3. What should I do?

2.9K 189 50
                                    

Nowy Jork, 2016

Słońce przedzierało się przez granatowe zasłony, próbując dotrzeć do śpiącej na łóżku blondynki. Poruszyła się niespokojnie, czując na skórze ciepłe promienie, które kompletnie nie pomagały w skupieniu się na śnie. Poranek zdawał się być na tyle piękny, że grzechem by było go przespać. Powoli otworzyła oczy, gdy tylko usłyszała cichy szmer gdzieś za drzwiami. Westchnęła przeciągle, bo dobrze wiedziała kto to. Jedną dłonią sięgnęła po telefon, leżący na szafce nocnej obok i zdziwiła się, widząc godzinę praktycznie ósmą. Poczuła, jak złość gromadzi się w niej niemal od razu, bo znowu musiała spać sama. Zauważyła, jak drzwi od sypialni otwierają się praktycznie bezszelestnie, a za nimi wyłania się zmęczona postać mężczyzny. Nawet nie chciała udawać, że śpi i że to wszystko jej całkowicie odpowiada. Poczuła, jak siada po drugiej stronie łóżka i delikatnie wsuwa się pod kołdrę, leżąc tak sztywno, że nawet umarły w grobie byłby bardziej rozluźniony. Niemal od razu uciekła przed dotykiem jego dłoni, tak aby uniknąć przytulania.

- Nie śpisz. - usłyszała ciche westchnienie za uchem.

- Nie. - odparła lekko zachrypniętym, porannym głosem. Nie potrzebowała zbyt wiele czasu, by poczuć woń alkoholu zmieszaną z tanim tytoniem. - Wiesz, która jest godzina?

- Ja... - zaczął.- Rano?

- Jest do cholery ósma rano Anthony! - jej ton mógłby bezpowrotnie zamrozić w tym momencie Afrykę. Odwróciła się i spojrzała na jego zmęczoną i poszarzałą twarz, która nie wyrażała zbytnio żalu.

- Przepraszam, zasiedziałem się i... - zawahał się, bo kiedy tylko usłyszał swoje pełne imię, wiedział, że taka forma oznacza wyłącznie kłopoty.

- Zasiedziałeś?! To jest dla ciebie kurwa zasiedzenie się? - blondynka nawet nie zamierzała być cicho, a tym bardziej ułatwiać mu znoszenie bólu głowy. - Do rana?

- Możesz nie krzyczeć? Jakbyś nie zauważyła, to boli mnie głowa. - westchnął boleśnie, próbując teatralnie zakryć się poduszką.

- W dupie mam twoją głowę. - prychnęła i wysunęła się spod kołdry.

- Możesz zawsze mieć tam co innego. - mruknął w stronę blondynki, jednak w odpowiedzi otrzymał groźne fuknięcie, które bardziej go rozbawiło, a niżeli przestraszyło.

- Wiesz co? Jesteś bezczelny. - odparła z kompletną bezsilnością, po czym praktycznie od razu wstała z łóżka i ubrała białe futrzane kapcie, które kochała chyba bardziej niż którekolwiek z jej drogich i eleganckich szpilek. Skierowała się w stronę kuchni, aby zaparzyć czarną jak noc kawę i zrobić oczywiście tylko sobie porządne śniadanie. Wybrała francuskie tosty z owocami, bo skoro wstała wcześniej i nie musi spieszyć się do pracy, to może poświęcić te pół godziny, na przyrządzenie wyśmienitego posiłku. Zbierając składniki, rozmyślała o tym, jaką porządną awanturę wyrządzi Tony'emu, który po raz kolejny ją zawiódł. Od momentu ich przeprowadzki z Melbourne do Nowego Jorku, jej narzeczony znajduje coraz to lepsze wymówki na cowieczorne schadzki z nowymi znajomymi, które kończą się co najmniej o piątej nad ranem. Rozumiała, że Tony wiele jej poświecił, zrezygnował z dobrej posady w byłej firmie, na rzecz jej kariery i rozwoju, ale nie może pojąć, dlaczego musi zachowywać się jak nastolatek, skoro za niedługo mają brać ślub. Z zamyślenia wyrwał ją głośny dźwięk, który dobiegał z sypialni, czyli miejsca, gdzie naprawdę nie chciała przebywać. Jednakże miała cień nadziei, że jej telefon właśnie wywołał potężny atak bólu głowy u Tony'ego, gdyż miała kompletnie w poważaniu jego kaca. W miarę wolnym krokiem podeszła do szafki i złośliwie czekała do ostatniej chwili i praktycznie ostatniego sygnału, tak by nie szczędzić swojemu mężczyźnie nieuprzejmości. W końcu jednak odebrała i usłyszała zdenerwowany głos swojej asystentki.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang