11. Wool coats, English tea

1.8K 129 13
                                    

Lauren z zaciekawieniem zerkała na swoją nową znajomą z pracy, o której niestety nie wiedziała kompletnie nic. W głowie cały czas zadawała sobie pytanie, dlaczego nie spytała o jej imię, kiedy była na to idealna pora. Teraz siedziała obok niej w taksówce, czując się jak największa idiotka na całej planecie. Tak po prostu ma ją spytać: Hej jak masz na imię? W sumie to całkiem normalne Lauren. Nad czym ty się kurwa zastanawiasz i od kiedy masz problem ze spytaniem się o czyjeś imię? Dlaczego ja w ogóle mówię do siebie w trzeciej formie? Blondynka potrząsnęła delikatnie głową i wyjęła telefon, by udawać, że także jest czymś ważnym zajęta. Otworzyła jakąkolwiek pierwszą lepszą aplikację ze swoimi social media i zaczęła ją przeglądać.

- Pan jednak skręci tu w lewo. - szatynka wychyliła się i oznajmiła zupełnie nieoczekiwanie. Niestety, ale Lauren znała Londyn gorzej, niż zawartość swojej największej torebki, dlatego nie chciała nawet zbytnio dyskutować. Spojrzała na szatynkę, która kompletnie niewzruszona spoglądała w ekran swojego telefonu i zdawała się być całkiem rozbawiona i zainteresowana konwersacją, którą prowadziła.

-W lewo? Jak pani prosi. - mężczyzna odburknął i tak jak sobie zażyczyła, wykonał odpowiedni manewr.

-I tu w prawo i niech pan się zatrzyma przy tej kawiarni. - szatynka posłała zawadiacki uśmiech w stronę Lauren i wróciła do wykonywania poprzedniej czynności.

-Kawiarni? - blondynka szepnęła w jej stronę, po czym zaczęła się wiercić i obserwować dokładnie jazdę.

- Nie chcesz chyba iść na spotkanie, gdzie team, w którym Cię wtedy nie było, dostaje opierdol od drugiego zarządu. - burknęła z niewzruszonym wyrazem twarzy, tak jakby to kompletnie nic nie znaczyło.

-A Ty nie powinnaś tam być? - Lauren uniosła jedną brew i spojrzała na nią ze zmartwioną miną.

-Kochana długo pracujesz już w tej firmie? - szatynka uśmiechnęła się ciepło, zupełnie tak jakby miała przed sobą niewinną, malutką dziewczynkę.

-Tak, praktycznie od skończenia studiów. - odparła całkowicie poważnie.

-I dalej się nie nauczyłaś, że bezsensowne, nerwowe spotkanie, jest trochę gorszym wyborem od zajebistego śniadania?

-No... - zawahała się, gdyż poczuła jakby znów na przerwie, w liceum koleżanki próbowały ją namówić na ucieczkę z lekcji. - No niby tak.

- Tutaj kończymy? - mężczyzna odwrócił się i spojrzał na kobiety z lekkim zdenerwowaniem.

- Tak, dokładnie tu.

Kobiety wysiadły z taksówki i skierowały się w stronę baru lunchowego, który o tej godzinie świecił jeszcze pustkami. Skierowały się w stronę miejsca przy oknie i zajęły się wyborem śniadania. Lauren zdawała się być lekko zmieszana przez aktualną sytuację. Z pewną dozą niepewności spoglądała na Brytyjkę, która wyjątkowo nie pasowała do jej dotychczasowych znajomych. Była niezwykle głośna, śmiała, sarkastyczna i co lepsze nie dawała sobie wejść na głowę.

- Oddam Ci połowę za przejazd. - blondynka oznajmiła i zaczęła szukać swojego portfela w torebce.

- Nawet nie znasz mojego imienia, a chcesz mi oddawać pieniądze. - uśmiechnęła się, żeby odrobinę rozluźnić widocznie zestresowaną koleżankę.

- Ach, tak... - spojrzała na nią i wyciągnęła dłoń w jej kierunku - Lauren.

- Esther, miło mi. - kobieta odwzajemniła uścisk i spojrzała za swoje ramię, w stronę lodówki z kanapkami. - A zamiast grzebać w torebce, możesz mi kupić tamtego bajgla.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now