Lauren zmierzała właśnie do nowego, pozyskanego klienta, który ku jej uciesze, zamieszkiwał naprawdę wyjątkowo piękną okolicę. Kobieta nie mogła napatrzeć się na te wszystkie białe i utrzymane w dosyć szlacheckim stylu domy. W pewnym sensie czuła, że dokładnie tutaj pasuje i gdyby ktoś kazał jej teraz dokonać wyboru, to Nowy Jork, czy Australia mogłyby dla niej nawet przestać istnieć. Londyn w całym swoim uroku nieodwracalnie skradł serce Lauren. Ostatnie dni pomimo paru niepowodzeń, zdawały się rozświetlać jej życie i nadawać mu większego sensu.
Kobieta poczuła, jak wibruje jej telefon i zmarszczyła brwi, widząc, że dzwoni jej ojciec. Odebrała bez zawahania z lekkim niepokojem, bo zdawała sobie sprawę, że u niego jest już grubo po północy i w żadnym wypadku nie spodziewałaby się z jego strony kontaktu.
- Hej... wszystko w porządku? - spytała kompletnie zbita z tropu.
- Lou matka Tony'ego dzwonił do twojego ojca... - odsapnęła, kiedy usłyszała głos swojej mamy po drugiej stronie - Podobno coś się stało. - Ava odparła półszeptem.
- Och... - zdziwiła się lekko, jednak uznała, że musi zachować spokój. - Okej, zadzwonię do niego później mamo.
- Może zrób to teraz, wiesz, jednak byliście zaręczeni i wszystko...
- Naprawdę musisz mi o tym teraz przypominać? - przerwała jej ostro i kontynuowała. - Nie mogę teraz rozmawiać. - spojrzała na godzinę w swoim zegarku - Spieszę się, idę do klienta, a jak go stracę, to pozostanie mi praca w sklepie spożywczym.
- No dobrze Lou to chociaż mi prześlij, jak wrócisz ten twój rysunek sypialni! - powiedziała na jednym wdechu. - Zadzwoń za jakieś siedem godzin, okej?
- Mhm, jasne zadzwonię i tak prześle ci ten p r o j e k t pokoju. - poprawiła ją i spojrzała na drzwi z numerem, który zgadzał się z tym otrzymanym od jej szefa i zgrabnie wspięła się po białych schodkach. - Wykorzystujecie moje dobre serce po prostu i...
Nagle ni stąd, ni zowąd, otworzyły się drzwi, a w nich stanął wysoki mężczyzna, który przyprawił ją o największy zawał serca w całym jej dwudziestodziewięcioletnim życiu. Rozłączyła się momentalnie, bez żadnego pożegnania i stanęła jak wryta, próbując wydusić z siebie chociaż jedno słowo.
- Eee... - zawahała się, spoglądając prosto w jego równie zaskoczoną twarz. - Ja chyba... To jest.... To chyba zły adres, przepraszam. - Jezu Chryste, pomyślała i momentalnie odwróciła się, by rozpocząć ucieczkę.
- Hej, zaczekaj. - mężczyzna zaczął niepewnie. - Może to wcale nie jest pomyłka?
- Umm... - Lauren zatrzymała się w połowie schodków i odwróciła na pięcie. - Ja... jestem...
- Czekam na architekta wnętrz, który zajmie się tym domem. - posłał jej przyjemny uśmiech i poczekał na odpowiedź.
- Tak, tak to ja! - odparła ze zbyt wielkim entuzjazmem, za który momentalnie się skarciła. - To znaczy... Lauren Harrods. - podeszła bliżej i podała mu rękę.
- Tom. - delikatnie ścisnął jej dłoń, a ona próbowała w jakikolwiek efektywny sposób uspokoić swoje rozszalałe serce i uchronić siebie od zawału.
- Wiem. - uśmiechnęła się, po czym zalała momentalną falą wstydu, i szybko poprawiła. - To znaczy, teraz już wiem.
- Może wejdźmy do środka? - zaśmiał się na widok jej uroczej nieporadności, która była wynikiem jego osoby i przepuścił ją w drzwiach. - Jak widać, nie ma tu zbyt wiele, ale liczę na...
- Projekt będzie na pewno idealnie odwzorowywać pana gust! - podeszła do sprawy zbyt entuzjastycznie, gdyż mężczyzna uniósł lekko brew i spojrzał na nią ze zmieszaniem. Lauren spuściła głowę w dół, by jak najbardziej zminimalizować kontakt wzrokowy. Musisz mu przerywać za każdym razem? Zacisnęła palce u stóp i spojrzała na niego z okropnym zawstydzeniem.
CZYTASZ
london callιng | тoм нιddleѕтon opowiadanie PL
FanfictionKiedy Tom kończy swój kolejny nieudany związek w wieku 35 lat, zaczyna wątpić w to, czy kiedykolwiek uda mu się znów być szczęśliwym. Kiedy Lauren po raz kolejny przeprowadza się na nowy kontynent w pogoni za własną karierą, nie spodziewa się tego...