Rozdział trzydziesty siódmy

8.9K 334 9
                                    

Vincenzo zmarszczył brwi i spojrzał zły w stronę starych drzwi:

- Benedictto, kiedyś naprawdę cię zabiję... - powiedział ochryple i zamknął oczy.

Giovanna po wyjściu Ojca Chrzestnego podparła podbródek na dłoni i bawiła się kosmykiem włosów, kręcąc go wokół palca i wydymając usta. Westchnęła i stukała palcami o blat stolika, nuciła piosenkę, którą usłyszała w radiu. Odwróciła się gwałtownie w momencie w którym, usłyszała, że ktoś otworzył drzwi, jej źrenice powiększyły się, brunetka wpatrywała się w milczeniu w napakowanego mężczyznę i pozostała w bezruchu wywołanym szokiem, kiedy ów paker podchodził do niej.

- Mała, choć po dobroci i nie rób afery - powiedział głosem, jak tuba, który zabrzmiał w uszach dziewczyny jeszcze głośniej, niż był naprawdę.

Giovanna siedząc na ziemi i unosząc głowę, wpatrywała się w niego i nawet nie mrugała. Mężczyzna westchnął i chwycił brunetkę za ramię, unosząc ją, w tym momencie Giov oprzytomniała i wyrwała rękę z jego o dziwo, delikatnego uścisku:

- Jeśli muszę... - powiedziała i wywróciła oczami.

- Musisz - odparł, schylając się i będąc na wysokości jej oczu.

Dziewczyna z zadartą głową i sercem walącym tak, że zaraz by jej siadło, zaczęła wychodzić, ignorując uśmieszek na twarzy mężczyzny. Wyszła na korytarz i rozejrzała się ukradkiem, mignął jej cień, a potem poczuła rękę na ramieniu, która pchnęła ją do przodu:

- No idź, idź - rzekł paker. - Nie mam całego dnia, żeby ci...

Urwał, widząc przed sobą mężczyznę trzymającego się za ramię, Giovana aż wstrzymała oddech i uśmiechnęła niemrawo do kolesia stojącego naprzeciwko nich.

- Mnie też weź, to nie będziesz miał żadnych kłopotów - odezwał się i potarł kark.

Członek mafii Benedictto myślał nad czymś i spojrzał na zegarek na nadgarstku:

- Dobra, ale bez żadnych numerów - rzekł i wycelował w niego broń na wszelki wypadek.

Mężczyzna uniósł ręce w teatralny sposób i uśmiechnął się do Giovanny, szepcząc:

- Nie dziękuj.

Brunetka prychnęła i odwracając wzrok, powiedziała cicho:

- Nawet nie miałam zamiaru Ilario.

Kącik ust bruneta poszedł do góry, jednak zaraz skrzywił się, chwytając i ściskając ranę na ramieniu. W ciszy wyszli przed rezydencję i zaprowadzeni do czarnego auta stojącego przy jeszcze trzech, Giovanna spojrzała w kierunku okna od gabinetu dziadka Vincenza. Paker położył dłoń na jej głowie i delikatnie pchnął do środka, Ilario usiadł obok brunetki i rzekł szybko do jej ucha:

- Kiedy będzie tylko okazja - spojrzał na nią porozumiewawczo.

Giov przytaknęła i zerknęła w stronę lusterka, widząc znajomą, bardzo znajomą jej sylwetkę. Nie myślała, że jeszcze na jego widok jej serce zatrzepocze jak u niespełnionej dwunastolatki, przez to w myślach uderzyła siebie pięć razy młotkiem w głowę. Drzwi się uchyliły i z przodu usiadł Benedictto, odwrócił się i z przepięknym uśmiechem, ukazującym białe zęby, powiedział:

- No cześć kochanie - przejechał dłonią po włosach.

- Spierdalaj - odpowiedziała mu, a jej były zrobił z ust podkowę.

- Jak zwykle taka miła - przeciągnął ostatni wyraz.

- A ty jak zwykle taki czarujący - zrobiła to samo co brunet z zakończeniem zdania.

- Ach... Kiedyś nie miałaś takiego ciętego języka... - westchnął i dał ręką znać kierowcy, aby ruszył.

Koła zabuksowały i samochód ruszył, a za nim dwa identyczne, Giov i wszyscy pasażerowie podskoczyli, kiedy auto najechało na ogromną gałąź.

- A ty nie byłeś dupkiem - odparła.

- Nie chcę przerywać waszej jakże miłej i fascynującej rozmowy, ale mogę coś powiedzieć? - zapytał Ilario, ściskając zęby z bólu.

- Nie - dziewczyna szybko odpowiedziała.

Była zła na siebie, jak ona może go wciąż lubić? Uczucia chyba nigdy nie znikają... Pieprzony brunet o ślicznej buźce. Giovanna patrzyła za okno i liczyła, ile rozmazanych drzew mijają. Przyjaciel Vinza spojrzał zdziwiony na dziewczynę i zamknął usta, opadając placami na skórzane oparcie w nowiutkim Lamborghini Aventador LP 700 Roadster. Benedictto podrapał się po nosie i zwrócił do bruneta:

- Tak właściwie... to... co ty tutaj robisz?

Ill zaśmiał się i udawał, że myśli.

- Któż zostawiłby taką śliczną istotkę - zerknął na zamyśloną Giov - samą na pastwę waszego okrucieństwa?

Były dziewczyny prychnął przez śmiech.

- Jeśli wszyscy jesteście tacy, to współczuję Vinzowi, grupa błaznów, ha - zaśmiał się.

Na dźwięk słów imienia Białookiego brunetka odkleiła się od szyby i z żalem patrzyła na byłego, przypominał jego po części. Giov oparła potylicę o szybę i żałowała, że nie może teraz spokojnie siedzieć przy Vinzie.

Madleigne opierając głowę o ramię Franca, uśmiechała się szeroko, farbowany wyjął papierosa i zapalił go, przytrzymując używkę wargami, kiedy włożył do kieszeni zapalniczkę, objął kobietę i wypuścił kłębek dymu.

- Nocą miasto jest zawsze najpiękniejsze. - Francuzka podniosła wzrok i spojrzała z dołu w bystre oczy ukochanego. - Też tak sądzisz? Jest wtedy takie... takie... magiczne.

- No... ale milion razy wolę patrzeć na ciebie - odparł i pocałował ją w czoło

Szatynka zachichotała i wtuliła się mocniej w męża, który odsunął peta od ust.

- Czuję się, jak wtedy kiedy się poznaliśmy - rzekł i zamknął oczy. - Niby nie można podróżować w czasie, a ja jednak jestem tam, gdzie przed laty z tobą.

- Wciąż głupi i naiwni - zaśmiała się, po czym wyprostowała i siedziała naprzeciwko mężczyzny.

Młodszy wyrzucił papierosa do boku i przejechał dłonią po jej włosach.

- Czy zrobiły mi się przez ten czas zmarszczki? - uniosła pytająco brwi.

- Nie. Wciąż jesteś tak piękna, jak byłaś.

Francuzka zmarszczyła drobny nos i uderzyła go słabo piąstką w umięśnioną klatę, Franc krótko pocałował swoją żonę i spojrzał do boku.

- Ty też tęskniłaś? - zapytał i wpatrywał się w prawniczkę szczenięcymi oczami.

Kobieta uniosła wzrok do góry i zrobiła dziubek z ust:

- Hmmm... Myślałam, że nie, ale z biegiem wydarzeń sądzę, że tęskniłam bardziej niż ty.

Francezco z ulgą pokiwał głową i wyjął telefon. Na wyświetlaczu widniała informacja o dziesięciu nieodebranych od Vincenza.

NiepokornaWhere stories live. Discover now