Rozdział czterdziesty czwarty

8.3K 329 10
                                    

Wraz z wychodzącym zza chmur słońcem, Vincenzo zatrzymał czarny samochód przed apartamentem Madleigne. Wszyscy pasażerowie polecieli do przodu, na szczęście w połowie zatrzymani przez pasy. Farbowany przeklął pod nosem, ponieważ nie zapiął zabezpieczeń i wylądował głową na zagłówku kierowcy. Vincenzo prychnął pod nosem, patrząc w lusterko i widząc skrzywioną minę przyjaciela.

- A tyle razy mówiłem... - powiedział do siebie w myślach i wyłączył silnik.

Otworzył drzwi auta i poczuł na twarzy przyjemny, chłodny powiew wiatru. Ojciec Chrzestny podrapał nos i odwrócił w stronę budynku, chwytając Giovannę za delikatną dłoń, zatrzymał, czekając, aż najmłodszy wysiądzie z pojazdu. Kiedy Paolo wydostał się z czarnego samochodu, najwyższy włączył alarm i skierował w stronę głównych drzwi, uśmiechając miło do brunetki. Ta zerknęła na chłopaka ubranego w zielony kostium, który otwierał gościom drzwi. Francezco pokiwał mu ręką, a ten kojarząc go, ukłonił się. Weszli po schodach wyściełanych czerwoną okładziną i zapukali, czekając na otwarcie mieszkania. Usłyszeli powolny tupot obcasów i zaraz po tym stała przed nimi szatynka ubrana w czerwoną sukienkę z jedwabiu i ustach pomalowanych w tym samym kolarze. Uśmiechnęła się przyjaźnie i otworzyła szerzej drzwi, aby wpuścić gości. Ostatni wszedł farbowany, który pocałował żonę czule na przywitanie i objął ręką w pasie. Prawniczka przymknęła oczy i odchyliła głowę, kiedy Francezco przejechał nosem po jej szyi, hacząc o wysadzane szlachetnymi kamieniami, ogromne kolczyki zwisające z jej uszu. Kobieta spojrzała wyższemu w oczy i westchnęła radośnie, kierując się do salonu, gdzie czekali na nią.

- Co was sprowadza? - rzekła i wzięła do ręki gazety ze stolika, aby je schować do szuflady, robiąc miejsce na blacie.

Stojąc tyłem do gości, wkładając makulaturę do szuflady, uniosła brwi, słysząc odpowiedź:

- Mamy cudowne wiadomości - klasnęła w dłonie rudowłosa, zakładając nogę na nogę i rozsiadając się na fotelu.

Paolo poprawiając kaptur od ogromnej bluzy, położył dłonie na ramionach ukochanej i pokiwał głową, całując czubek rudej czupryny. Szatynka spojrzała pytająco na Vinza i oparła o szafę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Trzymaj - Vincenzo podał jej plik papierów.

Kobieta z paznokciami w kolorze burgundy chwyciła kartki i unosząc jedną brew, przekartkowała, pogwizdując.

- No nieźle, zaraz zobaczę, co da się z tym zrobić - cmoknęła i usiadła na zabytkowym krześle, popijając już wystygłą kawę. - Czyli łapówki... mhmm... - przewróciła stronę i odłożyła filiżankę na białą podstawkę w różyczki.

- I to w banku - dodał Franc i usiadł na krześle obok wybranki swojego życia. - Duża łapówka...

Szatynka odłożyła stertę makulatury na blat i westchnęła.

- No dobra - zrobiła z krwistoczerwonych warg dzióbek. - Musicie tylko nakłonić, tego urzędnika lub urzędników, żeby przyznali, że wzięli od nich pieniądze. Oni nie będą ponosili żadnych konsekwencji, tylko Benedictto. Ostrzegam już teraz, że to będzie trudne, wiem z autopsji, że oni raczej nie będą chcieli się przyznać.

- Więc? - zapytała cicho brunetka.

- To już ich działka - uniosła dłonie, a jej kolczyki wydały ledwo co słyszalne dźwięki, kiedy poruszyła głową. - Musicie to jakoś rozegrać.

- Już moja w tym głowa - rzekł stanowczo Białooki i dużą dłonią zabrał papiery ze stolika. - Dzięki.

Szatynka zamrugała i poprawiła włosy.

- Jeśli coś by się posunęło, dajcie mi znać - popiła espresso i położyła głowę na szerokim ramieniu farbowanego.

- Jasne - odparł Paolo i zaczął kręcić rude włosy wokół swojego palca i przejechał czule dłonią po policzku Beatrice.

- Chyba powinnam wam zaproponować herbatę - Madleigne podrapała się po tyle karku.

- Nie, nie trzeba i tak musimy za chwilę lecieć.

- Och... - posmutniała i spojrzała ukradkiem na Franca, który spuścił głowę.

Farbowany wstał i całując prawniczkę w czoło, szepnął:

- Wrócę do ciebie na noc i poczytam ci w wannie.

Szatynka uśmiechnęła się i chwytając dłońmi za żuchwę, nachylającego się mężczyzny pocałowała go przeciągle. Przygryzła paznokieć, kiedy drzwi zamknęły się, a ona została sama i szybko dokończyła kawę, sprawiając, że naczynie stało się puste. Podeszła do okna i tęsknie patrzyła na plecy męża i oparła skroń o drewniane obramowanie okna. Zaczerwieniła, kiedy spostrzegła, że Francezco odwrócił się i spojrzał do góry w jej okno i uśmiechnął do niej uroczo. Wypuściła szczęśliwie powietrze i zasłoniła szybę jasną firanką.

Kochani, pomału zbliżamy się do końca. Zostało (tak sądzę) jeszcze kilka rozdziałów i wszystko się wyjaśni. Już teraz chcę podziękować każdemu, kto ze mną został do tej pory, pomimo mojego nieregularnego pisania. Ściskam was mocno i całuję.

NiepokornaWhere stories live. Discover now