwi otworzyły się i do środka wkroczył Camdan.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale musisz coś zobaczyć, Tomasie - rzekł, rzucając telefon na stół.

Moje oczy mimowolnie zatrzymały się na ekranie. Krew zaczęła powoli zamarzać w moich żyłach, gdy dostrzegłem zwiniętą w kącie dziewczynę i Edana, który najpierw przycisnął jej głowę do ściany haratając jej policzek, a potem zaczął sikać do miski z jedzeniem. Chyba nie wyraziłem się dostatecznie jasno ostatnim razem.

-Daj mi chwilę - rzuciłem Anwarowi przelotne spojrzenie.

-Oczywiście.

Wstałem od stołu i ruszyłem do wyjścia. Camdan kroczył tuż za mną. Gdy wyszedłem na korytarz, odezwałem się.

-Kto kazał mu zanieść jedzenie?

-Nikt - odparł twardym głosem.

W tym momencie zza zakrętu wyszedł Edan. Zadowolenia malującego się na jego twarzy nie sposób było przeoczyć. Idąc w jego kierunku sięgnąłem za plecy i wyciągnąłem zza paska broń. Potem wycelowałem ją w sam środek jego czoła. Edan przystanął zaskoczony, gdy broń dotknęła jego skóry.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz