Rozdział 4

6.2K 357 165
                                    

-NIE!!!!! - krzyknęłam i obudziłam się. Byłam zalana potem. Znowu ten sam koszmar. Oddychałam ciężko. Spojrzałam na zegarek 5:55. Co dziennie o tej samej porze się budzę. Od wyjścia mojego z Remusem minęły 4 miesiące, co oznacza że jest grudzień. Wzięłam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki żeby się przyszykować,ponieważ była sobota nie musiałam zakładać mundurka.. Kiedy się ubrałam związałam włosy w koka. Kiedy wyszłam była 6:13. Wzięłam książkę i poszłam do PW. Zaczęłam czytać. Książka była o wilkołakach. Niewiem czemu ale fascynowały mnie te istoty.

O 7:30 poszłam odłożyć książkę. Wyszłam z PW i szłam korytarzem do WS (Wielkiej Sali). Weszłam do środka. Było strasznie mało ludzi. Popatrzyłam na stół Ślizgonów. Zobaczyłam Carla. Podeszłam do niego i zakryłam oczy.

-Kto to? -spytałam.

-Moja kochana siostrzyczka, Veronica. -odparł a ja odkryłam mu oczy. -Jedziesz na święta do domu?

-Nie. Nie chcę widzieć matki ani ojca. -odparłam. Zobaczyłam Belle, Cyzie i Lucjusza. -Ja idę się przywitać z przyjaciółmi. A ty jedziesz?

-Dobra idź. Tak, ja wracam. Jutro rano. -powiedział.

-Miłych świąt. - i odeszłam do przyjaciół. Siadłam obok Belli.

-Kogo my tu mamy? - powiedział Lucjusz.

-Waszą najukochańszą przyjaciółkę na świecie. -odparłam.
-No tak. Bo jak nie ty... -nie dokończyła Cyzia.

-To kto?. - zaśmiała się Bella a my po niej.

Rozmawialiśmy trochę. Potem poszłam do stołu Gryfonów. Nic nie tknęłam. I bardzo dobrze. Zobaczyłam że wszyscy ci co cokolwiek zjedli ich włosy zaczęły zmieniać kolor. Na kolor mocnego różu. Zaśmiałam się jak zobaczyłam że nawet Huncwoci i dziewczyny mają takie same włosy, oni śmiali się najbardziej.

-Potter, Black, Pettergrew, Lupin, Kleus oraz Renes. Za mną. - powiedziała profesor McGonagall, byłam zdziwiona. Czemu akurat ja? Wyszliśmy z WS.

-Co wy zrobiliście? - rzekłam przez chihot.

-Zaczarowaliśmy jedzenie. -powiedział śmiejący się Potter.

-Bez przesady. Co ja z wami mam. -powiedziałam.

-Tylko ty nie masz różowych włosów. Nic nie jadłaś? - spytał Black.

-Nie. Nie byłam głodna. -rzekłam zgodnie z prawdą. Weszliśmy do gabinetu McGonagall.

- Będziecie mieli szlaban. Przez dwa tygodnie, będziecie pomagać pani Pince w układaniu książek. -powiedziała surowo.

-Proszę pani. -rzekłam.

-Tak, panno Renes?

-Teraz będą dwa tygodnie ferii świątecznych i nie którzy jadą na święta do domu... -nie dokończyłam.

-Jak dobrze pamiętam zostaje tylko pani i pan Lupin. Więc przez ferie wy będziecie pomagać, a jak reszta waszej zgrai wróci to oni odbędą swój szlaban. A teraz proszę o wyjście. - powiedziała, posłusznie wykonaliśmy zadanie.

-Dzięki. -rzekłam tylko.

-Nie ma za co, kochanie. -powiedział Black.

-Czemu nie powiedziałaś że wracasz na ferie do domu? - spytałam. Spojrzałam na Remusa. Był strasznie blady. -Yyy... Remus, coś się stało?- spytałam z troską.

-Nie... Wszystko dobrze. Nie martw się. - powiedział. Nie uwierzyłam mu. Wszyscy nagle jakby sobie coś przypomnieli.

-Ja idę do Belli. Narazie. -powiedziałam i poszłam w stronę błoni, po śniadaniu powinna tam już być.

Perspektywa Roksany

-Luniak, naprawdę cię przepraszamy! - krzyknął Black.

-Zapomnieliśmy na śmierć. -odezwał się Potter.

-Nie bójcie się dam radę. -rzekł i słabo się uśmiechnął. Za cztery dni jest pełnia. A my na śmierć o tym zapomnieliśmy.

-Napewno? - spytałam.

-Tak, Wilczyco. -powiedział.

Perspektywa Veronici

-Dobra, to gdybyś miała wybierać między miłością a przyjaźnią to co wybierasz? - spytała Bella Cyzie. Chodziłtśmy po błoniach i gramy w pytania.

-Oczywiście, przyjaźń. -rzekła. -To Veronica, jaki jest twój sekret? -spytała.

-Mogę wam ufać? - spytałam.

-Oczywiście!! - krzyknęły.

-Bo... Bo ja.... -wzięłam wdech -Bo ja jestem ani magiem. -powiedziałam szybko. Spojrzały na siebie.

-Ale super!!!! - powiedziały.

-W co się zmieniasz? - spytała Cyzia.

-W lisa polarnego. -powiedziałam.- Ale nikomu tego nie mówcie.

Rozmawiałyśmy jeszcze parę godzin. Aż w końcu ja skierowałam się w stronę PW. Po drodze zauważyłam dyrektora Hogwartu.

-Dzień Dobry, panie dyrektorze. -powiedziałam.

-Dobrze że cię znalazłem panno Veronico.

-Coś się stało? - zaniepokoiłam się.
-Przejdźmy się. -zaczęliśmy iść. -Czy umiesz dotrzymać tajemnicy? - spytał

-Oczywiście.

-Chodzi o to że jeden uczeń z Hogwartu jest chory.

-Na co choruję? - dopytałma się.

-Na likantropię. Chodzi o to że wiem kim jesteś. I chciałbym cię prosić żebyś pomagła temu uczniowi. Podobnież kiedyś pomagałaś likantropowi.

-Tak to prawda.

-Więc, pomożesz?

-Tak, zgadzam się. Kiedy i gdzie mam się stawić?

- Za cztery dni pod bijącą wierzbą. Dziękuję, panno Veronico. Dowidzenia.

-Dowidzenia.

Książkowa depresja | Remus LupinWhere stories live. Discover now