[S.1]

601 46 10
                                    

- Obudź się... - powiedział męski głos, przepełniony troską, nie chcąc się obudzić, zostałam poruszona bardziej radykalnymi krokami, ktoś zaczął mną potrząsać na tyle mocno, bym otworzyła oczy.

Spojrzałam wprost w dwu kolorowe oczy, które śledziły mój każdy ruch.

- C-co? - wymamrotałam zdziwiona tym spotkaniem, rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdzie się znajdowaliśmy, siedząc na zimnej, betonowej podłodze wstałam, opierając się również o betonowe płyty.

Byłam pewna, że zasnęłam w moim łóżku, czemu znalazłam się w tym odrażającym miejscu...

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, który okazał się nim nie być.

- Dzięki bogu, że cię znalazłem - powiedział lekko zdyszany, nadal nie rozumiejąc tej całej sytuacji, chciałam zalać go pytaniami - wytłumaczę ci to wszystko w drodze - powiedział, zmierzając wolnym krokiem w jednym z kierunków.

Zaczęliśmy iść w normalnym tempie, to wszystko było zbliżone do tuneli, w którym zostaliśmy uwięzieni.

- Może wyda ci się to dziwne, ale jesteś pierwszą osobą, którą tutaj znalazłem - powiedział z lekkim podenerwowaniem - ale i tak mam nadzieje, że i nie ostatnią - powiedział, głośno przełykając ślinę.

- N-nadal nic nie rozumiem...

- Ja tym bardziej... - powiedział, wyciągając dziennik, nakreślając kolejne linie - jak się czujesz? - powiedział z troską.

- Nie wiem... Znaczy! Tak samo, jak zwykle - powiedziałam szybko.

- Masz może coś w kieszeniach? - spytał się, po czym zaczęłam przeszukiwać kieszenie.

- Nóż i... - powiedziałam po chwili, wyciągając małe opakowanie z drugiej kieszeni - ciasteczka?

Nic nie powiedział, z zainteresowaniem spojrzałam na niego, po czym zaczął mi dalej tłumaczyć.

- Zanim zapytasz o kolejną rzecz, która w tej sytuacji się nie przyda, przejdź do konkretów - powiedziałam pogubiona.

- Nie chce cię kłamać... Ale to, co tu się dzieje to istny horror - powiedział smutno w moją stronę - nie tylko zostaliśmy uwięzieni w labiryncie... Ale też są tu istne potwory, potwory w postaci ludzi, oni w tym przypadku nie mają nic z człowieczeństwa...

Zatrzymałam nasz chód przez zimne ciemne korytarze, uświadamiając sobie, co w tej chwili do mnie powiedział Lysander...

Potwory, podobne do ludzi, bez człowieczeństwa?!

- To znaczy, że my nie mamy żadnych szans... - powiedziałam przerażona, kiedy Lysander mocno chwycił za moje ramiona.

- Nie myśl tak, wyjdziemy z tego, wystarczy... że będziemy się ciągle trzymać prawej ściany... - powiedział z wymuszonym uśmiechem, na co tylko przytaknęłam.

Resztę drogi szliśmy bez żadnych zbędnych nam rozmów...

W takim razie, jak trzyma się reszta? A co jeśli im coś się stało...

/ Perspektywa Kastiela /

- Iris! Za tobą! - krzyknąłem w jej stronę, odpychając dość małym mieczem, jeżeli mógłbym to tak nazwać.

- Musimy się stąd ulotnić! - powiedziała zdyszana - nie damy sobie z nimi rady - powiedziała, podbiegając w moją stronę, omijając osobniki o złym nastawieniu na nas.

- Zmywajmy się stąd! - powiedziałem do niej, kiedy zaczęliśmy razem biec, po czasie zorientowaliśmy się, że jeden z tych osobników był wiele szybszy od reszty i zaczynał nas tym samym doganiać - Odsuń się! - krzyknąłem, kiedy popchnąłem ją tak mocno, że uderzyła o ścianę, tym samym odbierałem atak od nieprzyjaciela.

Pani mego serca - Słodki Flirt  |1&2|Where stories live. Discover now