2-15

2.5K 179 5
                                    

-J-jaa... Ja... -niewiedziałam co powiedzieć. Skłamać czy powiedzieć prawdę.

-Witaj, Veronico, Remusie! - usłyszeliśmy głos gajowego. Dziękuję ci Hagridzie! -Przepraszam, ale muszę zabrać Veronicę. - uśmiechnął się do Remusa.

-Dobrze, Hagridzie. -odparł miodowooki i się uśmiechnął. Jaki on ma piękny uśmiech... Kurdę! Nie myśl o nim!!

-Porozmawiamy kiedy indziej, Remusie. -powiedziałam i odeszłam z Hagridem. -Co się stało?

-Niepowinienem ci tego mówić, ale wiem jakie będzie pierwsze zadanie. -powiedział niepewnie gajowy.

-Jakie!?

-Będą to walki ze smokiem. O Cholibka! Zaraz się się spóźnie! - powiedział i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.

Niewiem ile tak stałam i patrzyłam się przed siebie, ale kiedy się opamiętałam robiło się zimno i ciemno. Postanowiłam iść w stronę zamku. Kiedy byłam tuż przy wejściu przypomniałam sobie coś. Harry brał udział w turnieju!! Pognałam jak najszybciej do PW.

Kiedy byłam w pomieszczeniu wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie. Mnie yo nie interesowało. Pobiegłam do dormitorium i rzuciłam się na lusterko dwustronne.

-Harry! Harry!!

-Co się dzieje?! - spytał przerażony.

-Próbuje się z tobą i z resztą skontaktować od początku roku!! - byłam lekko zła.

-Przepraszam, ale miałem zadanie. Kiedy indziej ci powiem. Mów.

-Chodzi o to że jest u nas Turniej Trójmagiczny i ja jestem jednym z uczestników. Jako pierwsze zadanie będzie walczyć ze smokiem. Powiec wszystko co wiesz o tym zadaniu! - powiedziałam na jednym wdechu.

Harry wytłumaczył mi mniej więcej o smokach. Czyli o chińskim Ognomiotym, podobiznę walijskiego zielonego smoka pospolitego, Szwedzkiego Krótkopyskiego, Rogogona Węgierskiego. Kiedy Harry skończył mi tłumaczy przyszła Miona i z nią rozmawiałam. Wyżaliłam się jej ze wszystkiego.

-Niewiem co teraz zrobić. Naprawdę mi na nim zależy. -spojrzałam na przyjaciółkę.

-Powinnaś powiedzieć mu że nadal go kochasz. Ja już muszę iść. Do zobaczenia! - odłożyłam lusterko. Zrobiłam wieczorną rutynę i położyłam się spać. Jutro poniedziałek.

Wstałam, zrobiłam poranna rutynę i kiedy miałam wychodzić ktoś wszedł do mnie do pokoju.

-Cześć!

-Cześć, Lilka. -uśmiechnęłam się. Wyszłyśmy z mojego dormitorium i kierowałyśmy się do WS. Po drodze wszystko powiedziałam Evans. To samo mam zamiar powiedzieć reszcie. Kiedy weszłyśmy do WS, Lily kazała mi usiąść obok Huncwotów. Co dziwne nikt się nie uśmiechał i nie było Remusa.

-Chłopcy co się stało? - spytała Lily. Spojrzeli po sobie.

-Remus jest w Skrzydle Szpitalnym. -powiedział Łapa.

Zamarłam. Od razu wybiegłam z WS i pognałam do SS. To po prostu był taki odruch. Kiedy weszłam do białego pomieszczenia szukałam łóżka chłopaka. Kiedy go zauważyłam szybkim krokiem tam podeszłam.

Był taki blady. W moich oczach pojawiły się łzy.

-Veronico, co ty tu robisz?- usłyszałam głos pani Pomfrey.

-Co z nim się stało? - zignorowałam pytanie.

-Podejrzewam że dolano mu coś do picia. Na szczęście to nic groźnego. Jutro wieczorem prawdopodobnie wyjdzie. Musi odpoczywać. Więc...

-Nigdzie nie idę. -odparłam stanowczo.

-A lekcje?

-Powiedziałam że nigdzie nie idę. -pielęgniarka westchnęła.

-Dobrze. Tylko nie siedź tu za długo. -rzekła i poszła do innych pacjętów.

Usiadłam krańcu łóżka. Spojrzałam na bladego blondyna. Serce pękało mi na tysiące kawałeczków.

-Tu jesteś. -usłyszałam głos Lily. -Co z nim?

-Ktoś dolał mu coś do picia. Wyjdzie z tego. Najpóźniej jutro wieczorem się obudzi.

-Całe szczęście. -odetchnęła z ulgą.

-Gdzie reszta? - spojrzałam na rudą. Usiadła na krześle.

-Mają szlaban.

-Nawet Alicja?

-Nawet Alicja. -potwierdziła. Rozmawiałyśmy jeszcze.

-Co zrobisz jak się obudzi? - spytała nagle.

Perspektywa Roksany

-Co zrobisz jak się obudzi? - usłyszałam głos Lily. Pokazałam chłopakom żeby byli cicho. Podeszliśmy bliżej, żeby lepiej słyszeć.

-Prawdę. Z resztą nie powinnam się przejmować co będzie w przyszłości. Nawet jeśli wszyscy zginiemy. Chcę żyć tu i teraz... Razem z wami wszystkimi. -tym razem odezwała się Renes.

-Cześć. -podeszłam do dziewczyn udając że nic nie słyszałam. Lily siedziała na krześle i uśmiechnęła się do mnie. A Biała patrzyła cały czas na mojego przyjaciela.

-Cześć. -odparły obydwie.

-Co z nim? - spytał Jamie.

-Wyjdzie z tego. Najpóźniej jutro wieczorem wróci do dormitorium. -odparła półprzytomnym głosem Veri.

-Panno Renes. -usłyszeliśmy głos Pani Pomfrey.

Perspektywa Veronici

-Proszę na drugie łóżko. -podniosłam się niechętnie i usiadłam na drugim łóżku. Pani Pomfrey podeszła do mnie i podwinęła rękaw szaty. Bandaż znów był we krwi. Czułam zdziwione spojrzenia przyjaciół.

Pielęgniarka zdjęła bandaż. Zobaczyłam rękę we krwi. Pomfrey obmyła krew i odkaziła ranę. Syknęłam z bólu. Pielęgniarka coś wymamrotała i powiedziała że zaraz wraca.

-Co ci się stało? - odezwał się Łapa.

-Sama niewiem.

Zobaczyłam że mam napis : "On nie jest nim".

-Czemu nie powiedziałaś że masz takie coś? - spytała Roksana.

-Nie było się czym chwalić.

Rozmawialiśmy godzinami, aż Pomfrey kazała wszystkim wyjść. Ja zostałam w SS, gdyż pielęgniarka stwierdziła że musi coś zrobić z tą raną.

Dopiero o 11 w nocy poszła. Od razu usiadłam na krześle obok Lupina. Złapałam za jego rękę.

-Musisz się obudzić. Dla mnie... -wyszeptałam.

Książkowa depresja | Remus LupinDonde viven las historias. Descúbrelo ahora