34.

2.1K 135 61
                                    

Nie wiem co planował Sungie, ale najwyraźniej miała to być niespodzianka dla mnie. Na jednej przerwie podszedł do mnie i na sekundę przysiadł obok, by szepnąć mi na ucho: będziesz u mnie o osiemnastej? Jednak, gdy zapytałem się, co to za okazja, powiedział, że nic mi nie powie, więc w ciemno się zgodziłem. Jak mógłbym się nie zgodzić skoro tak bardzo go kocham? Później jednak tylko szczęśliwy ścisnął w dłoniach materiał rękawa mojej bluzy i zniknął gdzieś na korytarzu szkoły bez żadnego buziaka ani nic.

Rozumiem, bo tak nie wypada, a tym bardziej w naszej sytuacji. Nie chcę, żeby jeszcze ktoś robił z niego niemiłe żarty, bo umawia się z chłopakiem, a wiem, że byłoby mu przykro. W przeciwieństwie do mnie, bo pewnie nie zwracałbym uwagi na jakieś żarty w moją stronę, a jeśli usłyszałbym coś na temat Sungiego chyba rozszarpałbym każdego bez wyjątku.

- Osh... Ty okropna... - szepnąłem w bólu, gdy przed drzwiami domku Sungiego ukułem się w dłonie kolcami głupiej róży. Przetarłem dłoń o czarną bluzę, którą miałem na sobie, bo wydawała mi się idealna do szerszych jeansowych spodni, a nie miałem pojęcia co szykuje Sungie.

- Zamknij oczy i nie podglądaj! - usłyszałem zza drzwi, których klamka delikatnie się poruszyła, a ja w uchylonych drzwiach ujrzałem uśmieszek Sungiego. - No już zamykaj te oczy! - zaśmiałem się niedowierzając w jego urok, jednak na jego rozkaz zamknąłem oczy.

Usłyszałem pisk drzwi, po którym poczułem materiał zawiązywany na moich oczach i nagły dotyk na moich ustach - ten o smaku truskawkowym. Szybko oddałem pocałunek, który na moje nieszczęście szybko się skończył, ale w zamian zimno otuliło moje dłonie, z których zabrano róże.

- Mam dla ciebie niespodziankę, dlatego chciałbym być nie podglądał... - szepnął uroczo, na co usmiechnąłem się rozczulony, czując jak powoli prowadzi mnie chyba do środka domu, a dźwięk zamykanych drzwi potwierdził moje oczekiwania. - Możesz ściągnąć tutaj buty, jesteś przy komodzie na korytarzu... - Sungie ścisnął materiał mojej bluzy, a ja cudem ściągnąłem buty bez zbędnego problemu z utrzymaniem równowagi.

- Mam nadzieję, że za to wszystko dostanę ze sto całusów. - powiedziałem w pół rozbawiony, gdy uderzyłem kolanem o jakiś mebel, na co Sungie cichutko się zaśmiał i dalej dłońmi prowadził mnie gdzieś.

Nagle zatrzymały mnie jego dłonie, które puszczając te moje ułożył na moim torsie.

- Chwilkę poczekaj i zaraz ci ją zdejmę, dobrze? Proszę... - przeciągnął ostatnie słowo, na które tylko się uśmiechnąłem i tak jak mnie poprosił stałem w miejscu.
Od początku dnia i jego prośby na korytarzu Sungie był tajemniczy, a ja nie wiedziałem nawet, o co mogło mu chodzić. Dlaczego robi mi niespodziankę? Urodziny mam za niecały miesiąc, nie stało się też nic specjalnego.

Odwróciłem się w stronę nagłego, krótkiego dźwięku, który przypominał odpalanie zapałki, a później cichy podmuch i trzask paneli, które rozchodziły się w moją stronę.

- Zawsze ty zbierałeś mnie gdzieś, by spędzić ze mną miło czas... Kupiłeś mi tyle misiów i innych upominków, że nie wypłaciłbym ci się z mojego kieszonkowego, dlatego tym razem to ja chciałem przygotować dla ciebie coś od serduszka. - poczułem jak delikatnie rozwiązuje mi opaskę, a ja zamrugałem kilka razy zachwycając się jego buźką tuż przy mnie, lecz po chwili rozglądania się po salonie  zwyczajnie zaniemówiłem.

- O matko... Jisungie. - zachwycałem się, wtulajac go w mój bok i czując jak nieśmiało ściska bluzę na mojej klatce piersiowej. Przez jesień i poźną godzinę salon rozświetlały świeczki stojące na stole, które chyba pachniały czymś w rodzaju owoców leśnych, a świecące na różowo łapki zawieszone na kanapie dodawały tylko przytulności i uroku. Ciasto robiło ze swoich kawałków piramidkę, lampki na wino, w których stał nalany sok malinowy, którego opakowanie stało tuż za nimi i kwiaty na środku stołu odzianego w biały obrus. Nawet głupie balony z helem w kształcie serduszka zakrywaly cały sufit i kąty u góry pomieszczenia, a na kanapie nie brakowało kocy czy pluszaków z jego pokoju.

Jisung to aniołek...

- Podoba ci się? Naprawdę się starałem... - szepnął przy moim. Boku uroczo, na co kompletnie zaniemówiłem. Nie byłem w stanie powiedzieć czegokolwiek, bo nic nie oddawałoby tego jak zachwycony byłem. Na dodatek ubrał moje dresy, które przemieszały na sobie nasze zapachy i pokręcił przydługie kosmyki na boki, co przyprawiało mnie o dreszcze. Dlaczego Jisungie jest taki cudowny?

- Jesteś niemożliwy... Nie mam nawet słów, by opisać to jak pięknie wszystko wygląda. Jak pięknie wyglądasz ty i... Ah. - westchnąłem rozczulony, gdy wtulił nasze policzki w siebie, po chwili odchodząc do stołu, na którym dumnie wskazał dłońmi ciasto.

- Zrobiłem ciasto, ale spaliłem spód, więc proszę jedz z wierzchu... - zachichotał, zaczynając wykręcać palce u dłoni, na co już kompletnie topiłem się. - Zawsze mnie gdzieś zabierasz, dlatego pomyślałem, że... Zrobię dla nas miły wieczór, można powiedzieć, że to... Nasza pierwsza randka? Znaczy, jeśli nie jest wystarczająco to wcale nie musimy nazywać tego pierwszą randką! - wytłumaczył od razu czerwony, a ja po prostu przeczesałem włosy do tyłu, próbując opanować serce.

- Jisungie. - uśmiechnąłem się, przerywając potok słów, by zbliżyć się do niego i szybkim ruchem przyciągnąć go do siebie za talię. - To najpiękniejsza pierwsza randka, nawet nie marzyłem o czymś tak pięknym, bo myślałem, że są pewne granice, ale jednak je przekroczyłeś. - uniosłem brwi rozczulony, gdy zawstydzony złapał moje policzki w dłonie. - Kocham cię. Kocham cię jak wariat. - dopytałem niedowierzając, na co oblizał sobie usta, kusząc mnie tym.
Oj, Hannie...

- Ja ciebie też tak bardzo mocno kocham. - odpowiedział od razu, a ja już bez słowa przyciągnąłem go do pocałunku, co najwyraźniej bardzo mu się spodobało, co ramionami, które zarzucił na mój kark przyciągał mnie tylko bliżej i bliżej.

Cicho mruknął, gdy z lekką niepewnością zjechałem dłonią na jego biodro, na którym zatoczyłem kółeczko, a mlask obijał się o ściany salonu sprawiając, że czułem się jak w raju. Chyba nieświadomie drapał mnie po karku, każde muśnięcie przeszyte było namiętnością i pragnieniem dotyku drugiego, czego oczywiście mu nie żałowałem, ale też trzymałem emocje na wodzy. To logiczne, że podnieca mnie, bo go kocham i uważam za cholernie atrakcyjnego, ale nie chce przesadzić.

- Może spróbujemy ciasta, hmm? - dopytałem z uśmiechem, gdy onieśmielony wytarł usta ze śliny dłonią i nieśmiało pokiwał głową.
Usiadłem na krześle, oglądając jak starannie nałożył mi kawałek ciasta i z widelczykiem podszedł do mnie. - Chodź do mnie. - poklepałem z uśmiechem materiał spodni, na co się  zarumienił. Dlaczego jesteś taki rozkoszny?

- Jestem ciężki... - szepnął z uśmiechem, na co przewróciłem wzrokiem i zabierając talerzyk ze sztućcem oraz ciastem, które znalazły się na stole delikatnie pociągnąłem go, by w końcu usiadł na moje kolana. - Przestań, naprawdę będzie ci ciężko... - westchnął z cichym cichotem, gdy delikatnie połaskotałem go po talii, a on otulił ramionami moją szyję.

- Wiem, że nie jesteś ciężki. Nie chcę ci przypominać Jisungie, ale nasze pierwsze wyjście skończyło się katastrofą i bez narzekania niosłem ciebie aż do domu. - wypomniałem rozbawiony, na co oburzony sprzedał mi pstryczka w czoło. - Ał...

⊹˗ˏˋ 🥣´ˎ˗⊹

Jak tam u was kochani?
Wybaczcie, że rozdziału nie było dość długo, ale przez szkołę i treningi nie miałam czasu<3
(przepraszam jeśli są jakieś błędy, nie sprawdzałam)

y o u r h u g s  minsung Where stories live. Discover now