16. You're an idiot

1.7K 124 22
                                    

Lauren bardzo rzadko się spóźniała i jeżeli znalazłaby się w sytuacji, która wymagałaby od niej podania jednej zalety, to bez zawahania wybrałaby swoją punktualność. Jednak dzisiejszy dzień nie należał do tych najlepszych, gdyż całą noc spędziła na samotnym projektowaniu z lampką wina... A raczej butelką. Papierosy i alkohol stały się teraz dla niej coraz częstszym nawykiem i zaczęła sobie z tego zdawać sprawę. Chociaż nie, żeby jej to jakoś strasznie przeszkadzało, bo niestety palenie sprawiało przyjemność, a wino smakowało aż za dobrze.

Za oknem szalała burza, a deszcz nie zamierzał odpuścić nawet na moment. Lauren pogrążona w dwugodzinnym śnie, nawet nie zamierzała dzisiaj opuszczać swojego mieszkania, które zapewniało jej dziś wszystko, czego potrzebowała - ciepła, kawy i głupiego filmu na Netflixie. W końcu sobota to zbawienny wolny dzień. Niestety nie dla każdego. Ze snu wyrwał ją najgorszy dźwięk na świecie - jej własny telefon. Z przerażeniem zerwała się z łóżka, myśląc, że właśnie zaspała do pracy, jednak natychmiast uzmysłowiła sobie, iż to nie ten dzień. Telefon niestety nie zamierza jej odpuścić, dlatego odebrała ten nieznany, męczący numer.

- Tak? - spytała zmęczonym głosem.

- Hej wiem, że jest sobota, jednak mój klient ma często dosyć... - mężczyzna po drugiej stronie zawahał się, szukając odpowiedniego określenia. - Niestałe plany... Dlatego, gdybyś miała dziś czas, podrzucić te nieszczęsne plany i wszystko, byłbym wdzięczny.

- Znaczy... - Lauren, próbując przetworzyć wszystkie słowa w swojej głowie, zmrużyła oczy i z wielkim wysiłkiem starała się sobie przypomnieć, z kim rozmawia.

- Przepraszam, czy rozmawiam z Lauren Ha...

- Tak! - kobieta momentalnie rozbudziła się, zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. - Znaczy, jasne nie ma żadnego problemu, oddam w swoim biurze i będą dziś do odbioru.

- O, och...- Luke w tym momencie sam poczuł lekkie zakłopotanie. - Nie miałem na myśli biura, ale jeżeli to problem, to jasne odbiorę je jakoś w międzyczasie.

- Nie, nie ja myślałam, że mam... - Wow, myślałaś Lauren? - Dostarczę je, nie ma żadnego problemu i tak nie skończyłam jednej rzeczy, którą muszę wyjaśnić z...

- Cudownie! - przerwał jej z wyczuwalną ulgą. - Jakbyś dała radę być za dwie godziny, to byłbym wdzięczny.

- Nie ma żadnego problemu, ale czy mam zabrać wszy... - Luke niestety nie dał jej dokończyć i momentalnie się rozłączył.

Lauren z wielkim bólem głowy oraz całego ciała, dosłownie zsunęła się z łóżka i jakimś cudem doczołgała do kuchni. Stwierdziła, że ciepła, zielona herbata będzie lepszym wyjściem, niż mocna kawa. Jej żołądek raczej by tego nie wybaczył, a woli dziś z nim nie wdawać się w dyskusję. Stwierdziła, że zamiast śniadania woli się umyć, pomalować i w miarę ładnie ubrać. Wiedziała, że ten zły nawyk w końcu się na niej odbije, ale w tym momencie miała to głęboko w poważaniu. Świeże włosy, lekko różowa pomadka i beżowa marynarka dawały złudne przekonanie o jej w miarę dobrym samopoczuciu, gdy tak naprawdę miała wrażenie, że przed chwilą została przejechana przez ciężarówkę. Dodatkowo w taką pogodę niestety zamówienie taksówki graniczyło z cudem, dlatego z bólem ruszyła w stronę najbliższej stacji metra. Wcisnęła się do środka pojazdu, próbując z całych sił nikogo nie dotykać i przede wszystkim - przetrwać. Kątem oka widziała wracających imprezowiczów oraz zaspanych ludzi jadących do pracy. Czuła się dokładnie tak samo jak te dwie grupy, tylko że połączone w jedno. Westchnęła, widząc swój przystanek i z trudem przecisnęła się do wyjścia. Teraz czekał ją tylko spacer, w tym bezdusznym deszczu. Rozłożyła parasol i ruszyła w mniej więcej znanym jej kierunku.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now