1. La vie en rose

4.3K 207 121
                                    

Hawaje, czerwiec 2016

Noc wlewała się do pokoju przez szerokie okna, dokładnie ukazując mrok, jaki panował pomiędzy dwójką dorosłych ludzi. Stali po przeciwnych stronach, w dość bojowych pozach, a gęstą atmosferę można było wręcz kroić nożem.

- Thomas... - zaczęła, próbując w jakiś sposób załagodzić napiętą sytuację. Niestety, ale z góry skazana była na porażkę, gdyż nienawiść, jaka płynęła z oczu mężczyzny, stała się nieokiełznana.

- Błagam, nawet nie wypowiadaj mojego imienia na głos. - syknął przez zęby, przy okazji starając się opanować swoje prymitywne odruchy, które wzmagały się przez nagromadzone pokłady złości i żalu.

- Nie bądź niedorzeczny Tom! Naprawdę nie obiecywałam Ci wiele... Owszem było przyjemnie, te wakacje także takie były, ale nie potrafię już dłużej tego ciągnąć! Wymagasz ode mnie jakichś niestworzonych ideałów! - Zbliżyła się na niebezpieczną odległość i delikatniejszym tonem, kontynuowała - W co ty wierzysz człowieku?

- Po prostu chciałaś mnie wykorzystać? Zapomnieć o byłym, a skoro jestem popularny i niczego sobie...
Jego zmarnowany ton nawet delikatnie nią poruszył i prześwidrował, dając uczucie lekkich wyrzutów sumienia. Niestety miał rację i to chyba najbardziej ją zabolało. Miała nadzieję, że nigdy nie odkryje co nią kierowało, oraz że sama nie będzie musiała mierzyć się z prawdą. Bo znowu stała się zimnokrwistą kobietą, która jedyne co w swoim życiu robi, to gromadzi byłych chłopaków i pisze o nich piosenki.

- Jesteś chory psychicznie i tyle... - podsumowała, wciąż nie potrafiąc spojrzeć w jego oczy. Te, które pozwalały jej żyć i dawały nadzieję na lepsze jutro. Ta piękna mieszanka niebieskiego z zielonym, jeszcze dwa miesiące temu oddałaby za jej szczęście dosłownie wszystko, a teraz?
Teraz stoją pośród wymarzonego domku na Hawajach nieopodal oceanu, wyrzucając sobie w twarz wszystkie zła tego świata i nawzajem się nienawidząc.

- O nie, nie... To ty jesteś chorą i zimną suką, która wykorzystuje każdego na swojej drodze. Aż nie zostanie z niego nic, ot taka jesteś.
Poczuła mocne ukłucie w sercu. Najmocniejsze, jakie kiedykolwiek poczuła, bo dobrze wiedziała, że to jej wina. Skrzywdziła go, sponiewierała i wykorzystała, jednak duma nigdy nie pozwoliłaby jej przyznać się do błędu. To ona musiała mieć ostatnie zdanie w tej kłótni oraz rozstaniu.

- Ja... - zaczęła. - Chciałam, żeby ten koniec był w miarę dojrzały, ale jak widać, jesteś rozkapryszonym chłopczykiem, który nie potrafi zrozumieć, że nie jest pieprzonym ideałem!

- Nigdy nie zobaczysz swoich błędów, co?

- Kupiłam bilety do Nowego Jorku, a jutro moja asystentka zabierze rzeczy z twojego apartamentu. - westchnęła i wysunęła rączkę od wielkiej walizki, po czym momentalnie skierowała się w stronę ogromnych drzwi. - Nie dzwoń do mnie.

- Nawet nie zamierzam Tay, a klucze sobie zostaw - prychnął. - I tak zmienię zamki.

- Jasne - szepnęła pod nosem, jednak poczuła, że ostatnie zdanie będzie należeć właśnie do niej - Dobrze Ci radzę, żebyś ogarnął się w życiu trochę.


Tom przeniósł swoje ręce za tył głowy w geście frustracji i spojrzał w głąb pustego pokoju. Nie potrafił zrozumieć tego, że za każdym razem, gdy włoży tak wiele energii w związek z drugą osobą, to i tak skończy się marnie. Przecież był dobrym człowiekiem, o wręcz złotym sercu, więc jaki pierwiastek przyczyniał się do tak ohydnego losu? Sekundy dzieliły go od potężnego wybuchu emocji, a już czuł słony smak palących łzy rozpaczy i żalu. Przetarł twarz rękawem koszuli i otworzył drzwi balkonowe. Mieszkali w kompleksie domków, więc modlił się, aby żaden idiota nie chciał o trzeciej nad ranem spędzać swojego czasu na fotelu, kontemplując księżyc. Gdy tylko postawił stopę na płytkach, poczuł dosyć ciepły podmuch hawajskiego wiatru, który zabrał ze sobą dobrze znaną mu melodię.

- Hm? - westchnął sam do siebie, szukając źródła dźwięku, którym było urocze i małe ukelele. Odwrócił twarz w lewą stronę i ujrzał kobietę, siedząca na piasku przed prawdopodobnie swoim balkonem i wpatrującą się tępo w szumiący ocean.

Hold me close and hold me fast

The magic spell you cast

This is la vie en rose

When you kiss me, Heaven sighs

And though I close my eyes

I see la vie en rose

- O Jezu - westchnął boleśnie, bo głos tej kobiety przypominał anioła, który zstąpił na Ziemię, jednak słowa, jakie wypływały z jej ust, były zbyt nieznośnie dla jego postrzępionego serca.

When you press me to your heart

To była jedna ze smutniejszych chwil w jego życiu. Stał oparty o barierkę, płacząc rzewnie i nawet nie próbując się uspokoić.

I'm in a world apart

A world where roses bloom

And when you speak

Angels sing from above

Próbował dostrzec twarz tej kobiety, jednak mrok i łzy efektywnie utrudniały mu to zadanie. Z jednej strony rozkoszował się pięknem tejże sytuacji, a z drugiej cierpiał. Po prostu poddał się tej chwili, wiedząc, że nie będzie trwać wiecznie.

Every day words

Seem to turn into love songs

Give your heart and soul to me

And life will always be

La vie en rose

Poddał się i przegrał wewnętrzną walkę, która toczyła się w nim od parunastu godzin. Stał kompletnie zniszczony i rozstrojony, słuchając nieznanego głosu, który w pewnym sensie potęgował jego ból. Przed chwilą zakończył związek z piosenkarką, która w jego mniemaniu zapewne za tydzień napisze o nim piosenkę, a teraz rozczula się nad anielskim głosem obcej osoby. Sztuka potrafi jednak być brutalna w swojej formie. Ostatni raz spojrzał na kobietę i już miał wracać do pokoju, lecz gdy usłyszał żałosny szloch, zatrzymał się. Chciał nawet podejść, jednak gdyby sam nie był na skraju głośnego płaczu, to zapewne rzuciłby się niczym rycerz w jej stronę, próbując załagodzić ból, jaki odczuwa.

Jednak teraz coś w nim nieodwracalnie pękło.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLOn viuen les histories. Descobreix ara