35. In the heat of the morning

1.7K 112 49
                                    

W mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Kobieta dość mocno się zdziwiła, bo spodziewała się gościa, dopiero po południu, a teraz w piżamie w różowe kotki, jeszcze przed prysznicem niezbyt miała na niego ochotę. Ubrała na siebie szary, puchaty szlafrok i szybkim krokiem powędrowała w stronę uciążliwego dźwięku.

— Esther? — Ku jej zdziwieniu stała przed nią zapłakana brunetka, również w piżamie i ciemnym płaszczu. — Rany boskie co ci się stało? Wchodź! — Złapała ją za ramię i szybko zaprowadziła do saloniku. Posadziła kobietę na kanapie, a sama usiadła obok, dając jej kawałek przestrzeni osobistej. - No co się stało? — Spytała ją i kiedy nie uzyskała odpowiedzi, po omacku zgarnęła szklaną butelkę z wodą ze stolika nieopodal. — Co ty tutaj robisz? W sobotę? Tak wcześnie?

— Przepraszam, że tak ci się zwaliłam na głowę z samego rana, ale... — W końcu się odezwała — Pokłóciłam się z mężem, w ogóle z jego rodziną bardziej, ale przez to z nim też i... — Zaszlochała głośno, a Lauren szybko podała jej pudełko z chusteczkami.

— Chcesz herbaty... Albo wódki? — Spytała z całkowicie poważną miną, na co Esther odparła szczerym uśmiechem, wymieszanym z marnym zwątpieniem.

— A masz może... Kakao? — wymamrotała, odkręcając butelkę.

— Z jakimś dodatkiem, czy...

— Lauren ja nie jestem alkoholiczką! — Rzuciła w nią poduszką, która znajdowała się obok jej ramienia. — Chce pocieszające kakao, co w tym dziwnego?

— Nic, nic — zaśmiała się i powędrowała w stronę kuchni. Esther uznała, że także jej potowarzyszy i dołączyła do niej po chwili. — Powiesz mi, co się konkretnie stało?

— No bo... Wszystko zaczęło się w te przeklęte święta... — Wywróciła oczami na samą myśl o nich. — Rodzice Maxa, jak zwykle zaczęli temat dzieci.

— A co z nimi takiego... specjalnego?

— Chcą wnuki — westchnęła głęboko, po czym dodała gorzko. — Choćbym chciała, czy nie chciała dzieci, nie będę mogła mieć raczej nigdy.

— Przykro mi...

— Spokojnie, pogodziliśmy się z tym już dawno temu i zastąpiliśmy je gromadką piesków, ale jego rodzice nie za bardzo.

— Mi to mówisz — westchnęła. — Całe szczęście, że nie jestem najstarsza i jedyne czego ode mnie chcą to męża.

— To chyba nie będzie takie trudne, co? — Uniosła brew, kontynuując z zaciekawionym tonem. — No powiedz coś wreszcie babo wredna.

— Nie babuj mnie tu — wywróciła oczami i wstała z miejsca, kierując się do kuchni, a konkretniej szafki z pudełkiem kakao. — Poza tym to nie były oświadczyny.

— Kobieto minął już ponad miesiąc od waszego uroczego wyjazdu, za drugi będziecie już dawno po ślubie.

— Na moim miejscu pewnie byś była... Tego jestem więcej niż pewna — zaśmiała się pod nosem.

— No jasne, że tak, halo? — wywróciła oczami zdegustowana zachowaniem swojej przyjaciółki.

— Za długo byśmy sobie nie pomałżonkowali. — blondynka westchnęła głęboko — nie będzie go przez jakiś czas.

— No to co? Myślisz, że ja nie wyjeżdżam na delegacje?

— No tak, ale... — Zaczęła.

— Ale nie kręcę scen z innymi kobietami — stwierdziła, opierając się o blat. — Oj Lou. Nie wiem, co ci mogę na to poradzić, sama bym dostała kurwicy na twoim miejscu.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now