23. Well, you two really fucked up

1.6K 108 20
                                    

- Ugh! - blondynka warknęła ze złością, widząc swoje poranne odbicie w lustrze. - Czy ty coś masz w głowie dziewczyno?!

Obudziła się pół godziny przed budzikiem, gdyż sen, który ją nawiedził był wyjątkowo nieprzyzwoity. Nocna fantazja o seksie z Tomem, który jeszcze parę godzin temu ją pocałował, był po prostu czystym złem. Co, gdyby nie oderwała się od jego ust w porę? Lauren nie potrafiła uwierzyć w prawdziwość tej niepoprawnej sytuacji, nigdy w całym swoim życiu nie zrobiła tak ogromnego błędu. Jej wściekłość potęgował dodatkowo fakt, że dalej czuła się lekko pijana, a za godzinę miała być w pracy, składać miesięczny raport. Tylko największym problemem było to, że jej laptop pociągnął razem ze sobą na dno prawdopodobnie cały projekt.

- Kurwa mój laptop... - jęknęła boleśnie, gdyż zdała sobie sprawę, że zostawiła go u Toma. Bo kiedy z prędkością światła zgarnęła swoją torebkę i wybiegła na ulicę, nawet przez moment nie zaprzątnęła sobie głowy czymś takim jak laptop. - Ja nie wierzę...

Z niemałym grymasem, wpakowała się do wanny, by dać sobie, choć pięć minut zasłużonego relaksu. Dzisiejszy dzień nie jest dniem na makijaż ani na dopracowany strój, a tym bardziej nie na żadne szpilki. Blondynka spojrzała na swoje buty z wczoraj, które stały w kącie pokoju i momentalnie je spiorunowała. To wszystko przez nie, stwierdziła.

Dosłownie nie była wciąż w stanie uwierzyć w to, co się stało, bo jak w ogóle mogła doprowadzić do takiej sytuacji? Dlaczego zdecydowała się pić wino ze swoim tak właściwie pracodawcą? Jeszcze pomyśli, że jestem alkoholiczką, westchnęła i pospiesznie wyszła z wanny, by ubrać się i wziąć sobie jakiekolwiek śniadanie na wynos. Przez moment zastanawiała się, czy nie zadzwonić do pracy i najzwyczajniej w świecie oznajmić, że jest chora i kompletnie niezdolna do wyjścia z domu. Nawet miała już wybierać odpowiedni numer, ale stwierdziła, że przebywanie ze sobą sam na sam i rozmyślanie w łóżku to najgorsza z możliwych opcji, bo tak przynajmniej zajmie się robota papierkową. Po namyśle podeszła do szafy, by wybrać najbardziej wygodne ubrania, jakie egzystują na jej półkach i ubrała się szybko, by zminimalizować swoje lenistwo. Wzięła wygodne buty, a do torebki wrzuciła jedzenie, gdyż nie zamierzała dziś opuścić murów pracy nawet na moment. Narzuciła na ramiona płaszcz i była gotowa do wyjścia z domu. Dzisiejszy przejazd metrem był jednym z tych gorszych. Nawet muzyka w słuchawkach jak na złość musiała oddawać idealnie jej nastrój. Każda piosenka zaczynała nabierać zupełnie nowego znaczenia, który całkiem przypadkowo mieszał się z jej aktualną sytuacją. Kiedy Spotify losowo zaoferował jej Hands To Myself, stwierdziła, że to gruba przesada i ze zirytowaną miną wyłączyła aplikację, a słuchawki wrzuciła gdzieś w głąb torebki. Zerwała się z siedzenia, gdy zauważyła swój przystanek i czym prędzej powędrowała do biura. Szara codzienność. Ten, kto powiedział, że praca w ogromnej firmie to ciągłe zaskoczenia, ciekawa praca w zespole i brak nudy, kłamał bardziej, niż ta osoba, która uznała, że matematyka to świetna zabawa. Choć z drugiej strony widząc te wszystkie papiery w swoim biurze, Lauren zdobyła zajęcie na co najmniej pięć następnych godzin. Może w przerwie pomyśli nad tym, jak powiedzieć swojemu szefowi, że z raportu nici, gdyż jej komputer przestał działać u jego klienta.

- Nad czym tak myślisz? - Lauren usłyszała pytanie gdzieś nad swoim uchem. Spojrzała w górę i ujrzała Esther, która z lekko zmieszaną miną stała z dwoma kubkami kawy.

- Co?

- Spytałam nad czym, tak rozmyślasz - położyła obok jej reki kawę, a sama usiadła na fotelu nieopodal biurka. - Nawet nie zwróciłaś uwagi, że tutaj weszłam. Jeszcze chwila i pomyślę, że umarłaś.

- Dzięki za kawę - mruknęła, zatapiając swoje usta w kremowym latte. - Dobrze wiedzieć, że się martwisz. Może nie zgniję w tym biurze, gdybyś coś się stało.

- Więc? - zaczęła, kompletnie ignorując jej słowa.

- Co więc?

- Co się dzieje?

- Nic takiego... - mruknęła - jestem zmęczona, nie spałam dobrze.

- Lou nie denerwuj mnie - podniosła trochę ton - nie odpisywałaś mi cały wieczór, martwiłam się.

- Przepraszam, nie miałam czasu odpisać, widziałam się z...- blondynka momentalnie ugryzła się w język i ukryła twarz w dłoniach.

- Nie, nie mów... - brunetka aż odłożyła kawę z wrażenia i spojrzała na koleżankę z wielkim rozczarowaniem.

- No tak... - jęknęła - kurwa.

- Lauren po chuj się z nim widziałaś?! - Esther podniosła znacznie ton.

- No przecież pracuję dla niego! Co miałam zrobić?

- Zaraz... Co? - spytała i zrobiła nieco dłuższą pauzę, podczas której przenikliwie wpatrywała się w jej twarz. - Od kiedy pracujesz dla twojego eks? - Kobieta otworzyła szerzej oczy, gdy zrozumiała, o czym tak naprawdę rozmawiają. - Lauren?

- Daj mi spokój, błagam - wydusiła z siebie, prawie płacząc.

- Dach, już. - rozkazała i wręcz wytargała blondynkę z biura. W jej głowie pojawiło się zbyt wiele myśli naraz, które składały się na jedno głośne pytanie: Co się stało?

- Masz papierosa? - Lou spytała niepewnie, gdy przeszukując swoje kieszenie, zdała sobie sprawę, że paczkę także zostawiła u niego.

- Jasne - mruknęła, podając jej jednego, przy okazji zaciągając się swoim. - Czy możesz mi wyjaśnić, co się stało i czemu jesteś w takim stanie?

- Dzięki, że się martwisz - przyznała ze szczerością. W końcu ktoś, pomyślała i wypuściła dym z płuc. - Nie wiem, od czego zacząć.

- Byłaś u Toma w domu? - zapytała po chwili, już nieco bardziej naturalnie.

- Tak - kiwnęła głową.

- Robotnicy coś spieprzyli przy rurach, czy co?

- Nie Esther - jęknęła - U niego w domu.

- O... To... Hmm... - wypaliła, nie będąc pewna, co właściwie ma powiedzieć.

- Właśnie.

- No dobra, ale to, co... Zrezygnował z twojej pracy - spytała odrobinę zdezorientowana.

- Gorzej - wybełkotała, patrząc się pusto przed siebie. Unikała wzroku Esther najlepiej, jak tylko potrafiła.

- Nie wiem, co może być gorsze...- przerwała, widząc jak Lauren, próbuje ukryć swoje poważne zawstydzenie - Lou... Co ty zrobiłaś?

- No bo - z jej oczu pociekły pierwsze słone łzy - jego pies był chory i chciał, żebym przyjechała, potem zjebał się ten stary laptop, on zaproponował wino - powiedziała na jednym wdechu.

- Wino? - brunetka zamrugała parę razy oczami - Po co ty z nim piłaś wino?

- Bo jestem kurwa samotna i smutna - wybuchnęła, odsłaniając swoje zmartwienia - Nie wiem, nie mam mózgu.

- No dobra, ale samo wino to nie jest grzech, bądź co bądź byłaś u niego półprywatnie?

- Kurwa to tak nie działa Esther, pracuję dla niego, a później piję jego wino, palę z nim szluga i pozwalam na... - wyrzuciła skończonego papierosa do kosza, i wyciągnęła jeszcze jednego z paczki Esther. - Kurwa pocałowaliśmy się.

- WY... - brunetka kompletnie znieruchomiała - CO?

- Wiem! - jęknęła.

- Ale... Hmm...

- Jeszcze kurwa zostawiłam u niego pół swoich rzeczy, bo dosłownie uciekłam jak pieprzony kopciuszek.

- O Jezu nie mów, że go tam tak zostawiłaś?

- No a co miałam zrobić? Pozwolić, żebyśmy przenieśli to do innego pokoju?

- Wow, aż tak? - mruknęła z lekkim podziwem.

- Chyba - wzruszyła ramionami i popatrzyła się przed siebie, opierając o zimną barierkę.

- No dobra, ale kto zaczął?

- Co masz na myśli? - uniosła brew.

- No ty go pocałowałaś, czy on ciebie?

- A to, aż taka duża różnica?

- No jasne, że tak! - obruszyła się i na chwilę zamilkła, widząc jak ktoś podchodzi do barierki. Esther natychmiast spiorunowała wzrokiem ich kolegę z pracy, który lekko zdziwiony odszedł w zupełnie inną stronę.

- Chyba on... - ściągnęła twarz w lekki grymas. - Ale ja go oddałam, więc wina chyba jest obopólna? - Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

- No to się odjebało - powiedziała i zwróciła głowę w jej stronę.

Zawstydzenie, poniżenie, zgorszenie i oburzenie. Tymi słowami w najprostszy sposób można było określić to, w jakim stanie jest Lauren. Esther spojrzała na nią i niepewnie poklepała po ramieniu.

- To nie jest koniec świata Lou - zaczęła, posyłając jej zmarnowany uśmiech. - Zawsze mogliście się byli ze sobą przespać.


- Dzięki za pocieszenie, nie wyjdę teraz z domu przez najbliższy miesiąc.


- Ej... - szturchnęła ją i zbliżyła się do ucha - Jak było?


- Esther! - blondynka natychmiast się oburzyła - nie zadawaj mi takich pytań, ja chcę o tym wszystkim już zapomnieć...


Kobieta zaśmiała się delikatnie i kiwnęła głową. Obie razem ruszyły w stronę wejścia do biura, znów zatracając się w ich szarym, codziennym świecie. Lauren poczuła się odrobinę lepiej, z tym że mogła się przed kimś otworzyć. Może i nie znała Esther aż tak długo, by powierzać sobie największe sekrety, ale coś w jej charakterze sprawiało, że mogła z łatwością jej zaufać. Blondynka wróciła do swojego biura i pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę była żółta karteczka przyczepiona do komputera. Wielki i agresywny napis „Raport" przypomniał jej w jak dużych tarapatach aktualnie się znajduje. Związała swoje włosy w niezbyt ładny kucyk i z miną godną męczennika, podążyła do biura swojego szefa. Przemknęła najciszej jak tylko potrafiła, by nie zwracać na siebie uwagi i przypadkiem nie musieć prowadzić z kimś jakiejkolwiek rozmowy. Zapukała delikatnie i gdy usłyszała donośne proszę, uchyliła drzwi.


- Dzień dobry dyrektorze - przywitała go Lauren.


- O witam - zaczął od razu, kiedy ta zamknęła drzwi. - Co cię sprowadza?


- Ja w sprawie tego raportu - zaczęła trochę nieśmiało - bo, jakby wydarzyła się pewna sytuacja z moim laptopem i straciłam właściwie wszystko...


- To znaczy? - mężczyzna wyłonił się zza swojego komputera i ręką wskazał jej, aby usiadła na fotelu.


- Przestał działać - na jej twarz wpełzł dosyć skwaszony uśmiech.


- W takim razie zanieś go do działu informatycznego i przynieś mi pod koniec dnia raport.


- No tak...- przerwała mu - Tylko widzi pan... Nie mam go ze sobą i...


- To weź go na jutro, co to za problem?


- Żaden oczywiście. 


- Przesłałaś mi te dane, o które cię prosiłem tydzień temu? - spytał bez najmniejszych emocji w głosie.


- Jakie dane? - blondynka nerwowo się poruszyła, próbując przypomnieć sobie cokolwiek na ten temat, jednak niestety bezskutecznie.


- No jak to "jakie" - mruknął pod nosem, przeglądając swoje papiery - Potrzebuję bazy danych naszych klientów na już. - dodał trochę zdenerwowany. 


- Z całym szacunkiem, ale nie dostałam takiego polecenia. - wydusiła z siebie, starając się utrzymywać kontakt wzrokowy. Wówczas mężczyzna spojrzał na nią z niemałym zdziwieniem, ale nie odezwał się. Po chwili jednak jego wyraz twarzy zamienił się raczej w niezadowolenie.


- Cóż... – westchnął i dodał z poważną miną. - No to w takim razie już wiesz co masz robić.


- Oczywiście – odparła lekko zagubiona. – Mogę dostać więcej informacji?


- No tak możesz, wyślę Ci je później na maila – odparł i z powrotem rozłożył się na swoim fotelu. - No już, zmykaj, mam masę rzeczy do zrobienia. – Ruchem ręki wyprosił dziewczynę z pokoju. Nie był dziś w najlepszym nastroju, ale niestety tak działają te firmy. Jednego dnia przychodzisz do idealnej pracy, a następnego mogą cię wywalić za byle co. Codziennie może wydarzyć się najmniej przewidywana sytuacja. Choćby taka, że Lauren musi do jutra odzyskać swój laptop o którym, jak i o miejscu, gdzie przebywa chciałaby jak najszybciej zapomnieć.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now