Rozdział dwudziesty piąty

11.7K 474 42
                                    

Vincenzo zaparkował przed największym domem mody w Mediolanie. Otworzył drzwi od Lamborghini i pewnie wysiadł z pojazdu. Zostawił płaszcz z tyłu wozu i niezważająca na lekki wiatr, który miotał mu jasnymi włosami oraz luźną koszulą, pchnął drzwi od budynku. Uśmiechnął się do sekretarki, a Jina wyłączyła kamery. Białooki przeszedł przez hol i zapukał do drzwi. Odczekał zwyczajowe kilka sekund i znalazł się w środku pomieszczenia. Pani Sofia spojrzała znad papierów, uniosła jeden kącik ust do góry i zdjęła okulary. Wstała, a Vinz podszedł do niej. Przytuliła go i pogładziła po plecach.

- Idzie wam po myśli? – rzekła i usiadła w fotelu. – Wiecie już coś, więcej?

Mężczyzna pokiwał głową i nie pytając się, zrobił sobie herbatę. Dołączył do babci i przysiadł się.

- Nie uwierzysz – powiedział i położył przedramiona na udach. – To sprawa związana z bardzo dobrze znaną nam osobą.

Staruszka poprawiła swojego idealnego koka na czubku głowy i zmrużyła oczy. Domyślała się, o kogo może chodzić.

- Zacznę od początku, żebyś się nie zgubiła, i żebym ja się nie zgubił – zaśmiał się. – Pamiętasz, jak ktoś chciał nam gwizdnąć połowę działki?

Babcia przytaknęła, ciężko, żeby nie pamiętała. Nie miała jeszcze alzheimera, była zdrowa, jak ryba.

- Tak, więc okazało się, że za tym stoi Benedictto – na dźwięk jego imienia, babcia zmarszczyła czoło. – Jest teraz w Inquinatori, z odziałem specjalnym i próbuje mnie zepchnąć.

- Co za skurwiel – wyrwało się pani Sofii. – Oj, wybacz. Po prostu już raz ci ratowałam dupsko, jak byłeś na samym dole przez niego. Bezduszny mężczyzna.

- Spokojnie, teraz zająłem się tym sam.

Staruszka zaśmiała się i upiła łyka herbaty, którą podał jej Ojciec Chrzestny.

- Teraz to ty będziesz musiał mi pomóc. A raczej obronić.

- Pewnie. Nie martw się.

- No dobrze. Vincenzo jaki macie plan? – rzekła i założyła dłoń na dłoń.

- Skontaktowaliśmy się z prawniczką i obmyślamy plan. Na razie Paolo czyści nasze transakcje i konta. Nie zdziw się, jak coś ci nie będzie pasowało w papierach. Najprawdopodobniej młody ci tam zamiesza. Madleigne, ta prawniczka, postanowiła, że zrobimy to w najprostszy sposób, czyli wsadzimy ich do pierdla.

Pani Sofia kiwała głową i wszystko analizowała.

- Jedyna rzecz, w której mogę wam pomóc, to dać wam kupować całą działkę najlepszego towaru. A w ogóle idzie?

- I to jak – pokiwał głową Vinz. – Mam już dosyć tego skurwiela, muszę mu się przecież ładnie odwdzięczyć za stoczenie mnie kiedyś na samo dno, prawda?

Babcia przytaknęła i poklepała mężczyznę po ramieniu.

- Dziadek byłby z ciebie dumny – powiedziała i zerknęła na jego zdjęcie stojące na biurku.

W pomieszczeniu znajdowało się ich stosunkowo dużo. Było nawet stare zdjęcie dziadka Vincenzo ze swoją poprzednią żoną. Vinz zauważył to jakiś czas temu i uśmiechnął się do siebie. Białooki miał dziwną więź ze starszą kobietą, nie czuli się jak rodzina, którą de facto nie byli, ale łączyła ich bolesna przeszłość i trzymali się razem, nie mając nikogo innego. Białooki pożegnał się z panią Sofią i dając znak Jinie, że może z powrotem, włączyć sprzęt wyszedł z domu mody. Stanął przed autem i wziął duży haust powietrza i zamknął oczy, aby oczyścić umysł.

Kilkanaście minut później znalazł się pod rezydencją. Wszedł do domu i krzyknął, że wrócił, kiedy wchodził do szarego salonu, natknął się na Madleigne. Przez chwilę analizował czy mu się nie przewidziało, ale on cały czas ją widział. Weszła do pomieszczenia i stanęła przy biblioteczce. Białooki spojrzał pytająco na Beatrice, a ona zaśmiała się.

- Oznajmiła, że nam coś powie – zaśmiała się rudowłosa i wróciła w objęcia narzeczonego.

Młodziaczek, objął kobietę ramieniem całym w tatuaże i pocałował w czoło. Beatrice położyła żuchwę na jego ramieniu i czekała, aż Madleigne się odezwie.

Pierro z Roberto siedzieli przy stole do pokera i Karmelowowłosy podpierał głowę na ręce ze znudzenia. Franc opierał się regał z książkami. Giovanna, słysząca, że Vinz wrócił zbiegła po schodach i stanęła w progu, widząc, że coś się dzieje.

- Cóż... nie będę owijała w bawełnę, bo i tak by się wydało prędzej, czy później – rzekła spokojnym tonem.

Vinz zmarszczył brwi i przesunął się w głąb pokoju.

- Ja i Francesco jesteśmy małżeństwem.

W pokoju zapanowała cisza. Francesco przesunął się i podszedł do Francuzki.

- Czekaj, że co? – powiedział Vinz.

- No, jestem jej mężem – powiedział wolno farbowany.

- Czekaj, jesteś czyimś mężem, a ja się dopiero teraz dowiaduję – powiedział Vinz. – Przecież ja muszę wiedzieć wszystko, jak miałbym ci pomóc, skoro nie wiem, co można wykorzystać przeciw tobie.

- No, ale jakbyście na mnie patrzyli, wiedząc, że się najebałem i przez to wszedłem w związek małżeński?

Rudowłosa usiadła prosto i zakładając włosy za ramiona, powiedziała:

- Od jak dawna i jak to się w ogóle stało? Nie mogę tego pojąć.

Francesco westchnął i pokazał Madleigne, żeby usiadła, tak też uczyniła.

- Spotkaliśmy się na imprezie pięć lat temu. Ja jako, iż miałem 18 lat, byłem nierozważny i najebany jak nie wiem, a Madleigne trochę pijana, postanowiliśmy iść do kaplicy i wzięliśmy ślub. Przez rok było nawet dobrze, ale potem ona musiała wyjechać i mnie zostawiła. Jednak zauważyłem, że nadal ma obrączkę na palcu, więc...

- Jesteśmy małżeństwem i nie planujemy się rozwodzić – dokończyła szatynka.

Pierro zakrztusił się, a Białooki przejechał dłonią po włosach. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeli po sobie, nie brakowało nikogo, więc zastanawiali się kto to. Vinz podszedł do monitora i zobaczył postać, stojącą pod bramą.

- Kurwa — szepnął i poszedł na górę po broń.

Załadował pistolet i widząc to, Franc podbiegł i rzucił mu drugi, o wiele mocniejszy, obaj włożyli pistolety za spodnie, a Paolo poszedł do zabezpieczeń domu. Sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu i pracuje dobrze. Wyjął z szuflady broń i także ją schował za pasek. Rudowłosa wstała i podeszła do progu, aby zobaczyć, czemu Białooki tak zareagował.

Czyli nici z małej, słodkiej zemsty Giovanny.

NiepokornaWhere stories live. Discover now