9. I'm filled with fears

2K 127 30
                                    

Londyn

Prawie siedmiogodzinny lot British Airways, był dla niej niesamowitą katorgą, którą dodatkowo potęgowała inna strefa czasowa. Jet Lag za każdym razem dawał się jej mocno we znaki, dlatego Lauren zawsze unikała jakichkolwiek świąt w Australii, bo gdy tylko przez myśl przeszła ją ta męczarnia, to wolała zapłacić rodzicom za bilety do Nowego Jorku. Jednak teraz została sama ze swoimi problemami i musiała sobie w jakiś sposób poradzić. Pierwsza samotna podróż samolotem bez Tony'ego wprawiła ją w wyjątkowo nieprzyjemny nastrój. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że naprawdę jest sama, bez nikogo obok niej, kto pomógłby jej z najprostszymi rzeczami. Przerażał ją fakt, że musiała dogadać się z rdzennym brytyjskim taksówkarzem, którego słowa mieszały się dla niej w jakąś istną paplaninę i do tego dojechać ze swoimi stukilogramowymi bagażami do wynajętego mieszania.

Holland Road nawet nie wydawało się tak obce i różne, gdyż w Nowym Jorku także wynajmowała mieszkanie w uroczej, małej kamienicy. Wiedziała, że gdyby Tony zdecydował się z nią tu przyjechać, to musiałaby ustąpić jego gustowi i zamieszkać w wieżowcu, który przypominałby bardziej hotel, niż dom. Teraz mogła wybrać sama za siebie, ale niestety dodatkowo oddać swojemu byłemu narzeczonemu pieniądze za przyszły czynsz w starym mieszkaniu. Westchnęła głęboko, gdy taksówkarz wysadził ją w złym miejscu, ale nie chciała już po raz koleiny wchodzić z nim w konwersacje, wzięła od razu swoje bagaże pod pachę i ruszyła w stronę nowego miejsca. Była niesamowicie ciekawa wystroju, gdyż no cóż — to było w jej krwi, a kolejny rok zdawał się być na tyle trudny, że milo by było, gdyby chociaż ładne mieszkanie poprawiało jej humor. Minęła się z jakimś sąsiadem na klatce, który pomógł jej wnieść walizki na trzecie piętro, po czym próbował wprosić się na kawę. Kobieta starała się jak najmilej odmówić, ale dopiero jasna wiadomość, że nawet nie ma filiżanek, odrobinę zgasiła zapał natrętnego mężczyzny. Usiadła na szarej sofie i z trudem spojrzała na swój telefon. Odzyskała zasięg i internet, dlatego obawiała się wiadomości od Tony'ego. Nie była pewna, do czego tak naprawdę będzie teraz zdolny, gdyż nigdy nie znaleźli się w takiej sytuacji. Zerwali w wyjątkowo burzliwy sposób, który nie powinien się był przydarzyć po tylu wspólnych latach. Oczekiwała od niego trochę dojrzalszej reakcji, niż wyzwiska i wyrzucanie ubrań przez okno. Jednak pomimo tych wszystkich niesnasek, bardzo za nim tęskniła i czuła w głębi duszy, że popełniła zbyt duży błąd. Praktycznie za każdym razem, kiedy widziała młode małżeństwo, w dodatku jeszcze z dzieckiem, serce kroiło się jej na milion kawałeczków. Bo oczywiście - kariera to niezwykle ważny aspekt, ale druga połowa i miłość to sprawa dla niej wręcz pierwszoplanowa. Zawsze czuła, że musi kogoś przy sobie mieć. Kogoś, kto będzie ją kochać, czule zajmować i nigdy nie opuszczać. Lauren westchnęła głęboko na myśl o tym, co ją dopiero czeka, a tym bardziej jak poradzi sobie na nowym stanowisku i z kompletnie innymi ludźmi. Ukryła twarz w dłoniach i wzięła kilka wdechów, które wcale nie pomogły, a jedynie spotęgowały jej aktualną histerię. Nie chciała w tym wieku siedzieć sama w domu, czując kompletną pustkę w duszy, która dodatkowo nie chciała ustąpić. Starała się być tą silną kobietą, za którą się uważała, ale w tym momencie dosłownie pękła w środku. Nie hamując już swoich łez, wybrała numer do osoby, która jako jedyna w tym momencie przyniesie jej ukojenie. Poczekała, aż sygnał prawie się skończy i usłyszała ciepłe „Halo?" po drugiej stronie.

- Mamo... - zaszlochała jeszcze głośniej.

- Ja wiem kochanie, ja wiem. - westchnęła, a na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech. - Jeszcze miesiąc i się poprawi, obiecuję.

- Niby jak? - lekko się uniosła. - Co znajdę nowego narzeczonego i wszystkich znajomych z Nowego Jorku?

- Lou to był Twój wybór, dobrze o tym wiesz. - kobieta zmieniła ton głosu na ostrzejszy. - Nikt za Ciebie nie podjął tej decyzji i rozumiem, że jesteś smutna, ale nie bądź załamana, proszę Cię na litość boską. - westchnęła, gdy usłyszała głośniejszy szloch po drugiej stronie. - Kiedy zaczynasz?

- Jutro...

- A co będziesz tam robić?

- Mamo pytasz się mnie o to w taki sposób, jakbym szła do przedszkola. - zaśmiała się i poprawiła swój sweter, który był jej ulubionym, kiedy czuła się okropnie.

- Ale podziałało, prawda?

- Tak, podziałało. - wywróciła oczami.

- Och, Twój ojciec właśnie wrócił, chcesz z nim porozmawiać?

- Nie. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. - prychnęła na samą myśl rozmowy z tym człowiekiem i zmarszczyła czoło.

- Jejku, o co tym razem się pokłóciliście? - Ava wywróciła oczami i spojrzała na swojego męża, który zdawał się być niewzruszony.

- O, to nie pochwalił Ci się? Anthony do niego zadzwonił, że ślub odwołany, chociaż żadnej daty nie mieliśmy ustalonej... - Lou przerwała, gdy usłyszała jakiś krzyk po drugiej stronie. - A tatuś zadzwonił przedwczoraj do mnie z pretensjami, że złamałam mu serce.

- Na pewno nie to miał na myśli Lauren. - odparła ostro w stronę męża, który wzruszył ramionami i poszedł do innego pokoju, ignorując całą tę sytuację.

- A co można mieć innego na myśli, kiedy się mówi „to był idealny chłopak dla Ciebie, lepszego nie znajdziesz, mam nadzieję, że zmądrzejesz jak matka". Wybacz, ale na twoim miejscu również byłabym zła.

- On po prostu taki jest i nic z tym nie zrobisz. - Ava usiadła na stołku barowym i oparła swoje czoło o dłoń. - A przynajmniej ja nic...

- To nie jest żadne wytłumaczenie. - odparła lekko obrażonym tonem.

- Tak został wychowany, po prostu to zaakceptuj.

- Tak jak ty? - blondynka zadrwiła, jednak praktycznie od razu ugryzła się w język, by nie zaczynać zupełnie niepotrzebnej awantury.

- Lauren dzwonisz, żeby poszukać konfliktu, czy o co chodzi?

- Okej, przepraszam. - blondynka westchnęła i z milszym tonem kontynuowała rozmowę. - Jutro jadę zapoznać się z pracownikami, szefową... Strasznie się denerwuję, zwłaszcza że pierwszy projekt ma dotyczyć renowacji jakiegoś zabytku w Londynie.

- Ale... Przecież ty jesteś architektem wnętrz, a nie...

- No właśnie o to mi chodzi! - załkała teatralnie i spojrzała w okno. - No, ale widok mam piękny. Boże ta okolica jest cudowna...

- Kochanie muszę kończyć, zadzwonisz do mnie po pracy dobrze?

- Jasne, kocham Cię. - blondynka rozłączyła się i powędrowała w stronę okna, które niemal od razu otworzyła. Spojrzała na spokojną ulicę i westchnęła, wydychając przyjemne, londyńskie powietrze. Dopiero teraz poczuła się uspokojona. Dodatkowo w jej głowie zaczęło się tlić naprawdę wiele pomysłów, które na pewno poprawią jej obecną sytuację. Może sprawi sobie psa, o którym tak bardzo marzy, a na którego dotychczas nie mogła sobie pozwolić, bo alergia Tony'ego dosyć mocno uniemożliwiała jej ten plan. Zajmie się wymianą swojej garderoby i zanurkuje w świecie niszowych brytyjskich firm odzieżowych. Znajdzie więcej czasu na kino, które kocha bardziej niż wszystkie swoje szpilki razem wzięte oraz będzie mogła oglądać „Szatańskie Tango" bez marudzenia nad uchem. Tak to jest idealny plan, zwłaszcza, gdy nie ma się co robić przez prawie osiem godzin.

Dzisiaj nuda, ale mam dobre usprawiedliwienie!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Dzisiaj nuda, ale mam dobre usprawiedliwienie!

Z góry przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale Nowe Horyzonty dały mi tak w kość, że jeszcze przez kolejne dwa dni będę odsypiać. Praktycznie pięć filmów dziennie od 25 lipca do 4 sierpnia to najgorsza rzecz jaką możecie sobie zrobić, uwierzcie! Z czego większość to zazwyczaj klapy 😕 Ale ważne, że Dolan zrobił taki film na jaki czekałam.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now