Rozdział czterdziesty szósty

8.2K 294 2
                                    

Słońce chyliło się ku zachodowi, rozprowadzając po horyzoncie pomarańczową poświatę odbijającą się w oknach banku, do którego wchodził Vincenzo wraz z Paolo i Francezco. Mężczyzna przeczesał włosy dłonią i zniecierpliwiony stukał o blat, znajdujący się przy okienku kasy, w której siedziała przysadzista kobieta, mrugając długimi rzęsami ze zdenerwowania i przygryzając paznokcie. Jej rozbiegane oczy, wpatrywały się w drzwi, gdzie uporczywie czegoś wypatrywała. Ich trzask sprawił, że na jej twarzy pojawiła się ulga, a sama kobieta wpatrywała się w kogoś idącego za plecami Ojca Chrzestnego, jakby nadchodziło jej zbawienie.

- Panowie do mnie? – po pomieszczeniu rozbrzmiał niski, ochrypły od wypalania kilku cygar głos.

Młoda kobieta stojąca przy innym okienku, delikatnie zwróciła wzrok na Vinza, jak i paru innych klientów. Po kilku sekundach głucha cisza została wypełniona poprzednimi szeptami i cichymi rozmowami, zapominając o donośnym zapytaniu. Najwyższy odwrócił się i przez krótki moment zesztywniał. Spojrzał na dół na łysinę, niskiego bankiera ubranego w czarno-biały garnitur z różą w kieszonce na piersi. Materiał opinał szerokie ramiona i wyćwiczone ciało. Paolo zacisnął usta, starając się nie prychnąć przez śmiech i pociągnął sznurki białej bluzy, marszcząc krawędź kaptura.

- Chyba tak – odparł niepewnie Francezco, przyglądając się uważnie niewysokiemu urzędnikowi, od którego biła duma.

- W takim razie, proszę do mnie – rzekł krótko, pochylając delikatnie głowę i wymawiając wyrazy wyraźnie.

Farbowany posłał Białookiemu spojrzenie, marszcząc brwi. Jasnowłosy machnął ręką i westchnął, co nie uszło uwadze, niskiemu mężczyźnie, który się spiął. Chrząknąwszy, otworzył ciemne drzwi ze złotą tabliczką. Najmłodszy idąc ostatni, obejrzał się za siebie i pokiwał głową w stronę Franca, sięgając dłonią za tył spodni, zaciskając dłoń na broni. Oparł się o drzwi, po czym mrużąc oczy, przejechał językiem po wewnętrznej stronie polika. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, słysząc zmęczony, ale pewny głos Ojca Chrzestnego.

- My w pewnej sprawie – odrzekł i przestał mówić w momencie, w którym bankier odwrócił się przodem do Białookiego, odrywając wzrok od zatłoczonej ulicy, widniejącej za umytą starannie szybą. – W pewnej bardzo ważnej sprawie.

Vinz uśmiechnął się, widząc pierwszą kroplę potu na błyszczącym czole urzędnika. Jego szerokie palce, zaczęły obracać wysadzane klejnotami sygnety i zaciskać się na końcu blatu mahoniowego biurka.

- W jakiej? – zapytał mimo wszystko głosem pełnym godności i z niebywałą dykcją.

Francezco położył plik dokumentów obok drżącej dłoni bankiera, który niepewnie, wziął kartki do ręki. Czytając, przełknął ślinę i wstrzymał oddech. Opanowując się po paru minutach, odłożył transakcję bankową z powrotem i spojrzał na mężczyzn spod grubych brwi.

- I co w związku z tym? – odparł spokojnie, choć na jego czole pojawiła się druga kropla potu.

- Nie mamy nic do ciebie, po prostu chcemy, żebyś przyznał się do brania łapówek, bo jest nam to potrzebne – odparł Białooki i oparł się biodrem o kant blatu.

Zapanował cisza, a krępy mężczyzna uchylił lekko wargi, po czym szybko złączył je.

- Przykro mi, ale nie mo...

Urwał na dźwięk odblokowania pistoletu, widoku świecącej w ostatnich promieniach słońca lufy, wycelowanej w niego i poważnej miny celującego w bankiera Paolo, stojącego przy drzwiach.

- Faktycznie zaraz nie będziesz mógł.

- No nie – odparł teatralnym głosem farbowany i westchnął głośno, podchodząc bliżej urzędnika. – A myślałem, że nie będę musiał targać kolejnego martwego cielska.

Bankier zalał się potem i odrzekł:

- Muszę. Muszę skon... skontaktować się z prawnikiem i...

- Tylko, gdzie my go zakopiemy? Nie mamy już miejsca, chyba że... - ciągnął Francezco, zmarszczył czoło, zastanawiając się.

- To chociaż... – odparł cienkim głosem najniższy.

- Już wiem – Franc uśmiechnął się do sparaliżowanego mężczyzny. – Za garaż...

- Obędzie się bez prawnika – bankier szepnął, załamując głos i gniotąc rogi kartek. – I kopania rowów na zwłoki.

- No widzisz – Vinz poklepał niskiego po plecach, przez co ten się zakrztusił. – Mogło być tak miło od początku, ale wiedziałem, że szybko pojmujesz, kto ręką rękę myje.

Paolo unosząc powoli podbródek, opuścił broń i schował za czarne spodnie. Patrząc z góry na krępego mężczyznę, rzucił mu mrożące krew w żyłach spojrzenie. Vinz naciskając klamkę i oglądając za siebie, powiedział w stronę bankiera:

- A i nie próbuj nas wykiwać, bo młody może pojechać za twoją pensję na wakacje. To dla niego chleb powszedni.

Kącik ust Oliwkowookiego drgnął do góry, po czym trzask drzwi rozpoczął panującą w pomieszczeniu, gdzie został oszołomiony urzędnik, paraliżującą ciszę. Słońce schowało się za linią horyzontu, oznajmiając, że spiker w radiu może rozpocząć audycję. Białooki odrywając dłoń od kierownicy, ściszył radio i padł plecami na oparcie fotela. Stając na czerwonym świetle, potarł palcami po powiekach. Ruszył z piskiem opon na widok zielonego światła, ostro skręcił w uliczkę i gwałtownie zahamował przed bramą rezydencji. Czekając, aż metalowe drzwi odsuną się, odwrócił głowę do tyłu i rzekł w stronę najmłodszego, wpatrzonego na ekran telefonu. Paolo machał stopą nogi opartej o przeciwne kolano i uniósł wzrok na Vinza.

- Nawet nie zauważyłem, kiedy tak wydoroślałeś – z ust Białookiego wydobył się zmęczony śmiech.

Brama trzasnęła, a Ojciec Chrzestny ruszył, parkując na podjeździe. Zamykając drzwi, odwrócił się w stronę hakera.

- Pamiętaj, że w moich oczach, zawsze będziesz tym przemądrzałym bachorem.

Najwyższy w odpowiedzi dostał tylko stłumione parsknięcie. Poczuł mocne perfumy koło siebie i usłyszał krzyk:

- Kochanie już jestem!

Francezco pokręcił głową i opierając pośladek o maskę auta, patrzył na Vinza. Ojciec Chrzestny uniósł brwi, przybierając pytający wyraz na twarzy.

- Biorę grata – poklepał blachę samochodu. – Jadę do Madleigne. Przykro mi, obowiązki męża zobowiązują.

- Zabieraj tę swoją zakochaną dupę stąd i już cię nie widzę – starszy zaśmiał się, rozciągając szyję.

- Kocham cię.

- Spadaj pedale – machnął ręką, przekraczając próg.

Zamknąwszy drzwi, słuchał, jak warkot silnika się oddala.

NiepokornaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz