2-10

2.6K 180 40
                                    

Kiedy w końcu wypuścili mnie ze Św. Munga, mogłam porządnie się wyspać. Umówić się na wizytę u fryzjera, poczytać itp.


-Dzieńdobry. -odparłam wchodząc do niedużego salonu.

-Dzieńdobry. W czym pomóc? - spytała kobieta za ladą.

-Byłam umówiona. Nazwisko to Renes.

-A tak. -potwierdziła. -Karina!! - wykrzyknęła i za chwilę obok niej znajdowała się białowiłosa kobieta.

-Zapraszam. -uśmiechnęła się. Usiadłam na jedno z wielu krzeseł.-To co robimy?

-Malujemy. Na zwariowany kolor.

-Widzę że stary zblakł. Pewnie nieużywała pani odżywki? -przejrzała mnie.

Miło spędziłam ten czas. Efekt końcowy był niesamowity. Karina poleciła mi jakie odżywki używać, od razu skierowałam się do jednego z mugolskich sklepów i kupiłam zapas.

****-*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


****-*

-Piękny odcień. -pochwaliła mnie ciocia, gdy wchodziłam do salonów. -Idealnie pasuje do twoich szarych oczu.

-Dziękuję. -widziałam w jej oczach współczucie. Usiadłam naprzeciwko niej w fotelu. Ogółem w salonie był kominek, stolik po środku pomieszczenia, z boków dwa fotele i jedna duża kanapa. Kolory jasne, ładnie kontrastowało z czarnymi i fioletowymi ścianami. -Coś się stało?

-Tak. Bardzo mi przykro.

-Za co? - nie rozumiałam.

-Jak byliśmy w twoim domu znalazłam testament twoich rodziców. -zazęła.

-Co w tym złego?

-Jeśli do końca Hogwartu nie znajdziesz narzeczonego, będziesz musiała poślubić Dereka Linersa.  Nie mogę nic na to poradzić...

Wybiegłam z domu. Po moich policzkach płynęły łzy. Liners?!!  Czemu on!!?  Kiedyś się do mnie dobierał, ale Carl przyszedł na czas.

Znalazłam jakiś plac zabaw. Nikogo w nim nie było. Usiadłam na jednej z huśtawek. Pozwoliłam łzą płynąć. Po godzinie pozbierałam się i wróciłma do domu.

***-**

Rano wyszłam i postanowiłam poznać okolice. Znów znalazłam ten plac. Usiadłam na jednej z huśtawek.

-Cześć. - ujrzałam czarnowłosa dziewczynę.

-Cześć? - powiedziałam niepewnie.

-Jestem Marta Binigs. Nie widziałam cię tu wcześniej. Nowa? - spytała.

-Veronica Renes. Dla przyjaciół Biała. -podałam jej rękę. Zapoznałyśmy się.

-Oprócz ciebie i mnie, nie ma nikogo w naszym wieku. No może jest jeszcze takich dwóch debili, ale ich nie zaliczam. -powiedziała robiąc grymas na twarzy.

-Debili? - podniosłam jedną brew.

-Przychodzą często tu. Zawsze mnie zaczepiają. Dziś ich pewnie nie będzie bo zawsze, w połowe wakacji przyjeżdża do nich jakiś chłopak i dziewczyna. -mówiła cały czas o nich i często mówiła że ten chłopak co przyjeżdża jest strasznie przystojny i miły. Nie poznałam ich imion, ani nazwisk. Przypomniało mi się o testamęcie. -Coś się stało?
-Moi rodzice napisali w testamęcie że, jak ukończę szkołę i nie znajdę narzeczonego. Będę musiała wyjść za kogoś kogo nienawidzę. -wyrzuciłam to z siebie.

-Przykro mi. Niewiem jak pomóc. -zmieszała się.

Rozmawiałyśmy jeszcze trochę, a później Marta pokazała mi okolice.

Na koniec rozeszłyśmy się do swoich domów.

Zjadłam kolację, umyłam się i siedziałam na łóżku. Patrzyłam na bandaż, na mym lewym przedramieniu. W ten sposób zasnęłam.

****-*

Kiedy zjadłam śniadanie, ruszyłam na spotkanie z Martą. Kiedy byłam na placu, bo tam się umówiłyśmy, usłyszałam krzyki.

-Oj... Zamknij się! - krzyknęła Marta. Podeszłam do zgromadzenia i nie wiedząc na kogo, krzyknęłam.

-Nie macie co do roboty!?  Macie ją zostawić!

Teraz ujrzałam czwórkę twarzy.

-O nie... Tylko nie wy. -szepnęłam.

-Lisiasta!  Pewnie się stęskniłaś! - wykrzyknął Black.

-Chciałbyś, Black. -prychnęłam i stanęła obok Marty.

-Co tu robisz, Biała? - spytała z radością Wilczyca.

-Aktualnie stoję, Wilczku.








Książkowa depresja | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz