Rozdział trzydziesty

10.5K 427 5
                                    

Brunetka leniwie przeciągnęła się na kuchennym krześle i spojrzała na wibrujący telefon. Skrzywiła się i odebrała.

- Hallo? A Giovanna kochanie, co u ciebie słychać? – odezwał się jej były w słuchawce.

- Póki nie zadzwoniłeś idealnie – zaplotła kosmyk włosów wokół palca i wywróciła oczami. – Czego chcesz jełopie?

- Jak zwykle jesteś czarująca – ciągnął niskim głosem. – Miewasz się dobrze? Wszystko u ciebie w porządku?

Zanim Giov zdążyła odpowiedzieć, rozmowa została przerwana, a Giovanna zmarszczyła brwi i odklejając wyświetlacz od polika, spojrzała na niego: Połączenie z zidiociały kretyn zostało zakończone.

Vinz słysząc ostanie znaczące pytania Benedictta, wstał i wyrwał telefon z ręki mężczyzny. Nacisnął czerwoną słuchawkę i rzucił urządzenie na biurko, przewracając tym szkatułkę. Wpatrywał się w oczy byłego przyjaciela ze złością.

- Ją zostaw – powiedział twardo. – Tknij ją, a wymaluje ci taki ryj, że nawet do piekła cię nie wpuszczą.

- Teraz się o bliskich martwisz? – powiedział z pogardą.

- Daję ci słowo, że jeśli jej coś zrobisz, nie zobaczysz już kolejnego poranka – rzekł i opadł na fotel, zakładając ręce na klacie. - I pożałujesz, że się poznaliśmy.

Brunet zaśmiał się.

- Jakbym już nie żałował – usiadł na blacie. – Kiedy nabrałeś takich jaj jak ja? Gdyby nie twoja buźka nie poznałbym cię.

Białooki wstał i otwierając drzwi, obrócił się w jego stronę.

- Po tym, jak zepchnąłeś mnie na samo dno – powiedział stanowczo. – I w sumie jestem ci wdzięczny, gdyby nie ty, nie byłbym, tym kim jestem. Zabawne, chcąc mnie, zdeptać, sprawiłeś, że sięgam szczytu, ironia co nie?

- Taka sama, jak nasza przyjaźń – powiedział.

- Jej nigdy nie było i nie ma – prychnął Ojciec Chrzestny, patrząc do boku.

- Jest Vinz, a ja tego nigdy nie pojmę – mówił męskim głosem. – Jesteśmy porąbani.

Białooki westchnął i oparł się o framugę.

- Najlepiej będzie, jeśli nie będziesz się do mnie zbliżał – rzekł i zlustrował go wzrokiem. – I tak straciłem wiele lat z tobą, nie chcę tracić kolejnych.

- Luz, i tak chciałem, żebyś się odpierdolił. Zabieraj tych kretynów i się stąd zmywaj, zanim wezwę swoich.

Białooki odepchnął się od drewna i poprawiając koszulę, przekroczył próg i krzyknął:

- Chłopacy opuszczamy ten przybytek, właściciel chyba nas nie chce! – śmiał się i schodził na parter.

Vincenzo siadając za kierownicą, podparł głowę na dłoni i potarł czoło. Kiedy Paolo zapiął pasy, Ojciec Chrzestny westchnął i nacisnął gaz.

Giovanna słysząc, że drzwi się otwierają szybko podeszła do nich. Jednak nie tego się spodziewała, zatrzymała się w połowie, widząc blond czuprynę. Za dziewczyną stanęła Beatrice i położyła dłonie na jej ramionach.

- Felicia? Co ty tu robisz?

- Jest Vinz, muszę z nim pogadać? – rzekła oschle i zadarła nosa.

Brunetka ugryzła się w język, aby nie wyrwało jej się za dużo.

- Jeszcze go nie ma – odparła. – Istnieje coś takiego jak dzwonek.

Blondynka zmarszczyła czoło i nawet nie raczyła obdarować młodszej spojrzeniem.

- A kiedy będzie? Nie mam zamiaru tu na niego długo czekać...

W tym samym czasie przez próg przeszedł Ojciec Chrzestny i podchodząc do brunetki, pocałował ją w czoło i zamykając w szczelnym uścisku, odparł:

- A to dlaczego? Nie podoba ci się towarzystwo Giovanny? – uniósł brwi i założył kosmyk włosów dziewczyny za jej ucho.

W holu Paolo wyminął kobietę i kierując się z narzeczoną, opuścił ramiona. Giov była w stanie usłyszeć jego łagodny głos, który cichnął:

- To gdzie to jest? Mówiłem ci tyle razy, żebyś nie...

Felicia przerzuciła ciężar z nogi na nogę.

- Nie mam czasu na bzdury Vinz, muszę z tobą porozmawiać – rzekła.

- Nie zerwałem z tobą, żeby ciebie widywać co chwile — powiedział i napotkał jej dziwny wzrok. – Może się z tym nie pogodziłaś, ale jestem przynajmniej z tobą szczery.

- Benedictto, mówił coś dzisiaj o tobie, serio się do niego włamałeś?

- Felicia to nie twoja sprawa, nie wtrącaj...

- Nie zadzieraj z nim – powiedziała stanowczo. – Nie radzę, jeśli tobie coś zrobi...

- Nie powinno, cię to obchodzi – urwał jej. – A to jest dłuższa historia, to zaczęło się o wiele wcześniej, więc jeśli to tyle to proszę, wyjdź. Nie chcę cię na siłę wypraszać.

Blondynka zrobiła dziubek z wymalowanych ust i odwracając się na pięcie, wychodziła. Giov oparła żuchwę o przedramię Białookiego, który trzymał ją przy sobie i podążała wzrokiem za kobietą. Ta na progu dodała:

- Ale, jakby co to uprzedzałam.

Giovanna skrzywiła się i uniosła głowę do góry. Vinz spojrzał w dół na nią i się zaśmiał.

- Dziwna co?

- No raczej – odparła i marszcząc nos, zapytała. – A gdzie jest Franc? I co ty robiłeś u Benedictto?

Kąciki ust Ojca Chrzestnego uniosły się do góry. Zniżył się i pocałował delikatnie zdziwioną brunetkę. Ta beznamysłu oddała się swojemu wybawicielowi i przymknęła powieki.

Farbowany siedział na donicy od klombu przed mieszkaniem swojej żony. Zerknął do boku na odźwiernego. Stał prosto i ze sztucznym uśmiechem witał każdego mieszkańca. Francezco oparł łokcie na udach i wyjął papierosa. Wsadził skręta do ust i przytrzymując go wargami, szukał zapalniczki.

- Cholera – burknął po nosem. – Zostawiłem płaszcz w aucie.

Spojrzał jeszcze raz do boku i pomyślał nad czymś.

- Masz może zapalniczkę? – powiedział i kiwnął głową na chłopaka.

Pracownik budynku uśmiechnął się szeroko tak jak miał w zwyczaju i otwierając półkę pod stojącą popielniczką dla mieszkańców, wyjął pudełko zapalniczek z nazwą budynku. Podał i odparł życzliwie:

- Dla naszych klientów zawsze.

Farbowany ze zdziwieniem i niedowierzaniem odebrał pudełko i kiedy zapalił papierosa i zaciągnął się dymem, ukazała się szatynka. Farbowany wstał i z niechęcią zgasił używkę. Wypuszczając do boku resztki dymu, podniósł się i podszedł do Francuzki.

- Gotowa? – złożył pocałunek na jej szyi i założył włosy za ramiona.

- Zależy na co – uniosła brwi, a jej mąż się zaśmiał.

- Na różneeee rzeczy – zaśmiał się i puścił oczko do odźwiernego, który gestem życzył mu powodzenia.

NiepokornaWhere stories live. Discover now