2-4

2.9K 180 28
                                    

-Normalnie nie wytrzymam. -powiedziałam w stronę lusterka.

-Co tam się dzieje? - spytał zdziwiony Harry.

-Gryffindor wygrał mecz Quidditcha, ze Slytherinem. Huncwoci zrobili imprezę. -wytłumaczyłam.

-No to masz z czego się cieszyć. -powiedział Ron.

-Taa... A zwłaszcza z tego że na meczu co chwile komentator mówił jaka ja jestem śliczna. -rzekłam z sarkazmem.

-W tym to ma rację. -powiedzieli Ron i Harry.

-Masz branie dziewczyno. -zaśmiała Miona.

-Dobra ja idę się przejść po zamku. Do jutra. -obrażona odłożyłam lusterko i wyszłam z dormitorium.

Bębenki chyba mi eksplodują. Mimo iż często robili te imprezy, to naprawdę dziś przesadzili. Zeszłam powoli po schodach. Większość Gryfonów się bawiła. Nawet zauważyłam parę innych osób z innych domów.

Szybko wyszłam z PWG i chodziłam po korytarzu. Przez okna było widać śnieg. Moja ulubiona pora roku. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Po chwili uśmiech zszedł z mojej twarzy.

Zamarłam. Zauważyłam dorosłego człowieka w czarnej pelerynie oraz białej masce z uśmiechem. Pisał coś na ścianie. Nawet nie zauważyłam kiedy krzyknęłam.

Odwrócił się do mnie. Wydawało mi się że się uśmiechnął. Po chwili znikł. Upadłam na kolana.

Przedemną leżała martwa Juliet. Nie mogłam uwierzyć.

-Natępna jesteś ty... -to właśnie było napisanie na ścianie.

Drugi raz w życiu widzę ten napis. Kiedy Jhony zginął, człowiek który go zabił, taki sam napis widniał na drzewie. Napis z krwi.

Nie zauważyłam kiedy wokół mnie i Juliet zebrało się tyle osób. Po niedługiej chwili usłyszałam głos profesor McGonagall.

-Panie Lupin, proszę zabrać stąd pannę Renes. -powiedziała z przerażeniem w głosie.

Po chwili byłam niesiona. Wtuliłam się w tą osobę, nie zważając kim jest. W tej chwili towarzyszyło mi tylko jedno uczucie.


Strach

-Już... Spokojnie... -usłyszałam uspokajający głos Lupina.


Siedziałam w dormitorium. Lily, Alicja i Roksana siedziały przy mnie. Nie mogłam w to uwierzyć.

-Spokojnie. -powiedziała Lily tuląc mnie.

-Jhony... -szepnęłam.

-O co chodzi? - spytała Alicja. Spojrzałam na Roksana. Dziewczyna momentalnie pobladła.

-Ty nie myślisz że...

-To na pewno on! - wykrzyknęłam. Teraz byłam wściekła.

-Kto? -spytały rudowłosa i czarnowłosa.

-Black Dream. -powiedziałam spokojniej. -Tak na niego mówią. Ale to niemożliwe.

-Naprawdę to był on. -rzekłam.

-Co takiego zrobił? - spytała Lily.

-Zabija czarodziejów. Najczęściej czystej krwi, ale zdarzy się też pół albo mugolaków. - wytłumaczyła Roki.

-Ale dlaczego uwziął się na ciebie? - dopytała rudowłosa.

-Sama niewiem. Najpierw zabił mojego wujka, następnie Jhonego a teraz Juliet. -rzekłam.

-Dziwne... -skomentowała Roki.

-Trzeba iść spać. -odparła Alicja.

-Może zrobimy babski wieczór u iebie!!-bardziej potwierdziła, niż spytała.

-Yyyy... -nie wiedziałam co powiedzieć. -Chyba i tak nie mam wyboru. -westchnęłam.

-To za pół godziny u ciebie w dormitorium. -powiedziała rozradowana Lily, i biorąc Roki oraz Alicję za nadgarstki, pognała do pokoju.

Wzięłam moją piżamę, która składa się z szarych spodenek i miętowej bluzki. Wzięłam prysznic i ubrałam się.

Może jednak to nie był dobry pomysł, żeby kończyć znajomość?

Książkowa depresja | Remus LupinWhere stories live. Discover now