Rozdział 10

3.9K 250 45
                                    

Szłam jednym z korytarzy w Hogwarcie. Jest kwiecień. Wszyscy się do mnie uśmiechali i machali. Odwzajemniałam gesty. Nagle podeszła do mnie blondynka o pięknych błękitnych oczach. Spojrzała na mnie, za plecami coś ukrywała. Ukucnęłam przy niej.

-Coś się stało? - spytałam spoglądając na błękitnooką.

-Nie. -wyjęła zza pleców białą róże. -To dla ciebie. -przyjęłam ją i uścisnęłam. Następnie pognała w tylko sobie znanym kierunku. Ja poszłam do PWG. Na miejscu znajdowali się Huncwoci i Huncwotki. Dziwnie się przy nich czułam.

-Biała! Przybyłaś!  Już myślałam że coś ci się stało! - krzyknęła Roksana. Usiadłam na kanapie między Alicją i Remusem.

-Co to za róża? - spytała Lily. Wszyscy spojrzeli na dany przedmiot.

-Dostałam ją... -nie dokończyłam bo przerwał mi Syriusz.

-James, zobaczy jak nasza Lisiasta szybko rośnie. Już znalazła sobie chłopaka. -udawał smutek.

-Masz rację, Łapo. Ale kiedy to się stało?  Jak ten czas szybko mija. -Rogacz otarł niewidzialną łzę. Przewróciłam oczami. Wstałam i spojrzałam na nich. Zamarłam. Przedmiot który trzymałam upadł na ziemie. Zamiast Jamesa widziałam chłopca strasznie podobnego do niego, tylko on miał zielone oczy i bliznę na czole.

-Coś się stało, Veronica? - spytał z troską Remus.

-Harry? - spytałam ignorując pytanie Lupina. Spojrzeli na mnie zdziwieni.

-Jaki Harry? - spytała Lily. Przed oczami miałam różne sceny. Był tam Harry, rudy chłopiec i dziewczyna w lokach. Później zobaczyłam tak jakby dorosłego Remusa i Syriusza. Upadłabym gdyby nie Luniak.

-Dziękuję. -szepnęłam. Usiedliśmy powili na kanapę.

-Co się stało? - spytał.

-Widziałam jakieś wspomnienia. -odparłam zgodnie z prawdą. -Ale były niewyraźne. -skłamałam.

Szczerze mówiąc przypomniałam sobie dużo ważnych informacji. Spojrzałam po zebranych. Łzy same z siebie pojawiły się w moich oczach. Wszyscy się rozejdą, a niektórzy umrą.  Poczułam jak ktoś mnie przytula. To był Lupin, głaskał mnie po włosach i kołysał lekko na boki. Uspokajało mnie to.

-Nie chcę żebyście umarli. -szepnęłam i bardziej się wtuliłam w Remusa. Czułam się bezpiecznie, ale wiem że coś ukrywa.







































Już czerwiec. Niedługo koniec roku.
Szłam sobie korytarzem do WS. Usłyszałam głosy na jednym z pobocznych korytarzy. Spojrzałam tam. Zauważyłam Alicję.

-To ty zaatakowałeś Veronice?

-Tak,to ja. Masz dolać to do jego napoju, jak najszybciej. -usłyszałam męski głos.

-Ale j-ja nie chcę robić nikomu krzywdy. - powiedziała roztrzęsiona.

-Skoro tak to twój kochany brat może nie dożyć jutrzejszego dnia.

-A-ale... -nie dokończyła.

-Tik.Tak. TiK. Tak. Czas mija.

-Dobrze. -postanowiłam szybko się ulotnić. Pobiegłam do WS. Gdy weszłam od razu skierowałam się do dyroktora. Powiedziałam szeptem co się stało i wyszłam z WS. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem. Skierowałam się na błonia. Usiadłam pod jednym z drzew. Po około 10 minutach, na moje kolana spadła koperta. Od cioci.  Otworzyłam ją. Literki w niektórych miejscach były lekko zamazane, jakby ktoś płakał gdy to pisał. Ciotka płakała?

Droga, Veronico

Niestety ale niedawno zdarzył się okropny wypadek.

Twoi rodzice zostali zamordowani. (Nie będzie mi ich szkoda)

Uprzedzając twoje pytanie, to tak. Carl też nie żyje.

Te wakacje spędzisz u mnie.

Bardzo mi przykro.

Twoja ukochana,
Ciocia Lilier


-Carl, nie żyje? - spytałam. Przecież on był tu niedawno. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Wytarłam łzy i postanowiłam być twarda. -Nie chciałby patrzeć na moje łzy.

Zauważyłam biegnącą Alicję.

-Veronica!!  Dobrze że cię znalazłam!  Chodź!!!! - złapała za mój nadgarstek i pobiegła w stronę bijącej wierzby. Kiedy znalazłyśmy się niedaleko niej odeszła odemnie parę kroków i wyjęła różdżkę. Którą skierowała we mnie.

-Co się stało? -spytałam obojętnie.

-Wiem że słyszałaś rozmowę. Przez to j-ja m-muszę cię z-z... -nie mogła tego wykrztusić.

-Zabić. Bo inaczej oni zabiją twojego brata. -dokończyłam. Spojrzała na mnie zdziwiona. -Nie musisz tego robić. Czy on by to chciał?

-Ty nic nie rozumiesz! Drętwota!! -ominęłam sprawnie zaklęcie. Wyjęałm swoją różdżkę i skierowałam ją w jej stronę.

-Może i nie. Ale wiem jaki to ból kogoś stracić. -rzekłam.

-Ty nic nie wiesz!! - ponowiła atak. Unikałam jak się da. -Crucio!!

Książkowa depresja | Remus LupinWhere stories live. Discover now