-Zejdź na śniadanie, Vi. -usłyszałam głos mojej cioci z dołu.
Zeszłam z mojego łóżka. Jest 3 lipca. Opowiedziałam cioci Lilier o moich przygodach i problemach w Hogwarcie. Powiedziała że mi doradzi, tylko musi wszystko przetrawić.
-Jestem. -uśmiechnęłam się do cioci, krzątającą się w kuchni.
Jak zwykle czarne włosy ułożone w rozpadającego się koka. Ubrana w swoje niebieskie spodnie i białą bluzkę na długi rękaw. Uśmiechnęła się do mnie.
-Musisz znów te swoje kudły pomalować. Strasznie zbladły. -rzekła patrząc na mnie z wyrzutem. - I tym razem...
-Używaj odżywki. -przerwałam jej.
-No właśnie! - położyła talerz z naleśnikami na stół. -A teraz wcinaj.
Usiadłam do niedużego stołu i zaczęłam jeść. Ogólnie kuchnia jest połączona z jadalnią. Jest o wiele mniejsza niż w starym domu.
-Musimy porozmawiać. -powiedziała kobieta zmywając talerze.
-Tak? - spytałam wracając na swoje poprzednie miejsce.
-Za dwadzieścia minut bądź gotowa do wyjścia. Trzeba spakować resztę twoich rzeczy z domu twoich rodziców. -oznajmiła. Pokiwałam głową. Pobiegłam na górę rozczesać włosy i wziąść torbę. Potem zbiegłam na dół.
-Gotowa? - pokiwałam głową, i teleportowałyśmy się pod rezydencję moich przybranych rodziców.
Nie mówiłam wam że jestem adoptowana? No to teraz wiecie. Moi biologiczni rodzice, zginęli w pożarze. A mnie adoptowała rodzina Renes. Byli znajomymi moich rodziców. Moim prawdziwym nazwiskiem jest Jhones (czy. Dżones).
- Ja rozejrze się po pokojach twoich rodziców, a ty idź spakuj resztę rzeczy. -pokiwałam głową i skierowałma się na drugie piętro, w lewy korytarz.
Weszłam i zaczęłam wybierać niektóre rzeczy i chować je do torby.
Kiedy miałam wychodzić, zauważyłam coś dziwnego. Jakby zniszczony dziennik, który leży na moim łóżku. Podeszłam do niego i chwyciłam w dłonie. Poczułam mocne pieczenie na moim przedramieniu. Moja blizna zaczęła świecić zielonym blaskiem. Ukształował się dziwny znak, ale nie mogłam go dotrzeć. Dziennik spadł na podłogę i otwierając na losowej stronie. Usłyszałam zgłuszony krzyk a dalej ciemność.
**-***
-Jak to może się nie obudzić?! - usłyszałam głos Lilier, w którym było słychać strach i rozpacz.
-Nie możemy ustalić, co spowodowało ten stan. Więc narazie nie obudzi się szybko. -usłyszałam męski głos. Dalej znów ciemność.
**-****
-Czyli byłam w śpiączce przez miesiąc? spytałam doktora.
-Tak, ale jutro może już pani wyjść. -uśiachnął się i poszedł. Rozmawiałam z ciocią i opowiedziała mi że kiedy weszła do pokoju ja byłam blada i dziwny blask był na mojim przedramieniu.
![](https://img.wattpad.com/cover/101350864-288-k440376.jpg)
YOU ARE READING
Książkowa depresja | Remus Lupin
FanfictionDziewczyna która nie mogła w wieku 11 lat jechać do szkoły magi zwanej "Hogwart". Lecz jej rodzice zastępczy zgadzają się na żeby dziewczyna pojechała na czwarty rok nauki. Poznaje sławnych huncwotów. Co jeśli spotka tam przyjaciółkę? Co jeśli nie...