Rozdział 11

5.3K 270 22
                                    

Kolejnego dnia nie miałem ani ochoty, ani potrzeby spotkania się z Zoey. Wystarczająco dużo czasu spędziliśmy razem i nie uśmiechała mi się wizja kolejnego spotkania, na którym i tak nie ustalilibyśmy niczego pożytecznego, a jedynie pokłócilibyśmy się. Chciałem być dla niej miły, ale kiedy ona była uprzedzona do mnie, nie potrafiłem taki być. Jej chamstwo i arogancja w stosunku do mojej osoby, odpychały mnie od próby polepszenia naszych stosunków.

Wstałem dość późno, a na dodatek przez dobre pół godziny po obudzeniu się, nie ruszyłem się z łóżka. Chciałem zwyczajnie poleniuchować, tak jak robiłem to za dawnych czasów, kiedy jeszcze nie byłem aż tak sławny. Mimo, że spełniałem swoje marzenia, mimo, że robiłem to co kocham, czasami chciałem powrócić do czasu, przed rozpoczęciem mojej kariery muzycznej.

Kilka minut po godzinie dwunastej postanowiłem zwlec się z łóżka. Nie trudziłem się, żeby się ubrać, po prostu skierowałem się do kuchni, gdzie zaparzyłem sobie poranną kawę. Usiadłem na krześle przy stolę i sięgnąłem po telefon. Sprawdzałem różne portale społecznościowe, popijając przy tym kofeinową ciecz. Szczerze mówiąc, uwielbiałem takie poranki, kiedy nie musiałem się martwić o to, czy przypadkiem nie spóźnię się na jakiś wywiad, czy występ. Owszem kochałem sposób w jaki żyłem, ale czasami mnie on przytłaczał. To ciągłe robienie zdjęć, rozdawanie autografów, bycie śledzonym przez praktycznie cały czas, męczyło i to bardzo.

Po wypiciu kawy i zjedzeniu prymitywnego śniadania, złożonego z dwóch kanapek, ponieważ tylko na tyle pozwoliły mi moje umiejętności kulinarne, rozsiadłem się wygodnie na kanapie w salonie z laptopem na kolanach. Postanowiłem obejrzeć jakiś film, ponieważ dość dawno tego nie robiłem. Wybrałem "Seven Pounds" i zająłem się seansem. Niestety, ale w połowie przeszkodził mi dzwonek telefonu, który musiałem odebrać, ponieważ dzwonił do mnie Louis.

-Słucham cię, mój przyjacielu - powiedziałem, po naciśnięciu zielonej słuchawki.

-Mam do ciebie pilną sprawę - oznajmił.

-Jaką? Tylko proszę nie mów mi, że znowu mam stworzyć piosenkę z piosenkarką, której nie cierpię - westchnąłem.

-Nie tym razem - zaśmiał się. - Przyjedź do mnie, to nie jest sprawa na telefon - poprosił.

Wypuściłem ciężko powietrze. Nie takie miałem plany na ten dzień. Chciałem odpocząć, przesiedzieć cały dzień w domu, ale najwidoczniej nie było mi to dane.

-Będę u ciebie za jakaś godzinę - stwierdziłem, po czym zakończyłem połączenie.

Odłożyłem laptop na stolik do kawy, który znajdował się naprzeciwko kanapy, na której siedziałem i powróciłem do swojej sypialni. Wyciągnąłem z mojej szafy czarne, obcisłe spodnie i białą koszulę w bordowe, pionowe pasy. Założywszy to na siebie, udałem się od łazienki, gdzie ułożyłem swoje włosy oraz popryskałem się perfumami.

Gdy uznałem, że byłem gotowy schowałem do kieszeni spodni telefon, założyłem na nos okulary przeciwsłoneczne, zabrałem z komody kluczyki do samochodu i opuściłem dom, uprzednio go zamykając. Wsiadłem do swojego samochodu i odpaliłem silnik. Po chwili zmierzałem już w stronę domu Louisa.

Na miejsce dotarłem po niecałej godzinie, ponieważ korki panujące w mieście lekko mnie opóźniły. Zaparkowałem samochód na dość dużym podjeździe przed willą Tomlinsona i skierowałem się do jego domu. Wszedłem do budynku bez pukania, ponieważ drzwi były otwarte.

-Jestem! - krzyknąłem, aby mój menedżer dał mi znak, gdzie się wtedy znajdował.

-Kuchnia! - odkrzyknął.

Skierowałem się do owego pomieszczenia i mój przyjaciel rzeczywiście tam był. Stał przy kuchni i zawzięcie coś gotował. Mogłem mu jedynie pozazdrościć jego talentu, może i nie potrafił ugotować skomplikowanych potraw, ale zdecydowanie radził sobie w kuchni lepiej niż ja. Dla mnie gotowanie było czarną magią i tą umiejętność nazywałem talentem.

-Co to za ważna sprawa? - zapytałem.

-Zaraz ci powiem - odpowiedział. - Tylko skończę.

Przytaknąłem i usiadłam na jednym z krzeseł, które znajdowały się przy stole w jego kuchni. Cóż była bardzo duża, więc spokojnie mieścił się w niej stół dla sześciu osób. Może i Louis miał duży dom z ogrodem i basenem, ale mieszkał w nim sam. Oczywiście kilka dziewczyn już miał, ale żadnej nie widział w charakterze swojej dziewczyny na stałe, żony.

-Dobra, możemy pogadać - oznajmił po około dwudziestu minutach.

Niebieskooki skierował się do salonu, więc podążyłem za nim. Rozsiadłem się wygodnie na skórzanej kanapie, natomiast mój przyjaciel wyjął z barku butelkę whisky i dwa kieliszki.

-Stary, ja nie piję, jestem samochodem - zaznaczyłem.

Mężczyzna wzruszył ramionami i odłożył jeden kieliszek na swoje dawne miejsce. Następnie zasiadł na kanapie naprzeciwko mnie i nalał do swojego naczynia alkoholowej cieczy. Wypił to na raz i sięgnął po teczkę, która znajdowała się na końcu stolika, który stał pomiędzy kanapami i wyjął z niej dwie kartki.

-Przeczytaj to. Wiem, że najprawdopodobniej mnie za to zabijesz, ale z tego miejsca cię przepraszam - westchnął.

Spojrzałem na niego dziwnie, ale bez żadnych protestów wziąłem do rąk kartki, które mi podał. Zająłem się czytaniem drobnego druku, to co tam przeczytałem zszokowało mnie na tyle, że nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa:

Poniżej podpisani [przez swoich menedżerów] Harry Styles i Zoey Lorens są zobowiązani do stworzenia ciekawego występu, podczas trwania gali odbioru nagród Grammy. Występ tak jak w wcześniejszej umowie zaznaczono, ma być premierą ich wspólnej piosenki o tematyce miłosnej. Ponadto, muzycy zmuszeni są do stworzenia romantycznej atmosfery podczas śpiewania, a w końcowym etapie swojego występu do pocałowania się. Zaznaczamy również, że wpłynie to na pozytywny odbiór ich piosenki oraz na całokształt wyglądu występu.

Przypominamy również o tym, że gala odbędzie się dwudziestego lipca bieżącego roku. Prosimy o niezwłoczne nadesłanie tekstu piosenki.

Spojrzałem na drugą kartkę, aby zobaczyć czy widnieje ta podpis Louisa. Oczywiście był tam, ale nie tylko jego, ponieważ podpis menedżerki Zoey również tam był. Rzuciłem kartkami gdzieś za siebie i spojrzałem gniewnie na moje przyjaciela. Doskonale wiedział o moich stosunkach z Lorens, a jednak podpisał tą cholerną umową. Zresztą kolejną już bez uzgadniania tego ze mną.

-Masz mi coś do powiedzenia? - warknąłem.

-Nie chciałem tego podpisywać - mruknął.

-Nie chciałeś? - prychnąłem. - To dlaczego to podpisałeś?

-Spotkałem się wtedy z Natalie, mieliśmy to omówić, ale w żadnym wypadku nie chcieliśmy tego podpisywać, naprawdę. Siedzieliśmy u mnie, jakoś tak fajnie nam się rozmawiało, no to wyjąłem wino, aby jeszcze fajniej nam się rozmawiało. Dziwnym sposobem oboje straciliśmy umiar i... No tak wyszło, przepraszam. Jakoś ci to wynagrodzę, przysięgam - uklęknął przede mną, co wyglądało nadzwyczaj komicznie.

-Siadaj i nie rób z siebie jeszcze większego idioty - zaśmiałem się.

-Czyli nie jesteś zły? - zapytał ledwo słyszalnie.

-Jestem, ale jakoś przeżyje to, że mój menedżer, i zarazem przyjaciel, upił się z dziewczyną i podpisał jakąś cholerną umowę.


Hej, hej kochani xx
Powinnam się uczyć, ale z racji tego, że źle się czuję dodaję rozdział. :x
Co sądzicie? xx

No Control||h.s✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz