40.

1.5K 120 30
                                    

- Cześć, przyprowadziłem ze sobą Jisunga. - oznajmiłem mamie i zająłem się zdejmowaniem butów. Dawno go do siebie nie zapraszałem, głównie przez to, że nie zdążyłem powiedzieć o nas mojej mamie. Szczerze to nawet było mi trochę głupio, bo Jisung zrobił to już jakiś czas temu, a mnie się to ciągnie i ciągnie. Zwyczajnie nie potrafię się zebrać i z nią o tym porozmawiać.

Bycie przy nim mnie omamia i nie potrafię za dobrze nad sobą panować, a nie chciałbym, by mama nakryła nas na dotyku czy czymkolwiek innym, czymś czulszym bez wiedzy o tym, że jesteśmy razem.

To byłoby okropnie niezręczne, lecz tym razem zaprosiłem go do siebie, bo tak bardzo chciał posiedzieć z Soonie, Dongie i Dori. Mama i tak zaraz wychodzi gdzieś na zakupy z koleżanką, więc będziemy mieli trochę prywatności.

- Dzień dobry. - Sungie uśmiechnął się do mamy, która chwilę później uściskała go.

- Cześć Jisungie, jesteś głodny? - zaczęła wypytywać go, na co tylko miło odpowiadał, że niedawno jedliśmy ciasto w kawiarni, więc nie trzeba.
Chwilę później zaciągnąłem go do pokoju, gdzie od razu po zamknięciu drzwi uśmiechnąłem się do Sungiego.

Strasznie chciałbym go wyściskać...

- Co tam? - zapytał z serduszkowym uśmiechem stając naprzeciw mnie przed moim łóżkiem. Chwilkę później odwrócił się do Soonie, który leżał na mojej pościeli, by usiąść na krańcu materaca i zacząć witać się z kociakiem.

Dzisiaj nie pomalował się, ani specjalnie nie stroił się na nasze wyjście. I to nie tak, że mi się nie podobało, ale zdaje sobie w takich momentach sprawę, że naturalnie wygląda cudownie, a przeważnie się maluję. Wiem też, że często powtarza, że nie podoba się sobie za bardzo, co jest dla mnie niewyobrażalne. Jest przepiękny...

- Nie mogę tak długo cię głaskać, bo twój tata będzie zazdrosny. - uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zaczął rozczulony rozmawiać z rudym kotem.

- Już jestem zazdrosny. Wydaje mi się, że teraz moja kolej na czułości. Sio Soonie. - ostrożnie wygoniłem kota, siadając za jisungiem na boku mebla, by powoli wtulić go w mój tors i lekko przejechałem nosem po karku. - Jak minął Ci dzień?

- Dobrze. Byłem z Felixem na zakupach, później zrobiłem ciasto z mamą. - chłopiec wsunął dłonie na te moje. - Łaskoczesz mnie... - szepnął, a ja pocałowałem lekko jego szyję. - Co ty dzisiaj taki?

- Przecież zawsze tak ciebie zasypuje. Nie masz ochoty? - zapytałem, dając mu odwrócić się przodem do mojej twarzy, na której od razu zawitał uśmiech, gdy zarzucił dłonie na mój kark.

- Nic takiego nie powiedziałem... - uśmiechnął się poprawiając moją przydługą już grzywkę. Zastanawiałem się nad tym, czy je trochę ściąć, ale Sungie powiedział, że wyglądam w tych nieco dłuższych jeszcze przystojniej, więc jak głupi je zostawiłem, a on lubi się nimi bawić. A ja mówię na Changbina, że jest pantoflem...
- Mógłbym zasłonić zasłony, żeby było ciemniej i wtedy mnie poprzytulasz?
Porozmawiamy trochę i nie obraziłbym się, gdybyś zasypał mnie buziakami... - westchnąłem rozczulony, przekręcając głowę w bok, a po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz jego bliskości, choć dosłownie w tym momencie znajdował się kawałek dalej, zasłaniając rolety.

Z przyzwyczajenia schował pasmo granatowej grzywki za ucho, a przez jego szyję szedł szlak czerwonych pocałunków, które kilka dni temu mu zostawiłem. Nawet ich teraz nie zasłania i nie wstydzi się jakiś dogryzek reszty chłopców... Znaczy zawstydza go to, ale później śmieje się razem z nami.

y o u r h u g s  minsung Where stories live. Discover now