Rozdział czterdziesty siódmy

8.7K 313 39
                                    

W kuchni roznosił się słodki zapach pieczonego przez rudowłosą ciasta, który Vincenzo uwielbiał do tego stopnia, że potrafił przez godzinę siedzieć w pomieszczeniu i czytać książkę. Na dźwięk słów Beatrice uniósł wzrok znad stronnicy.

- Byłeś załatwić papiery u pani Sofii?

Kobieta odwrócił głowę, unosząc gumowy nóż do rozsmarowywania kremu.

- Pojadę, kiedy wróci Franc, a czemu pytasz?

- Madleigne coś ostatnio wspominała, że chce z nią porozmawiać.

- Ze staruszką?

Rudowłosa oblizała łyżkę, podając Białookiemu garnek po wyrobie ciasta.

- No tak - uśmiechnęła się, widząc przyjaciela zjadającego resztki po cieście. - Zapewne o szczegóły naszych transakcji i Benedicta.

- W takim razie ty też pojedziesz - odburknął Ojciec Chrzestny. - Powiedź Paolo, żeby wziął ze sobą laptopa.

Kobieta wywróciła oczami, krojąc wolno swoje kulinarne dzieło. Jasnowłosy przewrócił kartkę, oblizując wargi, westchnął i oparł podbródek na dłoni. W tym momencie do kuchni wbiegła Giovanna, mówiąc pośpiesznie:

- Chcę największy kawałek - pociągnęła nosem, uśmiechając się.

- Zapomnij, połowę zje Vincenzo - zaśmiał się Beatrice, sięgając coś z szafki.

Brunetka zrobiła grymas na twarzy, po czym podchodząc do najwyższego, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Vinz uśmiechnął się czule i chwytając dziewczynę w pasie, pociągnął do siebie, czarnowłosa lekko się zachwiała, upadając na ukochanego.

- Mogę ci oddać, jeśli aż tak ci zależy - pocałował ją w skroń.

- Jestem! - rozległ się głos farbowanego, po czym trzasnął drzwiami.

Kroki nasilały się, w drzwiach stanął mężczyzna, spojrzał pytającym wzrokiem na Beatrice.

- Musimy, gdzieś pojechać - rzekła, wskazując głową na dziewczynę.

- No dobra - odparł i zaczął rozglądać się. - To ruszamy, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia.

Czarnowłosa spojrzała smutnie na Vincenzo.

- Jedziecie gdzie? - posmutniała.

Białooki podrapał się po karku, odrzekł:

- Za niedługo wrócimy.

Dziewczyna westchnęła, wpychając kawałek szarlotki do ust i podpierając żuchwę na nadgarstku, mlasnęła.

Paolo siedzący z tyłu Hammera, objął ramieniem Beatrice, czytającą jakieś papiery. Vinz spoglądając w lusterko, skręcił w wąską uliczkę.

- Gdybyście się tak nie grzebali u Ilario, bylibyśmy u niej już dawno - najwyższy zastukał palcami o kierownicę.

- Aż tak nam się nie śpieszy - szepnął Franc, wciskając zieloną słuchawkę, czekając na odebranie połączenia. - Halo? No tak kochanie... Zaraz będziemy. Mhmm... A ty? Ooo... Dobra... Tak. Ja ciebie też.

Ojciec Chrzestny zaparkował z piskiem opon przed budynkiem, gdzie pracowała staruszka.

- Sprawdziłeś wszystko? - Vinz odwrócił się i spojrzał na najmłodszego.

Paolo przytaknął głową i zsunął kaptur białej bluzy z włosów, wyjmując z pokrowca laptopa, otworzył drzwi. Pomógł narzeczonej wyjść z pojazdu, zatrzasnąwszy później drzwi Hammera. Kierując się w stronę głównych drzwi, Vincenzo na wszelki wypadek sprawdził, czy za krawędzią czarnych spodni znajduje się jego pistolet. Pchnął mocno szklane drzwi, po czym kiwnął w stronę sekretarki. Jina naciskając guzik, powiedziała:

NiepokornaWhere stories live. Discover now