30. But I've got high hopes, it takes me back to when we started

1.4K 112 73
                                    

Miasto niewiele zmieniło się przez czas, kiedy jej nie było, a nawet mogłaby uznać, że wcale. Spodziewała się, chociaż jakichś nowych udogodnień na lotnisku, jednak niestety mocno się przeliczyła. Samolot wlókł się praktycznie w nieskończoność, przez co z prawie dwudziestogodzinnego lotu, przeistoczył się w całą jedną dobę. Już dawno nie leciała na taką odległość i czuła, że przejdzie przez załamanie nerwowe zaledwie po upływie pięciu. Lauren poczuła się dość samotnie, gdy na lotnisku czekał na nią wyłącznie jej bagaż, być może już była za stara na jakiekolwiek czułości. Poczuła drobne ukłucie gdzieś w okolicy serca, ale natychmiast się uspokoiła i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu taksówki. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo przygnębiający. Nieustanna ulewa i zimne powietrze kompletnie nie pasowały do klimatu i obecnej pory roku, a bardziej przypominały Londyn, który niedawno opuściła. Powoli zaczęła sobie zdawać sprawę, z tego, jak bardzo przygnębiającym miastem jest dla niej Melbourne. Wszystko tutaj się zdarzyło.

Weszła na halę lotniska, gdzie napotkała grono ludzi. Wielu z nich w pośpiechu szło w swoim kierunku, a inni żegnali się ze swoimi najbliższymi. Lauren rozejrzała się jeszcze raz w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej twarzy, ale ze względu na panujące zamieszanie, trudno jej było się skupić. Uznała, że może nawet lepiej wyszło i nie będzie musiała słuchać pouczającej formułki przed przekroczeniem progu domu rodzinnego.

- Lauren! - Usłyszała, jak ktoś z oddali krzyczy jej imię, jednak w pierwszej chwili nie połączyła, by to było konkretnie do niej - Lauren kurwa no nie biegnij tak! - Tym razem już wiedziała, że na pewno ten głos woła właśnie ją. Odwróciła się i zobaczyła swoją siostrę, która pędziła w jej stronę. Ona również wcale się nie zmieniła, no może oprócz krótszych blond włosów.

- Renee? - Spytała z uśmiechem - co ty tu robisz?

- No jak to co? - wywróciła oczami i przytuliła swoją młodsza siostrę - przyjechałam po ciebie.

- Rany tak dawno cię nie widziałam - ścisnęła ją ostatni raz - gdzie zaparkowałaś?

- Nie przyjechałam tu po ciebie legalnie - mruknęła i wypuściła ją z objęć.

- Co masz na myśli? - blondynka zaczęła z zaciekawieniem rozglądać się po lotnisku i skierowała się w stronę wyjścia.

- Ojciec jest wściekły, a matka wróci dopiero wieczorem do domu, więc...

- Kurwa - jęknęła pod nosem - może jednak wrócę do Londynu?

- Daj spokój - położyła jej dłoń na ramieniu - Wszystkie się za tobą stęskniłyśmy, a ojca najwyżej się gdzieś zamknie za karę.

- Nawet nie wiesz, jak ja bardzo się stęskniłam - posłała jej blady uśmiech - Jan też jest?

- Mhm, cały dzień przygotowuje obiad i jakieś ciasta - podeszły razem do taksówki - Loulou?

- No? - mruknęła, wchodząc do środka.

- Jest taka sprawa... - zaczęła niepewnie - bo wiesz, są te święta i rodzice bardzo chcą iść wieczorem do kościoła... Mama mnie prosiła, żebym z tobą porozmawiała, dlatego możesz iść z nami i udawać?

- Ren... Przecież wiesz... - Ciężko westchnęła i pokręciła głową.

- Ja wiem, ale sama widzisz, że nastroje nie są zbyt przyjemne i na pewno trochę byś...

- Ren, mam prawie trzydzieści lat - odparła ostro - nie będę udawać tylko po to, żeby ojciec mi wybaczył, że nie wychodzę za mąż.

- Okej, jak chcesz - wzruszyła ramionami - tylko proponuję.

Pomimo roku nieobecności droga wiodąca do domu nie obrosła nawet w nowe rośliny. Domy sąsiadów pozostały takie same, jedyne co to zauważyła nowych mieszkańców tu i ówdzie. Trochę się im dziwiła, gdyż sama w życiu nie chciałaby tutaj mieszkać i dziękowała losu, za to, że porządnie ją od tego pomysłu odwiódł. Od zawsze panował tu taki wszechobecny spokój, że człowiek mógłby z łatwością przyznać, iż czas tutaj się na stałe zatrzymał. Natomiast dla niej ta okolica pogrążona w wiecznym letargu, zawsze zwiastowała kłopoty. Jedynym miejscem, do którego można było uciec i nie czuć się ocenianym była znajdująca się nieopodal plaża. Na całe szczęście Lauren niewiele ludzi na nią uczęszczało, gdyż nie wyglądała jak typowa wakacyjna plaża, a bardziej zdziczały kawałek piasku. Tylko tutaj mogła w spokoju rozważać nad swoimi problemami, toteż dlatego uznała, że wieczorem na pewno będzie musiała się tam udać. Zwłaszcza po niechybnej rozmowie ze swoim ojcem twarzą w twarz. Po wyjściu z taksówki i odebraniu walizki Lauren i Renee skierowały się w stronę drzwi wejściowych. Blondynka dość mocno obawiała się tej pierwszej konfrontacji z rodziną, zwłaszcza że ostatnio nie miała zbyt dużo dla nich czasu. Druga siostra Lauren - Jan i jej babcia przywitały ją w progu ulubionym ciastem, a następnie wyściskały za wszystkie czasy. Kiedy tak na nie patrzyła zrozumiała, jak mocno tęskni za tą rodzinną bliskością.

- Przyjechałaś sama? - Spytała starsza kobieta z ciepłym uśmiechem.

- Tak - mruknęła zmieszana.

- A to szkoda, przygotowałam ulubione ciasto Ton...

- Babciu! - Zwróciła jej uwagę Renee, widząc smutniejącą minę swojej siostry - mówiłam ci coś dzisiaj, prawda? - Kobieta mruknęła tylko dwa słowa pod nosem i wróciła do kuchni, by przygotować każdemu po filiżance świeżo zmielonej kawy. Prawie jak za starych dobrych czasów, kiedy życie było pozornie prostsze, a rodzina powiedzmy, że w komplecie. Lauren weszła w głąb domu, zostawiając swoją walizkę niedaleko schodów i niepewnie zerknęła w kierunku salonu. Z kuchni usłyszała donośny śmiech swojej młodszej siostry, która na pewno zaalarmowała już całą okolicę, że jej ukochana Lauren wróciła w rodzinne strony. Westchnęła głęboko i weszła do środka, oczekując na niechybną konfrontację, bo w końcu, jak i tak miała rozdrapać tę ranę, to lepiej w tym momencie, niż przy kolacji. Ojciec siedział na kanapie, czytając jak zwykle gazetę, kompletnie nie przejmując się co się naokoło niego dzieje. Podeszła jeszcze bliżej, mimo tego, że zdawała sobie sprawę, że przy drzwiach także wyczuł jej obecność. Bała się tego momentu. Jakoś nigdy nie wiedziała, jak ma z nim rozmawiać, bo ich kontakty głównie opierały się na kłótniach.

- Hej - mruknęła prawie niesłyszalne. Mężczyzna nawet nie odwrócił wzroku znad czytanego artykułu. - Wróciłam? - Spróbowała jeszcze raz.

- Wiem - odparł obojętnie - Twoje siostry powiadomiły już praktycznie wszystkich sąsiadów.

- To... Bardzo miło z ich strony - uśmiechnęła się ciepło - cieszę się, że to do ciebie także dotarło.

- Mhm - bąknął - szkoda, że inne rzeczy także do nich dotarły.

- Tato, naprawdę uważasz, że to odpowiedni czas na...

- Szkoda, że ty nie mogłaś uważać, na co jest właściwy czas, a na co nie.

- Świetnie - odparła wściekła - mogłam tu nie przyjeżdżać, wyszłoby na to samo! - Wyszła szybko, kompletnie nie przejmując się zmieszanymi minami reszty obecnych domowników. Uznała, że drobna drzemka w jej pokoju podziała najlepiej. Owszem miała w sobie taką złość, że mogłaby zaraz kogoś udusić, ale to nie było w tym momencie najlepsze rozwiązanie. Musiała, chociaż przetrwać ten jeden wspólnie dzielony wieczór. Nie zamierzała się poddać.

london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PLWhere stories live. Discover now