Czterdzieści jeden

15.8K 1K 12
                                    

Ja : Dobry wieczór.

Makaron : DOBRY?! GDZIE TY BYŁAŚ, MARTWIŁEM SIĘ, BAŁEM SIĘ, ŻE NAPISAŁEM COŚ NIE TAK, ALBO, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO. UMIERAŁEM Z NERWÓW, PRÓBOWAŁEM ZDOBYĆ TWÓJ ADRES, NIESTETY MI SIĘ TO NIE UDAŁO. ALBO MOŻE I STETY BO BYŚ DAWNO LEŻAŁA MARTWA. A TERAZ TAK PO PROSTU PISZESZ "DOBRY WIECZÓR"?!

Ja : Strasznie Cię przepraszam, Cam.

Makaron : więc może teraz mi wyjaśnisz dlaczego nie dawałaś znaku życia, przez ten cały czas?:)

Ja : Nie zaczyna się zdania od "więc".

Makaron : grabisz sobie

Ja : To nie rozmowa na sms-y.

Makaron : w takim razie spotkajmy się

Ja : Lepiej nie... Wyglądam okropnie. Mogę zadzwonić?

Przychodzące połączenie od Makaron, czy chcesz odebrać?

Tak.

-Cześć, Cam - zaczęłam rozmowę.

-Hej. Chyba zasługuję na wyjaśnienia, nie sądzisz?

-Oczywiście... Chodzi o to, że Harry miał... wypadek. Zapadł w śpiączkę... cholera, to się stało z mojej winy rozumiesz?

-Nie bardzo. Najlepiej opowiedz mi od początku do końca.

Westchnęłam, próbując powstrzymać cisnące się do moich oczu łzy.

-Harry poprosił mnie, żebym pojechała z nim i jego mamą na zakupy po garnitur, na ślub jego kuzyna. Zdziwiłam się, w końcu Harry powinien poprosić o pomoc swojego chłopaka, sądziłam, że to by było odpowiedniejsze, bo nie znam się na garniturach, a Louis lubi jeździć na zakupu. Rozmowa zeszła na tor wyjścia z szafy Harry'ego. Byłam pewna, że ma to za sobą -  głos mi zadrżał, i z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia płaczem. - Zaczęłam naciskać, żeby powiedział mamie prawdę o swojej orientacji. Pod warunkiem, że porozmawia o tym z mamą pojechałam do sklepu. W drodze powrotnej Hazza jej wszystko powiedział. Ona go zwyzywała i kazała wysiąść z auta, i nie wracać do domu. On to zrobił... To znaczy wysiadł...

W tym momencie przestałam się powstrzymywać. Po prostu zaczęłam płakać.

-Ja zostałam jeszcze w samochodzie, żeby wygarnąć jej wszystko. Dopiero potem poszłam za Harry'm - kontynuowałam. - Był sporo przedemną... Prawdopodobnie płakał... Nie zwracał uwagi na otoczenie. W pewnym momencie nadjechał samochód. Krzyknęłam w jego stronę, ale chyba nie usłyszał... Potem został potrącony... Nie odpisywałam ci, bo nie chciałam mieć z nikim styczności. Nie kontaktowałam się ani z tobą, ani z Louis'em. Nie rozmawiałam z bratem... Z nikim. Chciałam przestać istnieć, i...

- Bea - przerwał mi - nie możesz się obwiniać. I trzeba było zadzwonić do mnie, cokolwiek. Postarałbym się pomóc, chociażby być poduszką, albo chusteczką.

-Przepraszam cię, bardzo - zaszlochałam.

-Hej - zaśmiał się lekko. - Jest w porządku księżniczko. Napewno nie chcesz, żebym wpadł?

-Lepiej nie - wymamrotałam.

-Dobrze, ale będziemy w kontakcie, tak?

-Oczywiście - uśmiechnęłam się pod nosem.

We'll shine togetherWhere stories live. Discover now