4. Loving you is a losing game

2.4K 163 48
                                    

Londyn, 2016

Deszczowa i szara pogoda idealnie odzwierciedlała aktualny stan psychiczny Toma. Dudniące o parapety krople tylko dodawały melancholii całemu temu wrednemu nastrojowi, który zdawał się zadomowić w jego mieszkaniu na dłuższą chwilę. Szatyn praktycznie od momentu powrotu z Hawaii nie mógł pozbierać myśli, a te przysporzyły mu więcej problemów, niż jakichkolwiek odpowiedzi, bądź rozwiązań. Siedział teraz w swoim salonie kompletnie zniszczony, patrząc jak jego najlepszy przyjaciel, lituje się nad nim i stara w jakikolwiek sposób ulżyć mu w tej paskudnej sytuacji. W końcu rozmowa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.

- Wyobrażasz sobie, że poznałem ją z moją matką? Że zaprosiłem ją do mojego pieprzonego domu rodzinnego? - zaczął Tom, przerywając ciszę, która rozgościła się na dłuższą chwilę w salonie.

- Nie wiem co mogę ci powiedzieć więcej Tom - Benedict westchnął i przetarł twarz dłonią. - Od początku wiedziałem, że coś z nią jest nie tak.

- Może to ze mną jest coś nie tak? - rzucił drwiąco.

- Teraz to już pieprzysz od rzeczy. Niby co jest w Tobie nie tak?

- Może wróciła do Harrisa? - mężczyzna zmienił nagle temat i spojrzał pustym wzrokiem w ścianę nieopodal. - Byłem chyba zbyt naiwny i głupi.

- Byłeś Tom, to prawda. - pokiwał głową. - Moim zdaniem i zresztą nie tylko moim, ona była dla Ciebie za młoda, a Ty zbyt łatwowierny.

- Bez przesady dziewięć lat to nie jest jakaś wielka różnica. - mruknął. - Poza tym dobrze się dogadywaliśmy.

- No dobrze, ale dogadywanie się przez miesiąc nie oznacza idealnego związku, nie bądź naiwny Tom... - Ben westchnął głośno, bo już nie był w stanie już setny raz powtarzać tego samego swojemu przyjacielowi.

- Ben z całym szacunkiem, ale przesadzasz. Może i nie rozstała się ze mną w przyjemny sposób i...

- I zdemolowała ci mieszkanie - wtrącił z przekąsem.

- Jej asystentka jak już. Ale dążę do tego, aby powiedzieć, że może po prostu mieliśmy inne priorytety? - Spojrzał zmarnowany na przyjaciela i upił duży łyk piwa.

- Ale jakie można mieć inne priorytety niż Twoje?
Chcesz stałego związku, żony, dzieci... To nic wielkiego, to są podstawy.

- Nie wiem Benedict, nie każda kobieta chce mieć męża, a co dopiero dzieci, więc nie wiem, czy to takie podstawy. - Tom wzruszył ramionami i odstawił pustą butelkę z piwem na stolik znajdujący się nieopodal, po czym wziął drugie, tym razem odrobinę mocniejsze.

- Wiem, masz rację, ale jednak kiedy wchodzi się w związek z trzydziestopięcioletnim mężczyzną, trzeba się liczyć z tym, że nie chce relacji jak jakiś dwudziestolatek.

- Niby tak... - mruknął pod nosem i zamoczył usta w alkoholu. - Na pewno nie chcesz? Mam jeszcze parę lagerów w lodówce.

- Sophie dzisiaj wychodzi, muszę się zająć Chrisem. - westchnął i poklepał swojego przyjaciela po ramieniu. - Następnym razem jak się nadarzy okazja, to zostanę dłużej.

- Jasne, rozumiem.

- Ale i tak uważam, że powinieneś przystopować z alkoholem - spojrzał na niego z dozą współczucia. - Chociaż na trochę Tom.

- Spokojnie to nic złego. - uśmiechał się w stronę przyjaciela, po czym wstał, aby odnieść poprzednią butelkę do kuchni i parę innych zaległych naczyń.

- Wiesz może... - Benedict objął wzrokiem lekko zaniedbane mieszkanie przyjaciela i ze smutnym wzrokiem spojrzał na jego poszarzałą twarz. - Tom musisz się ogarnąć. Ta dziewucha nie może Ci zniszczyć życia.

- Ben, chyba już na ciebie pora. - Tom momentalnie zesztywniał i gniewnie zmarszczył brwi.

- Jak uważasz - westchnął i ubrał na siebie czarny prochowiec, po czym udał się w stronę wyjścia.

- Kocham ją Ben, nie zmienię tego na razie. - Tom podążył za przyjacielem i zatrzymał go w połowie drogi. Spojrzał na niego z okrutnym zażenowaniem, zmieszanym z bólem, który nie pozwalał mu zaznać względnego spokoju.

- Kochasz? - Benedict uniósł brwi do góry. - Jak możesz kochać kogoś, kogo znasz krócej niż rok? Ile ty masz lat?

- Widocznie mogę, z całym szacunkiem, ale chyba wiem, co czuję. - syknął, po czym momentalnie zaprzestał zatrzymywania swojego przyjaciela. Pozwolił mu odejść, a sam uznał, że dzisiejszy wieczór spędzi na oglądaniu powtórki jakiejś dennej sztuki w telewizji, tylko po to, aby móc denerwować się na beznadziejną reżyserię, a nie na swoje życie.

 Pozwolił mu odejść, a sam uznał, że dzisiejszy wieczór spędzi na oglądaniu powtórki jakiejś dennej sztuki w telewizji, tylko po to, aby móc denerwować się na beznadziejną reżyserię, a nie na swoje życie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz