Rozdział dwudziesty siódmy

11.6K 445 4
                                    

Giovanna usłyszała cichą grę na fortepianie. Była inna niż, ta, którą grał Franc. Troszkę gorsza, a mimo wszystko piękna, bo przelewały się w niej emocje. Brunetka zaczęła powoli schodzić po schodach i wychylać. Zobaczyła Vinza, który pochylony nad klawiszami grał w transie, jego dłonie chodziły szybko po instrumencie, jego czoło przysłaniały bardzo, bardzo jasne blond włosy, rozsypane w chaosie. Nagle zwolnił i zaczął kołysać się do przodu i do tyłu. Z mocniejszym naciśnięciem na klawisz, pochylał się do tyłu. Zwolniał i przyśpieszał, miał zamknięte oczy, czasem je na chwilę otwierał. Giov ocknęła się i uśmiechnęła delikatnie, podeszła do fortepianu i oparła bokiem, mężczyzna nie przerywając gry, uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. Ta się anielsko uśmiechnęła i przysiadła do niego, wciąż grał, potem znów wszedł w trans. Giovanna położyła głowę na jego ramieniu i słuchała. Słuchała każdej melodyjnej nuty, od gwałtownej po subtelną, przed oczyma miała zdarzenia od poznania Białookiego do chwili obecnej. Otworzyła oczy i schowała twarz w zagłębieniu obojczyka Ojca Chrzestnego. Westchnęła i pocałowała go w polik. Vinz się uśmiechnął i obrócił głowę w jej stronę, śmiejąc, zaczął grać coraz szybciej, a Giov chichotała. Pokręciła głową i uderzyła w jeden klawisz. Ojciec Chrzestny urwał niespodziewanie utwór i patrząc głęboko w oczy Giovanny, złapał jej twarz w dłoń i przysunął do swojej, pocałował i poczuł, jak kącik ust dziewczyny idzie do góry. Brunetka oplotła ręce wokół jego szyi, a on uniósł ją i posadził na swoich udach. Giov oparła się o instrument i naciskając sobą na klawisze, wydały głośny, krótki i niemelodyjny dźwięk. Na chwilę odkleiła się od ust Vinza i przejechała mu opuszkami palców po poliku, potem po brodzie. Spojrzała na małe blizny, niewidoczne z daleka i założyła jego kosmyk włosów za ucho. Zamknęła oczy i znów go pocałowała. W tym momencie ktoś zapukał energicznie do drzwi. Vinz szybko otworzył oczy i zdjął z siebie dziewczynę.

- Idź do siebie - powiedział i uśmiechnął się, zlewając brunetkę.

Poprawił koszulę i zniknął za progiem, wchodząc do holu. A Giov nie byłaby sobą, gdyby nie została. Nagle wzdrygnęła się, kiedy usłyszała podniesiony głos jakiegoś kolesia.

- Vinz, co ty do chuja odpierdalasz?!

Oczom Giov ukazał się ten sam gość, który bierze udział w akcjach z jej wybawicielem. Machał nerwowo dłońmi i wrzeszczał. Dziewczyna przestraszona schowała się za fortepianem. Vinz starał się go uspokoić, ale on go uderzył. Ojciec Chrzestny westchnął i na moment zamknął oczy.

- Chcesz, żebyśmy poszli na dno, jak ty kiedyś?!

Białooki zacisnął pięść i chwycił za koszule tego drugiego.

- Uważaj na swoją niewyparzoną gębę. Tylko dzięki mnie żyjesz tak jak teraz - wycedził.

- Kurwa nie obchodzi mnie to, pomyśl przyszłościowo, jak się nie uda, będziemy na dnie. Na dnie!

Znów uderzył Białookiego, a Giov zakryła dłonią usta, jej oddech był ciężki. Koleś pchnął Vinza, a on wpadł na stół.

- Słuchaj, wypierdalaj i wróć, jak się uspokoisz - zaczęli się zbliżać, a Giovanna przestała oddychać.

Prawie pisnęła, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, z szeroko otwartymi oczami spojrzała na zmartwiony wyraz twarzy Paolo. Chwycił ją za dłoń i pokazał drugą, żeby lekko wstała. Brunetka posłuchała i schylając się, szła obok młodziaczka. Słyszała za sobą cichnące krzyki i znalazła na drugim piętrze. Za rękę ciągnął ją Oliwkowooki i otworzył drzwi od jej pokoju. Wszedł z nią do niego i powiedział:

- Nie przejmuj się, to normalne, on też się po prostu martwi - powiedział i usiadł obok niej na materacu.

Giovanna pokiwała głową i zerknęła na drzwi.

- Nie zejdziesz do niego? - spojrzała na starszego.

- Nie. Vincenzo sobie doskonale poradzi, jesteśmy rodziną, więc nic mu poważnego nie zrobi.

Brunetka położyła podbródek na boku Paolo i głośno westchnęła.

- Czy on kiedykolwiek będzie mieć wolny, spokojny dzień? - rzekła do siebie.

Oliwkowooki zaśmiał się.

- Raczej nie, choć... nigdy nie wiadomo - obrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się.

W pokoju dało się słyszeć trzask drzwiami. Dziewczyna i chłopak spojrzeli po sobie. Giov uniosła tyłek z łóżka i lekko otworzyła drzwi, nastała cisza, więc zeszła szybko po schodach i usłyszała ciche:

- Kurwa - Białooki złapał się za czoło.

Dziewczyna przygryzła wargę i zmrużyła oczy. Niepewnie zrobiła krok w jego stronę, a on ją zauważył. Westchnął i podrapał po skroni. Giovanna podeszła do niego i uniosła twarz do góry.

- Ciągle się o ciebie boję.

Vincenzo zamknął oczy i kładąc żuchwę na jej czubku czupryny, rzekł spokojnie:

- Nie ma o co, to ja raczej powinienem się bać.

Giov położyła polik na jego klatce piersiowej i zaczęła wolno nucić melodię, którą wcześniej grał Ojciec Chrzestny.

Madleigne śmiejąc się, szukała kluczy od mieszkania. Szło jej mozolnie, bo ciągle musiała ściągać ręce Franca ze swoich pośladków.

- No już daj mi spokój - pisnęła.

- Nigdy - powiedział głębokim tonem farbowany i przycisnął prawniczkę do ściany.

Już miał ją namiętnie pocałować, kiedy ona pomachała mu pękiem kluczy przed nosem.

- Znalazłam! - i odwróciła się do niego tyłem.

Potem zamruczała, kiedy poczuła ciepłe wargi na swojej szyi. Szybko się odwróciła i farbowany złączył ich usta, napierając na nią, a ona wpadła do mieszkania i wylądowała na plecach na ziemi. Fanc zawisnął nad nią i uniósł brwi. Francuzka zaśmiała się i starała odepchnąć go ręką, jednak na marne.

- Co ty wyprawiasz smarkaczu? - chichotała.

- A nie widać? - powiedział chytrze i obcałował jej obojczyk, ramię i przedramię.

Wrócił nad jej głowę i lekko muskając jej usta, mówił:

- Przytulam, całuję - schodził niżej. - Kocham, a na końcu będę z tobą...

- Franc! - śmiała się szatynka. - Ty niewyżyty dzieciaku!

Wstała i pobiegła do sypialni, a farbowany dogonił ją i przerzucił bez problemu przez ramię, idąc pewnie, klepnął ją w tyłek i powiedział:

- Rozmawiał, a o czym ty myślałaś? - zaśmiał się.

Madleigne ruszała energicznie nogami i rękoma.

- Podczas kiedy będę się z tobą kochał - dopowiedział i rzucił Madleigne na łóżko.

- Franc! - krzyknęła przez śmiech kobieta.

- O już nie krzycz tak - rzekł i zawiesił na Madleigne.

- Ja idę później pierwsza się myć - powiedziała, starając się ignorować wargi męża na swojej szyi.

- Nie, kochanie, pójdziemy razem.

Madleigne prychnęła przez śmiech i uderzyła go lekko, ale potem odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, unosząc kącik ust do góry.

NiepokornaWhere stories live. Discover now