2-9

2.6K 171 39
                                    

-Zejdź na śniadanie, Vi. -usłyszałam głos mojej cioci z dołu.

Zeszłam z mojego łóżka. Jest 3 lipca. Opowiedziałam cioci Lilier o moich przygodach i problemach w Hogwarcie. Powiedziała że mi doradzi, tylko musi wszystko przetrawić.

-Jestem. -uśmiechnęłam się do cioci, krzątającą się w kuchni.

Jak zwykle czarne włosy ułożone w rozpadającego się koka. Ubrana w swoje niebieskie spodnie i białą bluzkę na długi rękaw. Uśmiechnęła się do mnie.

-Musisz znów te swoje kudły pomalować. Strasznie zbladły. -rzekła patrząc na mnie z wyrzutem. - I tym razem...

-Używaj odżywki. -przerwałam jej.

-No właśnie! - położyła talerz z naleśnikami na stół. -A teraz wcinaj.

Usiadłam do niedużego stołu i zaczęłam jeść. Ogólnie kuchnia jest połączona z jadalnią. Jest o wiele mniejsza niż w starym domu.

-Musimy porozmawiać. -powiedziała kobieta zmywając talerze.

-Tak? - spytałam wracając na swoje poprzednie miejsce.

-Za dwadzieścia minut bądź gotowa do wyjścia. Trzeba spakować resztę twoich rzeczy z domu twoich rodziców. -oznajmiła. Pokiwałam głową. Pobiegłam na górę rozczesać włosy i wziąść torbę. Potem zbiegłam na dół.

-Gotowa? - pokiwałam głową, i teleportowałyśmy się pod rezydencję moich przybranych rodziców.

Nie mówiłam wam że jestem adoptowana?  No to teraz wiecie. Moi biologiczni rodzice, zginęli w pożarze. A mnie adoptowała rodzina Renes. Byli znajomymi moich rodziców. Moim prawdziwym nazwiskiem jest Jhones (czy. Dżones).

- Ja rozejrze się po pokojach twoich rodziców, a ty idź spakuj resztę rzeczy. -pokiwałam głową i skierowałma się na drugie piętro, w lewy korytarz.

Weszłam i zaczęłam wybierać niektóre rzeczy i chować je do torby.

Kiedy miałam wychodzić, zauważyłam coś dziwnego. Jakby zniszczony dziennik, który leży na moim łóżku. Podeszłam do niego i chwyciłam w dłonie. Poczułam mocne pieczenie na moim przedramieniu. Moja blizna zaczęła świecić zielonym blaskiem. Ukształował się dziwny znak, ale nie mogłam go dotrzeć. Dziennik spadł na podłogę i otwierając na losowej stronie. Usłyszałam zgłuszony krzyk a dalej ciemność.

**-***

-Jak to może się nie obudzić?! - usłyszałam głos Lilier, w którym było słychać strach i rozpacz.

-Nie możemy ustalić, co spowodowało ten stan. Więc narazie nie obudzi się szybko. -usłyszałam męski głos. Dalej znów ciemność.

**-****

-Czyli byłam w śpiączce przez miesiąc? spytałam doktora.

-Tak, ale jutro może już pani wyjść. -uśiachnął się i poszedł. Rozmawiałam z ciocią i opowiedziała mi że kiedy weszła do pokoju ja byłam blada i dziwny blask był na mojim przedramieniu.












Książkowa depresja | Remus LupinWhere stories live. Discover now