Część 2 rozdział 1

3.3K 195 53
                                    

Od kąt wróciłam minęły cztery dni(jest wtorek). Szłam korytarzem na obiad. Niby wszystko się układało, ale nie do końca. Bałam się o przyszłość. Weszłam do WS i usiadłam obok Roki i Lily. Niechciałam nic jeść, ale kiedy spojrzałam na Lily lub Remusa, zrezygowałam z planu nic nie jedzenia. Nałożyłam mała porcję ziemniaków i kurczaka. Zjadłam i wstałam żeby pójść pod salę OPCM. Kiedy wyszłam z WS i zrobiłam kilka kroków, usłyszałam za sobą głos.

-Nie zapomniałaś o kimś, Lisku? - Luniak podszedł do mnie a ja pocałowałam go w policzek.

-Nie. Nie wydaje mi się. -uśmiechnęłam się słodko. Zaśmiał się.

-Choćmy bo spóźnimy się na lekcję.

Szliśmy chwilę aż byliśmy pod salą.

*****-*

Jest sobota. Siedzę na wierzy Astronomicznej i patrzę na krajobrazy.

Nadal nie mogę uwierzyć że jestem na szóstym roku. A co za tym idzie? Następny będzie siódmy i koniec. Westchnęłam.

Co jeśli przyszłość będzie taka jaką widziałam? Wszyscy się rozstaniemy?

Spojrzałam w dół. Trochę wysoko. Coś mnie kusiło żeby wejść na mur i skoczyć.

-Tu jesteś. -usłyszałam głos za mną. Nawet nie zaszczyciłam tej osoby spojrzeniem. -Co się stało?
Spojrzałam w bok. Stał tam Remus. Uśmiechnęłam się lekko.

-Myślę nad przyszłością. Co będzie gdy ukończymy Hogwart. Niechce opuszczać tego miejsca. -powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Są plusy i minusy. Niestety będziemy musieli go opuścić, ale plus jest taki że w końcu będę mógł sobie ułożyć życie z osobą którą kocham. -mówiąc to złapał mnie za ręcę i patrzył w moje oczy.

***-**

Biegłam przez las. Cały czas wykrzykiwałam to jedno imię.

-Jhony!! Gdzie jesteś!? Jhony!!

Nikt nie odpowiadał. W końcu zauważyła przyjaciela, lecz nie był sam. Postać w czarnej pelerynie i białej masce na której jest przerażający uśmiech, właśnie wbił sztylet w twojego przyjaciela. Rozciął mu brzuch, umoczył palce w krwi i coś napisał, lub narysował, na drzewie. Potem uciekł. Pobiegłam do przyjaciela i przytuliłam go.

-Nie możesz mnie zostawić! Słyszysz!! To tylko sen... Tylko sen... -po policzkach dziewczyny płynęły łzy.

-Hej... Nie płacz... Będę patrzył na ciebie z góry... Kocham cię...-odsunęła się lekko i spojrzała w jego,już martwe,tęczówki.

-Nie! Nie, nie, nie, nie! NIE!!

-NIE!! -obudziłam się z krzykiem, siadając na łóżku. Znów ten sam sen. To stało się przecież cztery lata temu. Do dziś pamiętam te słowa.

Wstałam z łóżka, gdyż wiedziałam że nie zasnę. Spojrzałam na zegarek.

-Dopiero 6, a lekcje zaczynają się o 10.

Mimo to zaczęłam się bardzo wolno szykować. Po wszystkim była 8:30. Odpuszczę sobie śniadanie. Pewnie dostane ochrzan od Lily i Remusa, ale to nic. Zaczęłam sprzątać w pokoju. Nie wiem jak, ale miałam go nie posprzątanego.

Wzięłam torbę i skierowałam się do sali od transmutacji. Gdyby nie makijaż, to pewnie wszyscy by się pytali co mi się stało. Zanim go nałożyłam miałam opuchnięte oczy, wory pod oczami oraz bladą twarz. Od razu skierowałam się do ostatniej ławki. Nie było wielu osób, parę puchonów i gryfonów. Co się dziwić? Dopiero za 30 minut zaczyna się lekcja.

*-*****

Po lekcjach siedziałam w dormitorium. Omijałam Lily, Remusa, Jamesa, Alicję, Roki, Syriusza i Petera. Nie miałam ochoty z nimi gadać. Lecz i tak wiem że wcześniej czy później będę musiała, ale najpierw....

Muszę skończyć naszą znajomość.

Książkowa depresja | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz