Rozdział dwudziesty szósty

10.6K 473 26
                                    

Drzwi się otworzyły, a przy głowie Benedictto znalazł się pistolet trzymany w dłoni Paolo. Brunet zatrzymał się, a Franc poklepał po jego spodniach i wyjął zza paska broń. Rzucił ją Vinzowi, a on złapał przedmiot jedną ręką i rzucił na kanapę. Beatrice podeszła bliżej i rzekła:

- Co tu robisz? Wiesz, że jesteś niemile widziany.

Benedictto tylko uśmiechnął się szeroko.

- Przyszedłem zobaczyć, czy dużo się zmieniło. Widzę jednak, że niezbyt - spojrzał na Giovannę. - Zresztą chyba mogę odwiedzić swoją byłą?

Brunetka miała zastygłą twarz bez wyrazu.

- Spadaj - żachnęła się. - Ja ciebie nie chcę widzieć.

Czarno włosy zaśmiał się głośno i obrócił głowę do Vinza.

- Widzisz? Z nią nigdy nie będzie łatwo. Dlatego się rozstaliśmy? - powiedział i zrobił krok w jej stronę, a Giov się wzdrygnęła. - A nie, powód chyba był inny. Vincenzo, wiesz, jak poznałem Giov? Normalnie nie uwierzysz.

- Nie obchodzi mnie to - przerwał mu lodowato jego były przyjaciel. - Jeśli tylko po to tu przyszedłeś, to wyjdź.

Franc przyłożył mu pistolet przy drugiej skroni, teraz mężczyzna znajdował się pomiędzy Paolo i farbowanym. Nagle Benedictto, spostrzegł Madleigne i zaśmiał się.

- No nie wierzę...

Francesco szybko obrócił głowę w stronę szatynki. Vinz skrzyżował ręce na torsie i uniósł brwi.

- Akurat tutaj musiałem cię spotkać. Co słychać u mamy? - powiedział, sylabizując i lekko zerkając na twarz Białookiego.

- Mamy? - powiedział Pierro i zbliżył się do grupki. - Co tu się odpierdala?

Francuzka westchnęła i poprawiła loki.

- Benedictto to niestety mój brat. Przyrodni. Nasi rodzice adoptowali mnie. Widzę, że wciąż się nie zmieniłeś. Zawsze mi było cię szkoda.

Przez twarz bruneta przeszła złość, którą starał się ukryć. Ojciec Chrzestny przybliżył się do członków mafii i byłego przyjaciela.

- Czy ja o czymś jeszcze nie wiem? Ktoś chce mi jeszcze coś powiedzieć? - rzekł i przeczesał dłońmi jasne włosy, naciągając skórę na czole. - Nagle dowiaduję się, że Benedictto jest byłym Giovanny, który jest bratem Madleigne, a ta jest żoną Francesco od paru lat.

- O siostra, chajtnęłaś się? No, no - pokręcił głową niby w uznaniu Benedictto. - Wiecie co, skoro nie umiecie dobrze przywitać gościa, to ja stąd się zmywam - spojrzał na jeden pistolet przy swojej skroni, a potem na drugi.

Mężczyźni opuścili broń, a brunet odwrócił się i zaczął wychodzić.

- Benedictto! - zawołał go Białooki. - Nie wpierdalaj się w moje sprawy i życie.

Jego dawny kolega się odwrócił i ujrzał lecący w jego stronę pistolet. Złapał go i uśmiechnął się wrednie.

- Znasz mnie - odpowiedział z uśmieszkiem na twarzy.

- Niestety - wycedził Vinz.

Czarnowłosy wyszedł, a atmosfera się rozluźniła. Farbowany podszedł do ukochanej.

- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytał i spojrzał w jej oczy.

Prawniczka opuściła chude ramiona i usiadła na kanapie z powrotem.

- Skąd miałam wcześniej wiedzieć, że go znasz - westchnęła. - A potem nie chciałam mówić, bo byście tego mi nie powierzyli, a mnie on w ogóle nie obchodzi.

- Dobrze, że przynajmniej się wydało - powiedziała Beatrice i poszła do kuchni po herbatę z melisą.

Giovanna podeszła do Białookiego i wtuliła w jego tors, Vinz objął ją szczelnie. Przez chwilę nad czymś się zastanawiał i poddał się w walce z myślami. Spojrzał w dół na czubek czupryny Giov i się uśmiechnął.

- Kochanie, chcesz mi opowiedzieć, jak poznałaś Benedictto? - powiedział cicho i bardzo męsko jej wybawiciel.

Dziewczyna uniosła twarz do góry i zapatrzyła się w swojego wieżowca.

- Zostawmy to moim słodkim sekretem.

- To ja nie mogę mieć tajemnic, a ty już tak? - zaśmiał się i pocałował ją w czoło.

Brunetka mocniej objęła Vincenzo w pasie i powiedziała:

- Bardzo chcesz wiedzieć? - nie odkleiła polika od brzucha Ojca Chrzestnego.

Mężczyzna uniósł ciemne brwi w geście zastanowienia.

- Nie. Tak wydajesz mi się bardziej pociągająca.

Brunetka zaśmiała się dziewczęco i uniosła głowę do góry, uśmiechnęła i wyciągnęła głowę, a Białooki zniżył się i delikatnie ją pocałował, zamykając oczy tak jak Giov. Musnął jej wargę czule, a potem chwycił ogromną dłonią jej głowę i przycisnął do swojego umięśnionego torsu.

- Oj, ty... - parsknął przez śmiech i pogładził jej kosmyki.

- Wiesz, że to jest dziwna historia i mógłbyś ją źle zinterpretować, więc dobrze, że nie muszę ci tego mówić - powiedziała cicho brunetka.

- Dobra, teraz jestem ciekawy - odsunął górną część ciała Giovanny od siebie.

Brunetka zaśmiała się oraz zaprzeczyła głową. Jasno włosy z uśmieszkiem na twarzy, wziął Giov na ręce, a ona zaplotła nogi wokół jego miednicy i spojrzała mu w oczy. Westchnęła i pocałowała jego nos.

- Wpadłam na niego w bardzo nieprzyzwoitym klubie, sama nie wiem, dlaczego tam byłam - zachichotała, a potem spojrzała do góry i zastanawiała się. - Chyba z tego, co pamiętam, jakiś koleś się mnie uczepił, a Benedictto wtedy mi pomógł. Szczerze nie wiem, jakby się skończyło, gdybym go nie poznała. To był bardzo nieprzyzwoity klub, a ja byłam bardzo skąpo ubrana i lekko podpita.

Ojciec Chrzestny zakaszlał i się zaśmiał.

- Jakoś mnie to nie dziwi - podrzucił ją lekko, aby poprawić ułożenie dziewczyny.

Giov ukazała równe zęby i objęła męską szyję Vinza. Położyła podbródek na jego ramieniu i przymknęła oczy.

- Mimo wszystko nie podoba mi się to, że on jest twoim byłym - powiedział szeptem mężczyzna.

Giovanna uniosła głowę do góry i szybko dotykając palcem czubka nosa Ojca Chrzestnego, powiedziała:

- A nie jesteś zazdrosny?

Przechyliła głowę do boku, a Vinz upuścił ją na dół i zleciała na ziemię.

- Ani trochę... No może odrobinę.

Dziewczyna zachichotała i skoczyła mu na plecy, łapiąc za jego ramiona. Vinz, żeby nie spadła, schylił się w pasie i zaczął tak iść w stronę schodów z rozbawioną Giov.

NiepokornaWhere stories live. Discover now