8. Let your heart hold fast

1.9K 140 127
                                    

- Jak ja mogłem być tak głupi? - mężczyzna warknął i z całej siły uderzył pięścią w stół, sprawiając, że cała zastawa podskoczyła do góry. - Jak ja mogłem być na tyle naiwny, by uwierzyć, że mnie kochasz!

- Bo Cię kocham i dobrze o tym wiesz! - odparła z drżącym głosem. - Ale ograniczasz mnie i zawsze...

- Zawsze co? - przerwał jej z jeszcze większą nienawiścią w głosie. - No kontynuuj skoro, już zaczynasz rzucać oskarżenia w moją stronę!

- Ograniczasz mnie, zawsze! - blondynka wypuściła głośno powietrze z płuc i momentalnie poczuła ulgę. Jakby ciężar, który był na jej ramionach od paru lat, nagle wyparował.

- Ja Ciebie? Naprawdę Lauren? - zadrwił. - No tak na moment zapomniałem, że to Ty dla mojej pracy rzuciłaś swoje życie, zmieniłaś wszystko, a teraz znowu musisz się przenosić, bo...

- Rzuciłeś swoje życie? - uniosła brwi i usiadła na sofie obok okna. - Myślałam, że to ja nim dla Ciebie jestem, a nie głupi dom w Australii! Ty jej nienawidziłeś Tony! Słyszysz! Nienawidziłeś!

- Przekręcasz moje słowa i jak zwykle robisz ze mnie potwora. - mruknął, czując, że zaczyna być na przegranej pozycji.

- Nie robię do cholery! - ukryła twarz w dłoniach, by uspokoić swoje nerwy i nie wybuchnąć płaczem. Była wściekła na siebie i na Tony'ego, lecz teraz nie chciała w taki sposób kończyć tej rozmowy.

- Tak? To kto według Ciebie jest winny całej tej sytuacji? Może ja?

- Dlaczego Ty wiecznie widzisz tylko i wyłącznie jedną stronę? Czemu tylko jedna osoba musi być tą złą? Może do cholery oboje zawiniliśmy!

- Wiesz co Lauren, porozmawiamy, jak się uspokoisz siebie i swoje hormony, bo nie potrafię już wytrzymać. - mężczyzna machnął ręką na całą tę sytuację i spakował swojego laptopa do torby, oznajmiając tym, że wychodzi do pracy o wiele wcześniej.

- Słucham? - Lauren wstała i podeszła bliżej, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Chyba sobie żartujesz w tym momencie.

- A wyglądam, jakbym żartował? - mruknął, udając, że jego aktualne zajęcie jest ważniejsze niż ich kłótnia.

- Dokończymy tę rozmowę tu i teraz, a nie za tydzień, bo wiem, że wrócisz pijany.

- Mhm, teraz robisz ze mnie alkoholika? - na jego twarz wstąpił ironiczny uśmiech. - No dobrze w takim razie co chcesz ode mnie usłyszeć? Że cię przepraszam? Okej jasne, przepraszam, że się uniosłem, ale nie przeproszę Cię za mój powód.

- Tony, ja...

- Nie przerywaj mi. - warknął ostro. - Ja teraz mówię i chcę dokończyć. - mężczyzna poprawił zegarek na swoim nadgarstku i westchnął głęboko. - Ja tutaj zostaję i albo ty ze mną, albo beze mnie.

Jego ostatnie słowa odbiły się głośnym echem po całym apartamencie. Była pewna, że nawet sąsiedzi dali radę usłyszeć ich spór. Jednak teraz zapadła pomiędzy nimi cisza, która tylko i wyłącznie wzmagała, rosnące napięcie. Nikt nie miał odwagi, nawet głośniej oddychać, a tym bardziej dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Lauren czuła jak stres paraliżuje jej ciało i nie pozwala na wydanie z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Wpatrywała się więc w przestrzeń za ramieniem narzeczonego i wyczekiwała na jego jakikolwiek ruch.

- Nie wiem co mam Ci powiedzieć Tony. - westchnęła boleśnie i zacisnęła mocno palce na swoim ramieniu.

- Ja wiem. Że chcesz ze mną założyć rodzinę i żyć w spokoju. Chodź tu - wyciągnął rękę i przygarnął jej ciało do swojego. - Weźmiemy ślub, a za rok może uda nam się postarać o malucha i wszystko będzie tak jak tego chciałaś.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now