Pięćdziesiąt cztery

13.1K 866 234
                                    

Byłam szczęśliwa. Brzmi mało szczerze i może trochę tandetnie, ale to najtrafniejsze słowo opisujące moje uczucia. Byłam po prostu szczęśliwa. Rzadko zdarzało mi się czuć coś takiego. To jest ten rodzaj szczęścia, kiedy budzisz się rano bez zmartwień, będąc niecierpliwą tego co się. wydarzy.

Dziś miałam po raz pierwszy iść na "randkę" z Cameronem. Byłam bardzo podekcytowana. Niesamowite, że to wszystko zaczęło się od przypadkowej wiadomości.

Moje rozmyślenia przerwało dzwonienie telefonu. Co za ironia.

-Halo? - odebrałam telefon nie patrząc na to kto dzwoni.

-B-Bea? - usłyszałam drżący głos Louisa.

-Louis? Coś się stało?

-T-tak. To ja... I tak... S-stało się - powiedział i zaczął szlochać.

-Rany, Lou. Przepraszam, ale muszę zaraz wychodzić, więc czy możesz zadzwonić z tym do Harry'ego? - spytałam, przyłapując się na obgryzaniu paznokci.

Nie odpowiedział. Chłopak ciężko oddychał i nie przestawał szlochać. Mogłabym się założyć, że cały drży.

-Louis? - powiedziałam trochę głośniej zniecierpliwiona.

Jeśli dalej tak pójdzie, to tym razem ja się spóźnie, bądź nie przyjdę wcale.

-Lou, naprawdę się spieszę... Oddychaj głęboko... Wdech, wydech.

Powoli zaczął się uspokajać, a przynajmniej tak mi się wydawało.

-Nie mogę iść z tym do niego... Ani z niczym innym...

-Nie bardzo rozumiem...

-Bea...

-O mój Boże... Zerwaliście? - zakryłam dłonią usta.

-Jestem przed twoimi drzwiami, c-czy mogę wejść?

-Dobra, byle szybko to załatwmy, w porządku?

-Oke-ej


Rozłączyłam się i ruszyłam otworzyć drzwi wejściowe.

Przed nimi stał Louis. Jego ręce i kolana się trzęsły, oczy były całe zapuchnięte bez dawnego blasku, policzki zaczerwienione, a usta zaciśnięte. Włosy były w całkowitym nieładzie, jak gdyby dopiero się obudził.

Wyglądał jakby był krok od wybuchnięcia płaczem.

-Louis? Powiesz o co chodzi? - zapytałam niepewnie.

Spojrzał mi prosto w oczy, a potem znalazł się przy mnie i mocno mnie do siebie przytulił

-Bea... On... Harry.... Harry nie żyje - powiedział do mojego ucha, łkając.

Poczułam jak moje serce się boleśnie zaciska. Nie przyjęłam tego do siebie. Napewno coś źle zrozumiałam...

Lekko objęłam Louisa w pasie, cicho prosząc o powtórzenie

-On umarł, Bea... Odszedł na zawsze...



Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, że wWas zawiodłam, ale od samego początku był taki plan...
Buziaki. ;-(


We'll shine togetherWhere stories live. Discover now