Rozdział 15

5.6K 227 8
                                    

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły się w mojej głowie, niczym niesforna wataha. Rozbiegały się na wszystkie strony i nie potrafiłam nad nimi zapanować. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, słyszałam dźwięki wydobywające się z telefonu Tomasa MacCanna. Nie mogłam powstrzymać cisnących się do oczu łez. Jeśli ogłosy faktycznie należały do mojego ojca, nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak wielka fizyczna krzywda musiała mu się dziać. Zdałam sobie również sprawę, że jeśli naprawdę wciąż żył, od śmierci dzieliło go jedno słowo MacCanna. Jedno słowo. To przerażało mnie tak bardzo, że paraliżowało każdy mięsień w moim ciele.

Przez sekundę zastanawiałam się, czy istnieje choć cień szansy, że jest uwięziony w tym samym budynku, co ja. Czy gdy przebywałam na dole, był za ścianą? Czy cały ten czas mogłabym mieć go na wyciągnięcie ręki? Intuicja podpowiadała mi, że nie było to możliwe. Nawet jeśli był na wyspie, na pewno trzymano go daleko ode mnie. Nikt nie zaryzykowałby tak bardzo, aby umieścić nas obok siebie.

Myślałam też o babci. Miałam nadzieję, że była bezpieczna. Samo wyobrażenie, że mogłoby przydarzyć jej się coś złego, przyprawiało mnie o mdłości. Zastanawiałam się, jaką radę mogłaby mi dać. "Bądź silna, Carmen. Nie daj się złamać. On nie jest w stanie tego dokonać. To zależy tylko i wyłącznie od ciebie." Tak. Właśnie takie słowa zapewne wyszłyby z jej ust.

Potem wróciłam myślami do tamtej nocy. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Zrobić cokolwiek, aby zmienić bieg wydarzeń? Co by się stało, gdybym nie wyszła spod tamtego łóżka? Czy gdybym nie uciekła, udałoby mi się odnaleźć ojca?

Przed oczami stanęła mi martwa twarz Finna. Wiedziałam, że ten obraz zostanie ze mną już na zawsze. Jakim cudem ludziom Tomasa MacCanna udało się bezszelestnie zabić kilkunastu mężczyzn wyszkolonych, aby ochraniać? I w końcu...

Jak to się stało, że przeżyłam?

Ktoś musiał mi pomóc, nie było innej możliwości. Ponadto, musiał to być ktoś z ludzi MacCanna. Pytanie brzmiało: po co? Po co ktokolwiek miałby ryzykować w ten sposób życie?

Na wszystkie pytania odpowiedzi zdawała się znać tylko jedna osoba.

Tomas MacCann.

Dlaczego był wczoraj na dole? Czego ode mnie chciał? Dlaczego kazał mi grać? Chciał mnie upokorzyć? Pokazać, jak wielką ma nade mną władzę? Skrzywiłam się na samą myśl. Jeśli tak, ze smutkiem musiałam przyznać, że mu się udało. Odarł mnie ze wszystkiego, co najważniejsze. Godności, wolności, poczucia bezpieczeństwa.

Tej nocy zyskałam pewność - Tomas MacCann był potworem, zdeterminowanym, aby zniszczyć mnie i mojego ojca. To z kolei sprowadzało mnie do kolejnego pytania.

Dlaczego zmienił moją celę na... pokój?

Wyczerpana chaosem, który zawładnął moim umysłem, w końcu zasnęłam. Obudził mnie Braden, który przyniósł śniadanie. Nie odezwał się do mnie słowem. Nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu wszedł, położył tacę na stole, a potem wyszedł. Sytuacja powtórzyła się przy obiedzie, ale kolację przyniosła... Jinny.

-Cześć, jak się masz? - spytała nieśmiało.

Na tacy, którą niosła dostrzegłam białe, polne kwiaty. Utkwiłam w nich zaskoczone spojrzenie.

-Pomyślałam, że będzie ci miło - wzruszyła ramionami.

Podniosłam się z łóżka i podeszłam do stołu. Musnęłam opuszkami palców jasne płatki, a mój umysł wypełniło wspomnienie świeżego powietrza i nieograniczonej przestrzeni. Wtedy zadałam sobie pytanie, którego większość ludzi nigdy w życiu sobie nie zadaje - czy jeszcze kiedyś poczuję słońce i wiatr na skórze?

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz