31. Every moment led to this one

1.4K 101 43
                                    

Zaraz po zakończeniu krótkiej przerwy świątecznej, Tom mógł z radością przywitać ekipę remontową, która zaczęła od odmalowania niektórych pomieszczeń w jego domu na nowo. Lauren zgodnie zaproponowała pójście w jasne kolory, raczej biel, bądź gdzieniegdzie beż. Meble miały przybyć dopiero po nowym roku, z czego był okrutnie niezadowolony, jednak nie miał na to żadnego wpływu. Mężczyzna od momentu ich rozmowy w pamiętną noc świąteczną, nie potrafił sobie wyobrazić co tak właściwie stanie się dalej. Czy po zakończeniu ich wspólnych, obowiązkowych spotkań, Lauren wciąż będzie chciała utrzymywać z nim kontakt i w jakim stopniu poważny? Skupił się teraz na jej osobie i zaczął nieświadomie porównywać do jego ostatniej dziewczyny. Miał wrażenie, że spotkał się z Taylor w kompletnie różnych momentach w ich życiach. Zbyt szybko weszli razem w związek, bo po niecałych dwóch tygodniach, które polegały na wiecznych wakacjach, i kiedy one wreszcie się skończyły, to cały urok jakby zgasł. Wiedział, że źle to wszystko rozegrał, dlatego też czuł się jeszcze gorzej ze świadomością, że media smarują na czole Tay kolejne oskarżenia o złamaniu czyjegoś serca. Jasne nie było łatwo, nigdy nie jest, ale przecież nie obiecywali sobie zbyt wiele, dlatego ten wakacyjny romans nim się zdążył rozkręcić, to już się zakończył. Jeżeli chodzi o Lauren, to tym razem nikomu właściwie nie powiedział o ich półrocznej już znajomości, oczywiście oprócz Luke'a, który dowiedział się sam. O tamtej niezręcznej sytuacji nie zamienili ze sobą ani słowa, z czego Tom bardzo się cieszył, ponieważ nie był pewien, jak mógłby taką rozmowę poprowadzić. Z jednej strony posłuchał wszystkich rad swoich najbliższych przyjaciół i odpuścił sobie romansowanie z Hollywoodem, lecz z drugiej nie do końca stawiało go to wszystko w dobrym świetle. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak żarłocznymi hienami są wszelakiej maści media plotkarskie, które tylko czekają na jakąkolwiek nowinkę z jego życia. Nie chciał w to wszystko mieszać Bogu winną Lauren, która kompletnie nie zasługiwała na nagłówki, porównujące ją ze światowej sławy gwiazdą muzyki. W starciu z Taylor dla mediów i fanów nie posiadała praktycznie żadnych szans, a jej życie prywatne nie miałoby już za wiele wspólnego z tym słowem.

Kiedy tak siedział w gołym pomieszczeniu, wdychając zapach schnącej farby, zrozumiał, ile czasu zmarnował, którego już nigdy nie złapie. Miał dość trwania w tym dziwnym letargu, który nie pozwalał mu na normalne funkcjonowanie. Koniec z wielkimi kontraktami, teraz musi skupić się na własnym życiu i zdrowiu. Warto byłoby wreszcie rzucić palenie i przestać popijać whiskey przy każdej nudnej chwili. Trzeba by też popracować nad normalnym trybem snu i zdrowym odżywianiem. Może nawet wróciłby do biegania? W dodatku czemu by nie zacząć od razu? Uznał, że skoro i tak nie ma nic tu więcej do roboty, to może zebrać się z powrotem do swojego mieszkania.

Dzień dla Lauren zaczął się dość chaotycznie, bo pierw jej idealnie zaplanowana owsianka, postanowiła praktycznie wybuchnąć w garnku, a później omal nie pobrudziła swojego białego garnituru sokiem z czarnej porzeczki

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Dzień dla Lauren zaczął się dość chaotycznie, bo pierw jej idealnie zaplanowana owsianka, postanowiła praktycznie wybuchnąć w garnku, a później omal nie pobrudziła swojego białego garnituru sokiem z czarnej porzeczki. Na domiar tych wszystkich nieszczęść nawet nie zdążyła wypić kawy, a o zjedzeniu normalnego posiłku nawet nie było mowy. Uznała, że plan na zdrowy tryb życia rozpocznie jednak dopiero od następnego dnia, skoro dzisiejszy już od samego rana dawał jej nieźle w kość. Dlatego też wolała uniknąć metra i skorzystać z innego środku transportu, ponieważ była więcej niż pewna, że albo trafi na szalonego mordercę, który uciekł z psychiatryka albo gorzej — spóźni się do pracy. Oczywiście jak się tego spodziewała taksówka, wlekła się praktycznie godzinę, zostawiając jej jedynie piętnaście minut na kawę przed rozpoczęciem swojej ośmiogodzinnej katorgi. Gdy tylko uwolniła się z samochodu, popędziła na swoich obcasikach w stronę kuchni, resztkami sił pisząc skromnego smsa do Esther, by ta ruszyła swój tyłek do niej. Zaczęła nerwowo dobijać się do srebrnej windy, klikając jak potłuczona w guzik, który właściwie nie miał żadnego wpływu na szybkość jej przybycia. Jak tylko się pojawiła, Lauren wparowała do środka i nacisnęła numer swojego piętra, wystukując butem rytm muzyki, który wydobywał się z głośników. Wyciągnęła swój telefon, by uważnie poprzeglądać swojego maila, by nie musieć prowadzić niezręcznej rozmowy ze swoimi współpracownikami z piętra niżej, po czym odetchnęła z ulgą, gdy mogła nareszcie wysiąść. Jednak musiała zmienić swoje plany, jak tylko do środka wparowała zaintrygowana Esther, z dwoma kubkami gotowej i pachnącej kawy oraz w grubej, puchowej kurtce.

— Hej koleżanki — przywitała się z całą windą, wymuszając na swojej twarzy sztuczny przesłodzony uśmiech. Lauren wywróciła jedynie oczami i zabrała od niej parujący napój, by z radością zamoczyć w nim usta. Dobrze wiedziała, że zmierzają na dach, czyli miejsce, gdzie wyciągnie z niej wszystkie intrygujące plotki.

— Dobra chodź — blondynka pociągnęła ją za sobą w ich zaklepane od dawna miejsce. — Za papierosa powiem ci wszystko, a nawet więcej — odparła błagalnym tonem.

— No spoko, ale co nie masz swoich? — Mruknęła, wyciągając paczkę i podając jej jednego.

— W Australii przeszłam przemianę duchową — odparła, zaciągając się dymem. — Rzuciłam palenie, będę jeść zdrowo i pić yerba mate zamiast kawy.

— No to zajebiście ci idzie kochana, nie powiem, że nie — sarknęła, spoglądając na jej dłonie, w których trzymała kolejno szatańską kawę i sprawcę raka płuc.

— Dopiero zaczynam? — Westchnęła z żalem w głosie. — Wiesz jaki miałam dziś zły poranek? Wszystko było przeciwko mnie, nawet głupia owsianka — zaciągnęła się. — Cholera mam nadzieję, że pod nią w końcu wyłączyłam gaz... Może, wrócę i...

— Ej, ej — złapała ją za dłoń i zatrzymała. — Co ty taka zestresowana dziś jesteś?

— Ja? Zestresowana? — Zszokowała się. — Nie ani trochę.

— To, czemu wbijasz paznokcie w dłoń? — Spytała, wskazując na jej ściśniętą pięść.

— Ugh, no dobra — westchnęła. — Ale kiedy ja nie jestem zestresowana? Zresztą... Wiedziałaś, że w windzie gra muzyka?

— Lauren... - Skrzywiła się. — No od jakichś pięciu lat na pewno.

— Dobra — westchnęła i spojrzała przed siebie. — W którym momencie wiedziałaś, że Max wcale się tobą nie bawi.

— Spróbowałby tylko — zaśmiała się. — W sumie od początku wiedziałam, że to jest coś poważnego — upiła łyk kawy i kontynuowała. — Oczywiście oprócz paru drobnych potyczek.

— Drobnych?

— Żaden związek nie jest idealny — mruknęła pod nosem.— Czasem to ja go wkurzam, a czasem on mnie i tak to już bywa. — odparła, zaciągając się dymem. — Widziałaś się z Tony'm?

— Nie — skłamała, kręcąc głową. — Sama wiesz, o kogo mi chodzi.

— Mam nadzieję, że na razie tylko ja wiem — odparła zmartwiona. — Wiesz, kibicuję ci z całego serca i nie ma znaczenia czy z ze zwykłym hydraulikiem, albo aktorem, ale... — Zająknęła się i spojrzała na nią. — Zdajesz sobie sprawę, z czym to się wiąże?

— Esther ja wiem — Także na nią popatrzyła, odgarniając sobie włosy za ucho.

— Ludzie w końcu zaczną pytać — zaczęła poważnym tonem. — Będziesz na ustach całego świata, dobrze wiesz, że... — Zniżyła głos - ... Tom cię nie ukryje na zawsze w swoim pięknym, nowym domu.

— Wiem! — Jęknęła. — Pewnie mnie wyleją na zbity pysk z pracy...

— Co? — Spytała zaskoczona — a w życiu, wiesz, jaką zrobisz firmie reklamę? Kochana spółka cię będzie po rękach i stopach całować, jak wyjdzie, że ten Tom Hiddleston... — Lauren trzepnęła ją w ramię, na co ona zniżyła glos do praktycznie szeptu — ... Korzystał z naszych usług i to, z jakim rozmachem.

— Jesteś bezczelna i dalej nie wiem, dlaczego się z tobą kumpluję — pokręciła tylko głową i zgasiła papierosa, a na jej twarz wpełzł poważny wyraz twarzy. — A tak poza tym to okres mi się spóźnia.

— Co? — Esther omal się nie zakrztusiła resztkami dymu w jej płucach i spojrzała na blondynkę z ogromnym szokiem. — Co ty... Czy ciebie już do reszty Bóg opuścił dziewczyno?

— Nie no żart — mruknęła rozbawiona i zabrała puste kubki, kierując się w stronę schodów. — Jeszcze bachora by mi brakowało do tego wszystkiego, a ostatnio przez moment przechodziłam już załamanie — przyznała.

— W naszym wieku już się z takich rzeczy nie żartuje! — Odparła zirytowana, pokonując piętro. — Mogłam dostać zawału!

— Oj no od razu już zawał — mruknęła i zmarszczyła brwi, dalej czując niemałe rozbawienie.

— Ześlę na ciebie dziś tyle papierów — groziła jej palcem. — Że się do jutra z tego nie wygrzebiesz!

Lauren odniosła brudne kubki z powrotem do kuchni i żegnając się z szatynką, niechętnie przekroczyła próg swojego pokoju. Zawiesiła torebkę na krześle i włączyła komputer, a następnie odpaliła odpowiedni program do projektowania. Szef przed świętami poprosił ją, by ta spojrzała swoim okiem na tę pracę, jednak Lauren kompletnie o tym zapomniała, dlatego liczyła, że szybko uwinie się z poprawkami. Jęknęła boleśnie, gdy zobaczyła, jak ogromny jest to projekt i jak wiele liczy błędów. Cholera czy ci ludzie w ogóle kończyli studia? — warknęła w myślach, po czym zabrała się za potrzebne poprawki, które zajęły jej prawie cztery godziny. Musiała szybko podrzucić do szefa pendrive'a, udając, że najzwyczajniej w świecie o nim po prostu zapomniała. W drodze do jego biura, poczuła, jak jej telefon wibruje w kieszeni, wyciągnęła go i zobaczyła numer Toma. Zdziwiła się dość mocno, bo jeszcze nie przyszedł jej czas na pilnowanie ekipy wykończeniowej.

— Tom jestem w pracy — odparła cicho.

— Wiem, wiem, ale zdarzył się dość spory problem, musisz natychmiast przyjechać — odparł zdenerwowanym głosem.

— Co jest? — Uniosła brew i zatrzymała się natychmiast.

— Źle wybili okno, a w tym miejscu według twojego planu chyba miał być balkon...

— W któ... — Przerwała, sięgając pamięcią do swojego projektu. — O cholera już jadę do ciebie!

Praktycznie biegiem zawróciła do swojego pokoju, spakowała torbę, laptopa służbowego i pośpiesznie wysłała maila szefowi, że musi natychmiast pojechać to sprawdzić. Na szczęście na postoju taksówek zdążyła złapać ostatnią wolną i w szybkim czasie dotrzeć pod dom Toma. W tym momencie nie było czasu na pukanie, czy dzwonienie, kiedy w grę wchodziło źle wstawione okno, a już w szczególności, gdy w miejscu, gdzie miały znajdować się potężne drzwi balkonowe.

Wpadła do mieszkania Toma jak prawdziwy tajfun. Stanęła w holu, który był chyba jedynym względnie czystym pomieszczeniem w tym całym syfie i rozglądnęła się w poszukiwaniu ściany, która miała zostać praktycznie zniszczona.

— Tom? — Spytała dość głośno i ruszyła w stronę pokoju kominkowego, gdzie miało dojść do katastrofy. Zauważyła, że po robotnikach nie było już ani śladu, a jedyne kogo tam zastała to Toma siedzącego na kanapie z przygotowanymi dwoma eleganckimi filiżankami herbaty na prowizorycznym stoliczku. — Co to ma znaczyć? — Spytała, podchodząc bliżej.

— Chciałem cię wyrwać z biura — odparł wesołym tonem i podszedł do niej, wyciągając jej z dłoni torbę i ściągając gruby płaszcz.

— O matko...  — Jęknęła zrezygnowana. — Wiesz, ile ja mam pracy jeszcze?

— Domyślam się — odparł, nalewając do filiżanek herbaty. — Bez mleka?

— Bez — wykrzywiła twarz w lekkim grymasie i usiadła obok niego. — Okno to była ściema — stwierdziła.

— Jak widzisz — wskazał na idealnie wstawione brązowe drzwi balkonowe. — Wszystko idzie zgodnie z twoim planem.

— Co ja mam z tobą — zaśmiała się i zamoczyła delikatnie usta w parującym napoju.

— Chciałem cię zobaczyć — wymruczał jej koło ucha.

— I tak miałam przyjść w przyszłym tygodniu — wywróciła teatralnie oczami.

— To za długo — założył jej włosy za ucho i objął delikatnie w pasie. Kobieta zaśmiała się i odwróciła w jego stronę lekkim uśmiechem na ustach. Po chwili namysłu przesunęła się do niego, tak że dzieliły ich milimetry.

— Jesteś dziś bardzo zajęty? — Spytała, spoglądając na jego wargi, które po chwili delikatnie musnęła.

— Ani trochę — odpowiedział.

— Idealnie.

Mężczyzna wyciągnął jej filiżankę z dłoni i wziął w ramiona, oddając gorące pocałunki. Był nieco zdziwiony tym obrotem spraw, ale jak najbardziej chętny. Nie przejmując się praktycznie niczym, ściągnął z niej białą marynarkę i rzucił w kąt kanapy. Blondynka popchnęła, go tak by się położył i usiadła na nim okrakiem, przy okazji delikatnie rozpinając koszulę. Jego półnagi, umięśniony tors był jedną z lepszych rzeczy, na których jej wzrok mógł pastwić się godzinami. Ich usta znowu się spotkały, tym razem mocniej, intensywniej. Mężczyzna dłonią chwycił kawałek jej bluzki i szybkim ruchem zsunął w dół. Lauren w pewnym momencie zauważyła zmianę na jego twarzy, gdy odkleili się na moment od siebie. Tom gwałtownie zsunął rękaw z jej ramienia, a jego oczy zaczęły intensywnie błyszczeć.

— Lauren co to kurwa jest? — Zaklął, gdy tylko zauważył cztery bledniejące już siniaki w kształcie palców. — Co ci się...

— To nic — natychmiast zakryła swoje ramię bluzką i zsunęła się z powrotem na kanapę.

— Jak to „nic"? — Spytał ze zirytowaniem. — Tylko mi nie wciskaj, że się uderzyłaś, kto ci to zrobił?

— Tom — westchnęła. — Daj spokój, proszę cię.

— Nie — odparł stanowczo. — To jeszcze... Jak byłaś u siebie w domu?

— Rany... — wywróciła oczami i odsunęła się od niego. — Po prostu no... Nic, skończ już.

— Ktoś cię tam... Pobił? — Spytał zmartwiony.

— Co? — Odparła zbulwersowana, wiedząc, że Tony raczej nie byłby do tego zdolny — Nie! Oczywiście, że nie tylko... — Przerwała, mając nadzieję, że mężczyzna odpuści jej ten temat, jednak bardzo się myliła. Spoglądał na nią wzrokiem pełnym przejęcia i ciepła, którego nigdy nie dostrzegła w oczach Anthony'ego. Jego były przepełnione czystą pasją, bądź złością i raczej niczym więcej. — Kiedy byłam w domu... Wywiązała się sroga awantura przy stole — zaczęła. — Miałam dość, wyszłam z domu, wzięłam rower i wolałam ochłonąć sama na plaży, która jest całkiem niedaleko — westchnęła. — Problem się zrobił, kiedy moja młodsza siostra wygadała się... No sam wiesz już chyba komu... Że wróciłam do miasta na święta, i że wyszłam sama ochłonąć... — Przerwała na moment i spojrzała na jego przejętą twarz, której wyraz wręcz błagał, by ta historia miała dobre zakończenie. — Miał do mnie pretensje właściwie o wszystko, nawet o to, że nie jesteśmy razem, tak jak to sobie wyobrażał. No i był wściekły, że daję sobie tutaj radę i to całkiem nieźle — uśmiechnął się do niej ciepło. — Był zazdrosny o ciebie i...

— O mnie? — Zmarszczył brwi pytająco. — Mówiłaś coś o mnie?

— Co? Nie, nie skądże — odparła niemalże natychmiast. — Po prostu uznał, że się z kimś spotykam i jakoś specjalnie nie zaprzeczyłam... Był naprawdę wściekły, złapał mnie za ramię... — Odparła, cała spięta. — Ale miałam gaz pieprzowy w kieszeni, więc gdyby nie odpuścił, to dostałby po oczach.

— Przykro mi — westchnął i objął ją ramieniem, przyciągając do siebie tak, by mogła ułożyć wygodnie głowę przy jego obojczyku. 

— Mam nadzieję, że da mi spokój już na zawsze — odetchnęła. Tom popatrzył w jej duże oczy i próbował odczytać z nich intrygującą go odpowiedź. — No co?

— Powiedziałaś, że się z kimś spotykasz, hm? — Zapytał, wodząc kciukiem po jej ciele.

— No wiesz... Coś musiałam — odparła z lekkim zawstydzeniem, czując, że się czerwieni.

— W sumie to... — Zamyślił się na moment i przeczesał włosy dłonią. — Czemu by nie?

— Ale co? — Zaśmiała się delikatnie.

— W takim sensie, że... — Odchrząknął. — Moglibyśmy być razem — mina mężczyzny upewniła ją w przekonaniu, że wcale nie żartuje.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now