2.

1.3K 39 29
                                    

Po lekcji matematyki udałam się pod kolejną salę lekcyjną. Po drodze napotkałam kogoś.

- Witam, witam. I jak tam zabawy z Ryan'em? - jakaś dziewczyna zagrodziła mi drogę.

Ryan to chyba ten, co....no wiecie.

Na samo wspomnienie o tym chce mi się wymiotować.

- Odczep się - powiedziałam zdenerwowana. Ominęłam dziewczynę. Złapała mój nadgarstek.

- Pochwal się, jak się bawiliście? -

Odwróciłam się w jej stronę.

- Do niczego nie doszło, pan Ryan szybko złamał sobie jaja - powiedziałam. W sumie nie wiem czy to prawda, ale przy kopnięciu to chyba jest możliwe, prawda?

Dziewczyna w odpowiedzi prychnęła i odeszła. W końcu doszłam pod salę.

*godzina później*

Ostatnia lekcja. W-f. Będę musiała przebierać się w jednej szatni z dziewczynami, które pewnie będą patrzyć się na mnie. Już każdy wie, że "bawiłam się" z tym Ronaldem czy jak mu tam. Chociaż tak naprawdę udało mi się uciec.

Już wcześniej miałam na sobie koszulkę od w-f'u. Jakie szczęście, że to ostatnia lekcja.

Weszłam do szatni. Nagle wszystkie dziewczyny zwróciły wzrok w moją stronę.

Pierdolę, przebieram się w toalecie.

Opuściłam szatnię i weszłam do łazienki, która była niedaleko.

*godzina później*

Szłam korytarzem w kierunku wyjścia ze szkoły. W końcu. Skręciłam i nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka.

- Przepraszam - powiedziałam i szybko odeszłam. Nie chciałam mieć więcej problemów.

- Zaczekaj! - chłopak ruszył za mną.

Kur...de.

Zignorowałam to i opuściłam szkołę. Nieznajomy jednak dogonił mnie.

- Jes...-

- Do niczego między nami nie doszło - przerwałam mu. Byłam bliska łez przez te wspomnienia.

- Chodzi co o Ryan'a? Przepraszam, nie to chciałem...-

- Zostaw mnie! - zatrzymałam się, patrząc na chłopaka ze łzami w oczach. Miał piękne brązowe oczy...to znaczy, patrzył na mnie...dziwnie...

Ku mojemu zaskoczeniu chłopak ukrył mnie w uścisku. Byłam zbyt sparaliżowana, by jakoś zareagować.

Kim on jest?

- Chciałem tylko...- tutaj się zatrzymał - Jestem Leondre. Leo - uśmiechnął się.

Nic nie odpowiedziałam, wpatrywałam się tylko w czarną bluzę Leo...ndre.

- To...ja już pójdę - powiedział speszony i odszedł.

Przez chwilę stałam, przetwarzając to, co się przed chwilą stało.

Kim on do cholery jest!?

W końcu wróciłam do domu.

Wieczorem znów zastanawiałam się nad tym, co się stało wcześniej. Ten... Leo...

Jest taki...

Przystojny...

love not lovely | L.DWhere stories live. Discover now