Maraton #2

1.7K 148 311
                                    

(Hikari)

Dni mijały, nieubłagalnie sprowadzając na naszą klasę sądny dzień. Od czasu mojej kłótni z matką minęło kilka dni, które spędzałam u Armina i jego rodziców. Przychodziłam zaraz po szkole, i wychodziłam około 22:00 - 23:00 by wziąć kąpiel i kłaść się spać unikając mamy, która obrała podobną taktykę biorąc dodatkowe tematy a co za tym idzie, siedząc w pracy do późna. 

W ciągu tego tygodnia pomagałam Arminowi z tekstem, brałam lekcje gotowania u Pani Victorii, oraz z cierpliwością godną samego archanioła znosiłam komentarze i podteksty rzucane w naszą stronę przez Alexego. Faktycznie bywał denerwujący, jednak po dwóch-trzech dniach przestałam zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. W sobotę z rana spotkałam się w umówionym miejscu z Lysandrem, który był mile zaskoczony moją wiedzą, której nie udałoby mi się zdobyć bez jego pomocy. Wszystko dzięki jego notatkom, które powtarzałam gdy Armin grał na komputerze a ja wyjątkowo nie chciałam mu przeszkadzać. 

Był niedzielny poranek, a ja wstałam wyjątkowo wcześnie jak na moje standardy. Spojrzałam leniwie na zegar wskazujący 08:19, a następnie czując, że już nie zasnę zeszłam z łóżka i zgarniając po drodze telefon wraz z ubraniami skierowałam się do łazienki. Po swojej tradycyjnej, długiej kąpieli którą spędziłam ze słuchawkami na uszach by nie zbudzić mamy przebrałam się w zabrane z pokoju ubrania, wysuszyłam włosy które spięłam w kucyk a na koniec założyłam swoją oficjalnie ulubioną, szarą bluzę od Armina. 

Mama pewnie planowała spać do co najmniej 11:00, co oznaczało, iż miałam całą kuchnię do własnej dyspozycji. Jak zawsze zaczęłam od śniadania i wymiany wody zwierzakom, po czym wzięłam się za własne śniadanie. Tego dnia miałam ochotę na starą, dobrą japońską kuchnię na której się wychowałam, co oznaczało omlety, oraz ryżowe onigiri z kurczakiem na które wyjątkowo nie brakowało mi składników. Po skończonej pracy odłożyłam na bok porcję mamy, i po pożegnaniu się z myszoskoczkami wyszłam z domu. 

Tym razem bez pukania weszłam do mieszkania bliźniaków, gdzie zaraz po wejściu, do moich uszu dobierał odgłos smażenia i gotującej się wody. Odwiesiłam kurtkę na miejsce, i ruszyłam do kuchni gdzie już czekała na mnie pani Victoria. 

- Słoneczko, mogłabyś podać mi sól? - Poprosiła, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Szybko spełniłam jej prośbę, i zabrałam się za krojenie leżących na drewnianej desce warzyw. - Jak się miewa twoja mama? 

- Jeszcze śpi. Nie chcę jej budzić, powinna odpocząć. 

- Zgadzam się w 100 procentach. Długa praca nie dość, że stresuje to dodatkowo męczy. Osoba która zapoczątkowała weekend wiedziała dobrze co robi.

- I tu się zgadzam. - Przyznałam jej rację, zsuwając pokrojona kawałki do duszącej się na patelni cukinii oraz miski na sałatkę. - Zawsze wstaje pani tak wcześnie? 

- Ktoś w końcu musi, nie mogę pozwolić, by moi chłopcy umarli z głodu. Mało kiedy mi pomagają, dlatego tym bardziej cieszę się z twoich wizyt. Ciężko jest być jedyna kobietą w rodzinie, nawet sobie nie wyobrażasz, ile mam przy nich pracy.

- No już nie przesadzaj.. - Usłyszałyśmy zaspany głos, a naszym oczom ukazał się wchodzący do kuchni Armin. Szybko odwróciłam wzrok z powrotem na warzywa, gdy zdałam sobie sprawę iż jest w samych bokserkach czym zdawał się całkowicie nie przejmować. Włosy miał w całkowitym nieładzie, a każdy kosmyk kierował się w inną stronę co na swój sposób byłoby nawet zabawne, gdyby miał na sobie coś więcej. - Co dziś na śniadanie?

- Może się najpierw ubierzesz? - Zaproponowała kobieta, uderzając syna drewnianą łyżką po głowie. - Nie wstyd ci tak paradować przed dziewczyną? 

Słodki Flirt (PISANE OD NOWA)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ