Ja : Dobry wieczór.
Makaron : DOBRY?! GDZIE TY BYŁAŚ, MARTWIŁEM SIĘ, BAŁEM SIĘ, ŻE NAPISAŁEM COŚ NIE TAK, ALBO, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO. UMIERAŁEM Z NERWÓW, PRÓBOWAŁEM ZDOBYĆ TWÓJ ADRES, NIESTETY MI SIĘ TO NIE UDAŁO. ALBO MOŻE I STETY BO BYŚ DAWNO LEŻAŁA MARTWA. A TERAZ TAK PO PROSTU PISZESZ "DOBRY WIECZÓR"?!
Ja : Strasznie Cię przepraszam, Cam.
Makaron : więc może teraz mi wyjaśnisz dlaczego nie dawałaś znaku życia, przez ten cały czas?:)
Ja : Nie zaczyna się zdania od "więc".
Makaron : grabisz sobie
Ja : To nie rozmowa na sms-y.
Makaron : w takim razie spotkajmy się
Ja : Lepiej nie... Wyglądam okropnie. Mogę zadzwonić?
Przychodzące połączenie od Makaron, czy chcesz odebrać?
Tak.
-Cześć, Cam - zaczęłam rozmowę.
-Hej. Chyba zasługuję na wyjaśnienia, nie sądzisz?
-Oczywiście... Chodzi o to, że Harry miał... wypadek. Zapadł w śpiączkę... cholera, to się stało z mojej winy rozumiesz?
-Nie bardzo. Najlepiej opowiedz mi od początku do końca.
Westchnęłam, próbując powstrzymać cisnące się do moich oczu łzy.
-Harry poprosił mnie, żebym pojechała z nim i jego mamą na zakupy po garnitur, na ślub jego kuzyna. Zdziwiłam się, w końcu Harry powinien poprosić o pomoc swojego chłopaka, sądziłam, że to by było odpowiedniejsze, bo nie znam się na garniturach, a Louis lubi jeździć na zakupu. Rozmowa zeszła na tor wyjścia z szafy Harry'ego. Byłam pewna, że ma to za sobą - głos mi zadrżał, i z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia płaczem. - Zaczęłam naciskać, żeby powiedział mamie prawdę o swojej orientacji. Pod warunkiem, że porozmawia o tym z mamą pojechałam do sklepu. W drodze powrotnej Hazza jej wszystko powiedział. Ona go zwyzywała i kazała wysiąść z auta, i nie wracać do domu. On to zrobił... To znaczy wysiadł...
W tym momencie przestałam się powstrzymywać. Po prostu zaczęłam płakać.
-Ja zostałam jeszcze w samochodzie, żeby wygarnąć jej wszystko. Dopiero potem poszłam za Harry'm - kontynuowałam. - Był sporo przedemną... Prawdopodobnie płakał... Nie zwracał uwagi na otoczenie. W pewnym momencie nadjechał samochód. Krzyknęłam w jego stronę, ale chyba nie usłyszał... Potem został potrącony... Nie odpisywałam ci, bo nie chciałam mieć z nikim styczności. Nie kontaktowałam się ani z tobą, ani z Louis'em. Nie rozmawiałam z bratem... Z nikim. Chciałam przestać istnieć, i...
- Bea - przerwał mi - nie możesz się obwiniać. I trzeba było zadzwonić do mnie, cokolwiek. Postarałbym się pomóc, chociażby być poduszką, albo chusteczką.
-Przepraszam cię, bardzo - zaszlochałam.
-Hej - zaśmiał się lekko. - Jest w porządku księżniczko. Napewno nie chcesz, żebym wpadł?
-Lepiej nie - wymamrotałam.
-Dobrze, ale będziemy w kontakcie, tak?
-Oczywiście - uśmiechnęłam się pod nosem.
YOU ARE READING
We'll shine together
Teen FictionNieznany : kurwa jack wracaj już od dwudziestu minut siedzę tu sam z tą karyną Nieznany: utopiłeś się w tym kiblu czy jak? Nieznany: przysięgam jak tylko wrócisz oderwe ci kutasa a potem wsadze głęboko w dupe Ja : Trochę grzeczniej kolego. Chyba pom...