39. 28 SIERPNIA

875 97 69
                                    

           

ISAK

                Nie rozmawiałem i nie widziałem się z Evenem od czasu mojej choroby. Jestem Mu wdzięczny, że się mną wtedy zajął. Na następny dzień napisał do mnie smsa z zapytaniem jak się czuję, ale napisałem Mu, że jest mi już lepiej i Elias jest przy mnie.

                Może i trochę mi brakuje Evena w moi mieszkaniu. Chciałbym aby nadal tu był. Lubię spędzać z Nim czas,  po prostu lubię czuć Jego obecność. Kiedy powiedział, że zostanie u rodziców Eva przeniosła się do swojego pokoju.

                Jestem właśnie u Eliasa w mieszkaniu. Chłopak sam wynajmuje kawalerkę. Mieszkanie jest urządzone w nowoczesnym stylu. Zamówiliśmy jedzenie do domu. Siedzimy przed dużym telewizorem i oglądamy jakiś film, który wybrał Elias. Szczerze mówiąc jego fabuła nie wciągnęła mnie za bardzo.

                Od kilku dni chodzę cały czas smutny. Nie mam pojęcia dlaczego... Cały czas myślę nad rozmową z Evą. Coś się we mnie wypaliło... Już nie jestem tym samym Isakiem, nie potrafię cieszyć się z drobnostek. Nie potrafię doceniać zwykłych, codziennych chwil. Cały czas mi czegoś brakuje, cały czas za czymś gonię. Czuję się jakbym dwa lata temu razem z Evenem stracił jakąś cząstkę siebie...

                Oglądamy film w milczeniu. Elias dokańcza jeść swoją chińszczyznę i z zainteresowaniem ogląda film. Ja nie miałem ochoty więcej jeść, więc odłożyłem moją końcówkę dania na stolik. Leżę na kanapie i leniwie patrzę w ekran. Nie potrafię się na niczym skupić. Spoglądam na Eliasa. Obserwuję go dłuższą chwilę. Nie czuję żadnych motylków w brzuchu, nie uśmiecham się na jego widok, nic z tych rzeczy... Po prostu cieszę się, że jest przy mnie, jest bardzo miłym facetem.

                Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągam z kieszeni od niechcenia mój telefon. Pewnie znów pisze do mnie mój operator... Mylę się. Moje serce od razu szybciej bije gdy widzę, że to wiadomość od Evena. Kurwa, Isak, co z tobą nie tak, czemu nie możesz o Nim tak po prostu zapomnieć... Odblokowuję telefon i czytam wiadomość.

,, O 21:55 wylatuję do Nowego Jorku. Nie mogę zostać w Oslo... Każde miejsce, każda rzecz przypomina mi o Tobie, nie mogę się pogodzić z tym, że już nigdy nie będziemy razem. Może w NY będzie mi łatwiej pogodzić się ze stratą miłości mojego życia. Chcę abyś pamiętał, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszy i zawsze będę Cię kochał. Jeśli nadal coś do mnie czujesz- jedno Twoje słowo, a zostanę tu. Na zawsze... Kocham Cię- Even"

                Moje serce bije jak opętane. Czytam smsa jeszcze raz aby przekonać się czy to wszystko jest prawdą. W moich oczach gromadzą się łzy i wiem, że zaraz wybuchnę. Nie, to nie może być prawdą, On nie może znów wyjechać. Zrywam się z kanapy. Moje dłonie drżą. Kręci mi się w głowie gdyż za szybko wstałem, ale nie obchodzi mnie to. Biegnę szybko do przedpokoju, po drodze prawie się potykam o stolik.

-Isak, co się stało?- Elias zatrzymuje film i odkłada swoje jedzenie.

-Jaa...ja... muszę iść.- mamroczę przez łzy zakładając buty. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Eliasa wybiegam z domu trzaskając drzwiami. W oddali słyszę jak Elias woła moje imię.

Zbiegam na parter i wychodzę z bloku. Biegnę ile sił w nogach do głównej drogi. Łzy ograniczają mi widoczność. Na moje szczęście drogą właśnie przejeżdża taksówka. Macham na co kierowca w średnim wieku zatrzymuje się. Wsiadam do samochodu i każę mu jechać na lotnisko.  Lotnisko znajduje się na obrzeżach miasta, pewnie  zapłacę za przejazd niemałą sumę, ale nie obchodzi mnie to. Nic nie jest teraz ważne. Nie miałem samochodu pod blokiem Eliasa, pyzatym to byłoby nierozważne- prowadzić w takim stanie.

Każdy kilometr dłuży mi się niemiłosiernie, a czas jakby przyspieszył. Boję się, że nie zdążę. W taksówce mam chwilę na pozbieranie własnych myśli i uspokojenie się. To był moment, impuls. Coś mi po prostu kazało jechać na to cholerne lotnisko. Jakaś część mnie wręcz krzyczała : ,,Idioto, ty Go kochasz, kochasz Go nad życie"

To prawda- kocham Go. Nigdy nie przestałem Go kochać. On zawsze był dla mnie, i wciąż jest, najważniejszy. Jest moją pierwszą myślą każdego pieprzonego poranka i każdą myślą kiedy zasypiam. To on jest powodem mojego smutku i zmartwienia, ale też każdego uśmiechu. Nie jestem smutny przez Niego, jestem smutny bo nie ma Go przy mnie.

Dopiero teraz uzmysłowiłem sobie ile On dla mnie znaczy. Wizja kolejnej straty, kolejnej rozłąki jest dla mnie zbyt bolesna. Nie wyobrażam sobie tego. Nie mogę do tego dopuścić. Już teraz wiem, że nie kocham Eliasa i nigdy go nie pokocham. On był tylko namiastką tego co dawał mi Even. Był zamiennikiem, jednak niewystarczająco dobrym abym był przy nim w pełni szczęśliwym. To okropne słowa, zdaję sobie z tego sprawę...

Powoli dojeżdżamy do lotniska. Już widzę wielki budynek, jednak przed moją taksówką widzę sznur samochodów.

-Czemu stoimy?!- pytam, a raczej krzyczę podenerwowany.

-Nawigacja mi pokazuje, że przed nami był wypadek, trochę sobie postoimy...

-Nie, nie... nie.- mamroczę szukając portfel i wyciągając z niego odpowiednią sumę. Wręczam ją kierowcy i wybiegam z taksówki. Biegnę ile sił w nogach do głównego wejścia. Przeklinam się, że tak często unikałem w liceum wf... Boję się, że nie zdążę, nawet nie spoglądam na zegarek- nie mam na to czasu. Po prostu biegnę, biegnę jakby nic więcej się nie liczyło. Na moje nieszczęście zaczyna lać. Już po chwili jestem cały przemoczony, ale to mnie nie zniechęca.

.„,...jedno Twoje słowo, a zostanę tu. Na zawsze..."

                W głowie mam cały czas Jego słowa. One mnie napędzają i dodają sił. Nie mogę się teraz poddać, choć mam już dość. Jestem już tak blisko... Wbiegam przez szklane drzwi do hali odlotów. Rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Evena, ale nigdzie Go nie widzę. Spoglądam na wielki zegar- 21:21. To jest przeznaczenie, to jakieś cholerne przeznaczenie, On musi tu być... Musi, nie mógł mnie zostawić...

                Nagle Go zauważam. Chłopak kroczy w kierunku odprawy. Krzyczę ile sił w płucach aby Go zatrzymać. Krzyczę Jego imię jakby była to jedyna rzecz, która miałaby mnie uratować. Chłopak ostrożnie się obraca w moim kierunku. Stoi w bezruchu. Nie wie co ma zrobić, wygląda na zdezorientowanego, wygląda jakby nie wiedział co się dzieje, jakby nie wierzył w to co widzi. Ja też stoję jak wryty i ciężko oddycham. Nadal nie mogę złapać oddechu po moim biegu.

                Even zbiera się w sobie i biegnie w moim kierunku. Ja także to robię. Kiedy spotykamy się pośrodku hali wpadamy w swoje uściski. Nie do końca wiem co się właśnie dzieje. Czuję Jego dotyk, który parzy, Jego zapach, który podrażnia moje nozdrza w przyjemny sposób, Jego ciepło, które powoduje, że się rozpływam, Jego bicie serca, które sprawia, że rozumiem, że żyję, że nareszcie żyję...

                Nasze usta nareszcie się łączą w pocałunku. Pocałunku pełnym tęsknoty, smutku, radości, miłości... Z czasem przeradza się on w odważny pocałunek pełen pożądania i namiętności. Nie obchodzi mnie nic poza moim Evenem. Nic nie jest teraz ważne, o niczym więcej nie myślę. Liczy się to co tu i teraz...

***Rozdział napisałam kilka dni temu, nie edytowałam go, nie podoba mi sie, nie wyszedł tak jak chciałam, ale dodaje go juz teraz

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

***
Rozdział napisałam kilka dni temu, nie edytowałam go, nie podoba mi sie, nie wyszedł tak jak chciałam, ale dodaje go juz teraz.
Nie mam siły i chęci na sprawdzanie i edycje, przepraszam, ale mam dziś dość, wypaliłam się 😭

Alt Er Hope. / EvakOnde histórias criam vida. Descubra agora