Rozdział 22: My

2.2K 113 49
                                    

Na wstępie chcę was przeprosić, za długą ciszę z mojej strony, ale mam teraz strasznie dużo na głowie. Mam nadzieje, że ten rozdział wynagrodzi wam czekanie😁

Miłego czytania skarby :))

DEVON

Miałem już dość latać za Werterem i szukać na niego kolejnych haków. Postanowiłem, że wystarczy mi to co mam, a teraz dalszą część załatwię po swojemu. Skurwysyn dostanie karę za to co zrobił trzy lata temu, a ja się kurwa na to zgodziłem, czego żałuje do tej pory.

Po skończonym odbiorze towaru z Hiszpanii zadzwoniłem do Lincolna by powiadomić go o tym, że moje wyjście się przedłuży oczywiście nie mówiłem mu co planuje. Oczywiście Larisa była obok i wyrwała mu telefon krzycząc na mnie, że jej nie powiadomiłem. Jednak musiałem jakoś ją zbyć ponieważ zaraz bym mógł się rozmyślić z mojego dość drastycznego planu.

Wsiadłem do czarnego forda mustanga i odpaliłem silnik, a on od razu zaryczał. Odpiąłem guziki marynarki i ruszyłem z miejsca wyjeżdżając z opuszczonego terenu fabryki. Po chwili tkwiłem już w ruchu ulicznym gdzie kierowałem się w stronę restauracji na zachodzie miasta.

Jakoś po dwudziestu minutach dotarłem na miejsce gdzie zaparkowałem auto i wysiadłem z niego kierując się do wejścia.

- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc?

- Pan akurat w niczym - oddaliłem się i wtedy dostrzegłem go wraz z swoją żoną i synem. Rozmawiał za pewne z jakimiś inwestorami dla jego wspólnej firmy z Moorem. Jednak miałem do głęboko w dupie, nawet jeśli miała by na mnie patrzeć reszta tych chujowo wyrafinowanych ludzi.

Szybko podszedłem w tamtą stronę i bez jakichkolwiek słów złapałem Wertera za koszule i z całej siły jaką miałem w pięścią uderzyłem w jego twarz. Wszyscy odskoczyli przerażeni, ale ja zadałem jeszcze dwa kolejne ciosy.

- Mam już kurwa dość twoich gierek Werter - kolejny cios, dzięki któremu pociekła mu krew z nosa - Zapłacisz za swoje czyny sprzed trzech lat. A ja będę patrzył jak spadasz na samo dno - znów cios i krew z łuku brwiowego.

- Zostaw go! - jego syn, jak dobrze pamiętam Nathan próbował mnie od niego odciągnąć, ale on także oberwał z mojego łokcia i upadł na ziemie. Jego matka podbiegła do niego sprawdzając jak się czuje. Dostrzegłem ochroniarzy wbiegających do sali, ale ja nawet na chwile nie puściłem przerażonego już mężczyzny.

- Spierdolę ci życie tak samo jak ty spierdoliłeś jej! I nie obchodzi mnie jak będziesz cierpiał. Zrobię wszystko byś został ukarany - warknąłem do niego, a po chwili ochroniarze odciągnęli mnie od niego. Jednak miałem w sobie zbyt wiele złych emocji i zacząłem się bić z mężczyznami.

Jeden chciał mnie uderzyć w twarz, ale zrobiłem unik i odepchnąłem go stopą powalając na podłogę i kopiąc w brzuch. Kolejny złapał mnie za ramiona z tyłu, ale udało mi się wyrwać i przywalić mu w twarz, a następnie wygiąłem mu ręce i popchnąłem na jego kolegę, który zwijał się z bólu.

- Już mi trochę lepiej - powiedziałem patrząc na rozróbę jaką zrobiłem i wyszedłem z restauracji kierując się prosto do samochodu. Gdy już do niego wsiadałem dostrzegłem radiowóz zmierzający w stronę budynku więc szybko zawróciłem i wyjechałem z tej okropnej ulicy zmierzając prosto do baru gdzie chciałbym się chwilę odprężyć.

Na miejsce dotarłem jakoś po pół godzinie i od razu podszedłem do baru gdzie aktualnie pracował tam Dylan, mój znajomy. Przywitałem się z nim i zamówiłem Burbon z lodem. Moja głowa pękała od myśli. Już sam nie wiem co mam myśleć i czuć. To wszystko jest jakieś pojebane.

My Obsession Where stories live. Discover now