12. Now I have to prepare my own grave

1.9K 131 22
                                    

Lauren poczuła na swojej skórze delikatne promienie słońca, które przebijały się przez szare zasłony. Pierwszy raz od bardzo dawna, naprawdę chciała wstać z łóżka, zjeść porządne śniadanie, włożyć na siebie coś ładnego i iść do pracy. Obudziła się już przy pierwszym alarmie, a nie tak jak zazwyczaj - dziesiątym. Przeciągnęła się i z sennym uśmiechem podążyła do łazienki. Nawet poranna rutyna zdawała się być inna, mniej wymuszona, a przede wszystkim w dziwny sposób przyjemna. Pierwszy raz czuła, jakby życie nabrało sensu. Zrzuciła ze swoich barków wszystkie problemy, pozbyła się ich i starała o nich zapomnieć. Czuła jakby nowe życie, którym teraz się rozkoszuje, sprawiało jej więcej radości niż cokolwiek innego w przeszłości. Potrafiła przestać się zadręczać i zasypiać z potwornym poczuciem winy, które nie dawało jej spokoju, odkąd postanowiła się tutaj przeprowadzić. Duchy przeszłości w końcu ją opuściły i dały ulżyć zszarganym nerwom. Śniadanie także smakowało lepiej. Zwykły tost z owocami i najtańsza zielona herbata smakowały jakby, przed chwilą kupiła to wszystko w popularnej kawiarni. Spojrzała na swój telefon, który przypominał jej o tym, aby udała się na fitness wieczorem. Westchnęła na tę myśl, jednak uznała, że skoro chce poprawić swoją kondycję i wyładować w jakiś sposób złe emocje, to musi być konsekwentna. Poza tym Esther byłaby w stanie przyjechać pod jej dom i czekać pod drzwiami, dopóki nie wyjdzie i razem nie pójdą wyzionąć ducha na siłowni. Lauren uśmiechnęła się sama do siebie na myśl o Esther. Znała ją niesamowicie krótko, bo tylko półtora miesiąca, a czuła jakby spędziła z nią semestr na studiach. Esther miała w sobie tyle młodzieńczej pasji i zapału, który niesamowicie jej imponował, a także motywował do wielu działań. To dzięki niej ruszyła się z miejsca i zaczęła akceptować położenie, w jakim się znajduje, choć tak naprawdę nigdy nie zdradziła jej konkretnych powodów swojego stanu. Bała się ufać, byle komu i choć czuła, że ją całkiem dobrze poznała, to dalej odczuwała wewnętrzny lęk. Stwierdziła, że jeszcze poczeka i odkryje swoje karty, kiedy uzna, że właśnie nadszedł ten odpowiedni moment. Blondynka skończyła swoje śniadanie i migiem skompletowała wymyślony wczoraj strój do pracy. Założyła białą koszulę z bufiastymi rękawami, a do tego błękitny dopasowany garnitur oraz białe szpilki z kwadratowym zakończeniem. Włosy spięła w kok, a dodatki wybrała tym razem srebrne. Choć czuła, że złoto to materiał stworzony dla niej, uznała, że mała odmiana nikomu nigdy jeszcze nie zaszkodziła. Zabrała drobną torebkę oraz teczkę ze szkicami i ruszyła w stronę metra. Tak to dziś nastał ten dzień, w którym poczuła wyjątkową potrzebę przejścia się ulicami Londynu. Stacja Earl's Court nie znajdowała się jakoś niebotycznie daleko, dlatego drobny spacerek, w żadnym wypadku by jej nie zaszkodził. Dzisiaj mijając ludzi, Lauren czuła jakby była kimś zupełnie innym. Wysłała drobnego smsa swojej mamie, informując ją o tym, że idzie jej coraz lepiej oraz że w prawdopodobnie będzie za niedługo odpowiedzialna za dosyć spory projekt w pracy. Schowała telefon z powrotem do torebki i zajęła wolne miejsce w metrze. Ogarnęła wzrokiem ludzi, którzy nadawali temu miastu wyjątkowego uroku. Nie czuła czegoś takiego w Nowym Jorku, który zazwyczaj jest określany jako najlepsze miasto na świecie. Owszem, wciąż miała wrażenie, że jest kimś obcym, jednak tutaj o wiele szybciej potrafiła przyzwyczaić się do stylu, w jakim to miasto żyje. Z zamyślenia wyrwał ją komunikat, że właśnie dotarła na swoją stację. Lauren wdzięcznym krokiem skierowała się do wyjścia, a następnie do odpowiedniego wieżowca. Nie trwało to jakoś specjalnie długo, dlatego cieszyła się, że jej stopy jeszcze w jakiś sposób żyją i nie sprawiają wielkiego bólu. Skarciła samą siebie w myślach, bo kto normalny ubiera szpilki, idąc na nogach do pracy, a następnie spędzając w nich praktycznie cały dzień. Blondynka weszła do windy, która jak zwykle była przepełniona ludźmi. Wcisnęła odpowiednie piętro i ze zmieszaniem wpatrywała się w srebrne drzwi. Lauren spojrzała za swoje ramię i zauważyła Margot, która z widocznymi oznakami zmęczenia wpatrywała się w czubki swoich butów. Niestety, ale nie darzyły się większą sympatią, głównie dlatego, że Margot posiada dziwną tendencję do ciągłego użalania się nad sobą i poniżania.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now