53

693 47 2
                                    

Gdy umiera dzisiaj

Część druga

Rozdział dwudziesty pierwszy

Cisza – syknął Conner. Głos mu drżał i nawet on sam ledwo go słyszał. – Chcecie, aby nas złapali, zanim przybędą posiłki? – Mógł sobie tylko wyobrażać, co by się stało, gdyby ich spostrzeżono.

W powietrzu roznosiły się krzyki. Zaglądając przez gęste zarośla, pochłonął wzrokiem płonące domy… krew oraz grozę. Wszystko to miał teraz przed oczami. Oczywiście widział to już wcześniej, kiedy towarzyszył aurorom w ich misji powstrzymania śmierciożerców, ale nigdy nie znajdował się w pozycji takiej jak ta. Sam. Bezbronny. Nieaktywny. Obserwujący tylko, jak to wszystko się rozwija. Nie robiąc nic, aby to powstrzymać.

Przełknął z trudem ślinę, patrząc na czarodzieja, który na próżno próbował bronić swoją rodzinę i dom przed tym brutalnym i bezdusznym atakiem. Śmierciożercy roześmiali się, a ich metaliczne maski błysnęły upiornie w świetle płomieni niszczących domy ich ofiar. Conner był zbyt daleko, aby dostrzec ich oczy, jednak wiedział, że najpewniej świeciły się tłumionym szaleństwem i żądzą krwi. Byli potworami. Oni wszyscy byli potworami, skoro w taki sposób torturowali i okaleczali innych ludzi.

Nie zasługiwali na magię. Żaden z nich. Jeśli wcześniej miał jakieś wątpliwości odnośnie swojego wynalazku, teraz już z pewnością się ich pozbył. Albus Dumbledore pomógł mu pokonać niepewności. Tak samo jak Rufus Scrimgeour.

Conner musiał zamrugać, aby pozbyć się pełnych wściekłości i przerażenia łez, które napłynęły mu do oczu, gdy patrzył, jak jedna z ofiar jest obdzierana ze skóry. Oddzieliła się ona od niej bez najmniejszego problemu, odkrywając mięśnie i ścięgna. Conner pochylił się z pośpiechem, oddychając szybko, doskonale świadomy spoczywających na nim oczu innych Niewymownych. Było ich tylko dziesięciu. W parach przeniosą każdy słup w odpowiednie miejsce i uwiężą między nimi śmierciożerców, podczas gdy on przygotuje się do jak najszybszego aktywowania barier.

Plan polegał na tym, aby otoczyć śmierciożerców, zanim przybędzie Ministerstwo i nie dać się na tym złapać.

- Wszystko w porządku? – mruknął jeden z Niewymownych.

Conner zaczerwienił się, otarł usta i skinął głową.

- Jak najlepszym.

Niechętnie skierował swój wzrok z powrotem na rozgrywającą się przed nim scenę i natychmiast skupił go na liderze. Czarnym Panu. Wysoka postać wydawała się całkowicie pochłonięta leżącymi u jego stóp mugolami. Conner poczuł, że miękną mu kolana. Gdyby już nie klęczał, upadłby w strachu na ziemię.

Odpychając od siebie swoje przerażenie, przypomniał sobie, że ludzie mogli walczyć przecież z Czarnym Panem.

I on też to zrobi. Po prostu… z daleka.

- Zróbmy to, póki wciąż jeszcze koncentrują się na swoich ofiarach. Pośpieszcie się.

Izar siedział u boku Regulusa. Jednym uchem słuchał, jak opowiada mu on okrojoną wersję incydentu we Francji, ale tak naprawdę pochłonięty był swoimi własnymi myślami. Wisząca dziś w powietrzu atmosfera była ciężka i gęsta, ostrzegająca.

Gdy Umiera Dzisiaj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz