13. Please don't fuck it up

1.7K 131 22
                                    

Deszcz dudnił o parapety, wprawiając każdego w wyjątkowo melancholijny nastrój, no może oprócz Lauren, która ledwo wytoczyła się z windy na swoim piętrze. Luźne spodnie, wyciągnięta koszula, rozwalone na każdą stronę włosy, oraz koszmarna migrena nie zwiastowały zbyt przyjemnego dnia w pracy. Blondynka weszła do biura i prawie zwymiotowała, czując intensywny zapach odświeżacza powietrza. Dosłownie wszystko ją irytowało i drażniło, ale nie dziwiła się samej sobie, bo dobrze wiedziała, w jakim jest stanie. Usiadła przy swoim biurku i ze złością rzuciła torebką o podłogę. Ukryła twarz w dłoniach, by choć na moment ukoić swój pulsujący ból głowy, który pogarszał się tylko przez rażące światła w pomieszczeniu. Spędziła w tej pozycji dobre dziesięć minut, dopóki Esther nie zauważyła jej marnej postury. Podeszła do niej na palcach i szturchnęła w ramię.

- Co z Tobą? - spytała półszeptem, po czym dodała, trochę groźniej. - Spóźniłaś się godzinę i nie przyszłaś wczoraj, o co chodzi?

- Mh... - jęknęła, po czym spojrzała na nią zamglonym wzrokiem. Esther natychmiast pociągnęła ją za rękę i zaprowadziła do męskiej łazienki. Dobrze wiedziała, że żadna ciekawska hiena i tak się tam nie zjawi, więc chwila prywatności jest bardziej niż pewna.

- Lauren! - potrząsnęła nią. - Czy Ty jesteś pijana?

- Nie wiem...- westchnęła i odwróciła wzrok. - Może to kac.

- Wiesz, jakie to jest nieodpowiedzialne! - skarciła ją jak małe dziecko, które zjadło ciastko przed obiadem. - Mogłaś wziąć urlop na żądanie! Wyglądasz jak uosobienie kibla po imprezie w akademiku!

- Bo tak się właśnie czuję... - szepnęła, masując sobie kości skroniowe.

- Co się stało Lauren? - zaczęła trochę spokojniej. - Nie odbierałaś ode mnie telefonów, nawet zaczęłam się zastanawiać, czy mam dzwonić po policję.

- Wypaliłam paczkę papierosów, wypiłam dwa wina i ciemne piwo, a potem jeszcze drinka i... - zawahała się, po czym pobiegła do toalety, by zwrócić swoje skąpe śniadanie, które jakimś cudem udało się jej przygotować.

- Co Cię napadło dziewczyno? Nawet ja nie jestem tak... - urwała, widząc pierwsze łzy na twarzy blondynki. - O rany... chodź tu. - zmiękła momentalnie, po czym przygarnęła ją do siebie i pogłaskała po włosach.

- Wy nic nie wiecie? - załkała.

- O czym nic nie wiemy? - odsunęła się i spojrzała na nią pytająco.

- Zjebałam z tym projektem... Ominęłam spotkanie, wszystko na marne...

- O czym Ty mówisz?

- Przesunęli godzinę, laska na recepcji powiedziała, że dostaliśmy maile o zmianie godziny i kurwa właśnie tak się stało, ale ja oczywiście nie mogłam tego sprawdzić...

- Lauren... - westchnęła i z politowaniem pogłaskała ją po plecach.

- I oczywiście musiałam to zjebać, bo przecież jakby miało wyglądać moje życie, gdybym czegoś nie zjebała! - dziewczyna zaczęła wpadać w coraz większą histerię.

- Lauren, przestań tak mówić... - złapała ją za ramiona i spojrzała w oczy, próbując w jakikolwiek sposób na nią wpłynąć.

- Zjebałam, zjebałam i jeszcze raz zjebałam! - pisnęła i rozpłakała się na dobre. Nigdy tego nie robiła w publicznych miejscach, a tym bardziej w pracy, dlatego miała ogromną nadzieję, że nikt im teraz nie przeszkodzi. Czuła ogromne zażenowanie, ale nie potrafiła nic z tym zrobić, bo emocje wypływały z niej jak z wodospadu.

- Lauren uspokój się! - krzyknęła, wytraconą z równowagi.

- Łatwo ci mówić, to nie Ty zaraz wylecisz, stracisz całe swoje życie i... - urwała i nie wiedząc jak sformułować myśl, zaczęła od nowa. - Wiesz, ile ja poświęciłam dla tej pieprzonej pracy?

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now