Dziewczyna która nie mogła w wieku 11 lat jechać do szkoły magi zwanej "Hogwart". Lecz jej rodzice zastępczy zgadzają się na żeby dziewczyna pojechała na czwarty rok nauki. Poznaje sławnych huncwotów. Co jeśli spotka tam przyjaciółkę? Co jeśli nie...
Kiedy w końcu wypuścili mnie ze Św. Munga, mogłam porządnie się wyspać. Umówić się na wizytę u fryzjera, poczytać itp.
-Dzieńdobry. -odparłam wchodząc do niedużego salonu.
-Dzieńdobry. W czym pomóc? - spytała kobieta za ladą.
-Byłam umówiona. Nazwisko to Renes.
-A tak. -potwierdziła. -Karina!! - wykrzyknęła i za chwilę obok niej znajdowała się białowiłosa kobieta.
-Zapraszam. -uśmiechnęła się. Usiadłam na jedno z wielu krzeseł.-To co robimy?
-Malujemy. Na zwariowany kolor.
-Widzę że stary zblakł. Pewnie nieużywała pani odżywki? -przejrzała mnie.
Miło spędziłam ten czas. Efekt końcowy był niesamowity. Karina poleciła mi jakie odżywki używać, od razu skierowałam się do jednego z mugolskich sklepów i kupiłam zapas.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
****-*
-Piękny odcień. -pochwaliła mnie ciocia, gdy wchodziłam do salonów. -Idealnie pasuje do twoich szarych oczu.
-Dziękuję. -widziałam w jej oczach współczucie. Usiadłam naprzeciwko niej w fotelu. Ogółem w salonie był kominek, stolik po środku pomieszczenia, z boków dwa fotele i jedna duża kanapa. Kolory jasne, ładnie kontrastowało z czarnymi i fioletowymi ścianami. -Coś się stało?
-Tak. Bardzo mi przykro.
-Za co? - nie rozumiałam.
-Jak byliśmy w twoim domu znalazłam testament twoich rodziców. -zazęła.
-Co w tym złego?
-Jeśli do końca Hogwartu nie znajdziesz narzeczonego, będziesz musiała poślubić Dereka Linersa. Nie mogę nic na to poradzić...
Wybiegłam z domu. Po moich policzkach płynęły łzy. Liners?!! Czemu on!!? Kiedyś się do mnie dobierał, ale Carl przyszedł na czas.
Znalazłam jakiś plac zabaw. Nikogo w nim nie było. Usiadłam na jednej z huśtawek. Pozwoliłam łzą płynąć. Po godzinie pozbierałam się i wróciłma do domu.
***-**
Rano wyszłam i postanowiłam poznać okolice. Znów znalazłam ten plac. Usiadłam na jednej z huśtawek.
-Cześć. - ujrzałam czarnowłosa dziewczynę.
-Cześć? - powiedziałam niepewnie.
-Jestem Marta Binigs. Nie widziałam cię tu wcześniej. Nowa? - spytała.
-Veronica Renes. Dla przyjaciół Biała. -podałam jej rękę. Zapoznałyśmy się.
-Oprócz ciebie i mnie, nie ma nikogo w naszym wieku. No może jest jeszcze takich dwóch debili, ale ich nie zaliczam. -powiedziała robiąc grymas na twarzy.
-Debili? - podniosłam jedną brew.
-Przychodzą często tu. Zawsze mnie zaczepiają. Dziś ich pewnie nie będzie bo zawsze, w połowe wakacji przyjeżdża do nich jakiś chłopak i dziewczyna. -mówiła cały czas o nich i często mówiła że ten chłopak co przyjeżdża jest strasznie przystojny i miły. Nie poznałam ich imion, ani nazwisk. Przypomniało mi się o testamęcie. -Coś się stało? -Moi rodzice napisali w testamęcie że, jak ukończę szkołę i nie znajdę narzeczonego. Będę musiała wyjść za kogoś kogo nienawidzę. -wyrzuciłam to z siebie.
-Przykro mi. Niewiem jak pomóc. -zmieszała się.
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę, a później Marta pokazała mi okolice.
Na koniec rozeszłyśmy się do swoich domów.
Zjadłam kolację, umyłam się i siedziałam na łóżku. Patrzyłam na bandaż, na mym lewym przedramieniu. W ten sposób zasnęłam.
****-*
Kiedy zjadłam śniadanie, ruszyłam na spotkanie z Martą. Kiedy byłam na placu, bo tam się umówiłyśmy, usłyszałam krzyki.
-Oj... Zamknij się! - krzyknęła Marta. Podeszłam do zgromadzenia i nie wiedząc na kogo, krzyknęłam.
-Nie macie co do roboty!? Macie ją zostawić!
Teraz ujrzałam czwórkę twarzy.
-O nie... Tylko nie wy. -szepnęłam.
-Lisiasta! Pewnie się stęskniłaś! - wykrzyknął Black.
-Chciałbyś, Black. -prychnęłam i stanęła obok Marty.
-Co tu robisz, Biała? - spytała z radością Wilczyca.