Rozdział 37

2.9K 170 7
                                    

Minęły dwa tygodnie. Całe czternaście dni odkąd Zoey stała się moją dziewczyną. To uczucie było jednym z najlepszych w moich życiu. Chciałem cały czas spędzać z nią, całować ją, przytulać. Uczucie, którym ją obdarzyłem zmieniło mnie, oczywiście na lepsze. Czułem, że naprawdę żyje, że jestem coś wart i ktoś mnie potrzebuje.

W sobotę rano zostałem obudzony przez głośne walenie do moich drzwi. Przetarłem jeszcze zaspane oczy i wolnym krokiem poszedłem otworzyć. Osobą, która chciała się ze mną zobaczyć, okazał się szef mojej wytwórni płytowej – Jason. Zdziwiłem się jego widokiem, ale wpuściłem go do mojego domu, choć z wielką niechęcią. Poprosiłem go, aby rozgościł się w salonie, abym mógł przygotować nam coś do picia. Wróciłem do salonu po kilku minutach, trzymając w rękach dwa kubki z gorącą herbatą. Położyłem jeden naprzeciwko mojego szefa, na co jedynie przewrócił oczami.

-Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.

-O czym? – zdziwiłem się.

-Ubierz się i wtedy wszystko przedyskutujemy – oświadczył.

Powędrowałem do sypialni, gdzie założyłem na siebie jakieś dresy oraz zwykłą koszulkę i powróciłem do mojego rozmówcy. Mężczyzna, zauważywszy mnie, wyjął z czarnej aktówki kilka gazet i rzucił je na stół do kawy.

-Co to jest? – westchnął.

Usiadłem na kanapie i wziąłem do rąk jedną z gazet. Musiałem przyznać, że od dłuższego czasu nie czytałem gazet, nie sprawdzałem różnych artykułów, ponieważ zwyczajnie nie chciałem się denerwować nieprawdziwymi informacjami na mój temat.

Na pierwszej stronie czasopisma, które trzymałem, widniało moje zdjęcie z Zoey. Trzymaliśmy się za ręce, przechadzając się ulicami Nowego Jorku. Oczywiście obok owej fotografii był wielki napis „Czy Harry Styles i Zoey Lorens są oficjalnie parą? Co z Chloe, z którą piosenkarz ostatnimi czasy był widywany?"

-Mam swoje życie, to źle? – spytałem.

-Harry – zaczął. – Twoje życie w 90% procentach podporządkowane pod moją wytwórnie. Nie pamiętasz jak podpisałeś umowę, spełniającą twoje marzenia?

-Tak, doskonale pamiętam, jak mnie oszukałeś – uśmiechnąłem się złośliwie.

-Nie, mój drogi, ty po prostu nie czytałeś ze zrozumieniem - powiedział z wyższością.

Nie odpowiedziałem mu już. Wstałem z kanapy i upuszczając gazetę powędrowałem do kuchni. Wytwórnia, której podopiecznym byłem, zrobiła mi więcej krzywd niż pomogła spełnić marzenia. Nienawidziłem siebie za to, że wtedy podpisałem tą cholerną umowę, mimo że Louis kilka razy mnie ostrzegał. Twierdziłem, że to jedyna wytwórnia, która może mnie przyjąć, wydać moje piosenki i album. Wtedy też myślałem, że Jason jest dobrym człowiekiem, któremu zależy na dobru innych. Dopiero po kilku miesiącach zobaczyłem, kim tak naprawdę był. Zmienił we mnie totalnie wszystko. Wygląd, zachowanie, styl muzyczny. Kazał mi robić rzeczy, które miały pozytywnie wpłynąć na mój wizerunek, ale w żadnych stopniu tak nie było.

Po niedługim czasie w kuchni pojawił się Jason z chytrym uśmiechem na twarzy. Doskonale wiedziałem, że w jego głowie pojawił się kolejny wspaniały plan, który zrujnuje moje życie. Oparł się o framugę i przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie.

-Masz czas do jutra – stwierdził.

-Z czym? – zapytałem zdezorientowany.

-Z przestaniem rujnowania mojego planu. Musisz zerwać z Lorens.

Wypuściłem ciężko powietrze. Czułem się tak bezradnie. Z jednej strony bycie w związku z Zoey, było jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu, natomiast z drugiej strony podpisałem pięcioletni kontrakt z Jasonem i obowiązywał mnie on jeszcze przez jakiś czas. Myśląc o tym wszystkim, nie zauważyłem, kiedy mężczyzna opuścił kuchnię. Odczuwając brak jego osoby, również opuściłem pomieszczenie.

-Poczekaj! – krzyknąłem, kiedy wychodził z mojego domu.

-Tak szybko podjąłeś decyzję? – uśmiechnął się zwycięsko.

-Znajduj sobie drugie połówki dla innych głupców, którzy nadal wydają piosenki w twojej wytwórni. Mną już nie będziesz manipulował, doszczętnie zepsułeś moje życie przez te kilka lat – prychnąłem.

Widziałem, że zdziwił się tym, co powiedziałem. Nie był przyzwyczajony do sprzeciwu. Odkąd pamiętam był człowiekiem, który podporządkowywał sobie wszystkich i wszystko. Zawsze musiało być tak, jak on tego chciał.

-Tego chcesz? – powiedział oburzony moją wypowiedzią. – Wiesz, że mogę sprawić, że żadna wytwórnia już cię nie przyjmie? Zdajesz sobie sprawę jak ważnym człowiekiem jestem?

-Jesteś kłamliwy, arogancki, chytry i zależy ci tylko na sobie i na pieniądzach, które zarabiasz. Nie dziwię się, że dwie twoje byłe żony nie wytrzymały z tobą długo! – krzyknąłem.

Jego oczy w momencie się powiększyły. Doskonale wiedziałem, że przypomnienie mu o jego dawnych miłościach to zdecydowanie odważny krok, ale nie przejmowałem się tym.

-Spotkamy się w sądzie. Zniszczę cię, nie pozbierasz się do końca swojego życia – oświadczył i opuścił moje mieszkanie, głośno trzaskając drzwiami.

Powędrowałem do salonu i pod wpływem emocji zbiłem wazon, który stał na komodzie. Zrzuciłem też jeden z obrazów i rzuciłem dzwoniącym telefonem o ścianę. Byłem zły, ba, byłem wściekły. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tak źli ludzie mają władzę i dlaczego życie musi być, aż tak skomplikowane.

Jak wam się podoba ten rozdział? ^-^ 

Zostały 3 do końca. xx

No Control||h.s✔Where stories live. Discover now