62

690 36 5
                                    

Ostrzeżenia: Odrobina trochę mniej przyjemnych opisów.

Słowniczek: wężomowa

Gdy umiera dzisiaj

Część druga

Rozdział trzydziesty

W Ministerstwie był to niespokojny dzień.

Jeden z aurorów szedł powoli korytarzem, mrużąc oczy z powodu słabego oświetlenia. Miał właśnie przerwę i kazano mu odpocząć w salonie dla aurorów. Normalnie prowadzące do niego korytarze były pełne życia, dziś jednak mieli u siebie silnie strzeżonego więźnia i musieli z wyjątkową uwagą pilnować wejść do Ministerstwa. Najwyraźniej Shacklebolt, Moody i Scrimgeour wierzyli, że tego wieczoru… lub… nad ranem ich bariery ochronne mogą zostać zaatakowane.

Aarona zawsze chwalono za to, że potrafi przemknąć się wszędzie ukradkiem, jednak w tym momencie dźwięk jego kroków wydawał się mu ogłuszający. Nagle w oddali spostrzegł leżącą nieruchomo na ziemi postać i ostrożnie wyciągnął w gotowości różdżkę. Mając się na baczności, zbliżył się do tego ciemnego i niezidentyfikowanego obiektu. Przycisnąwszy plecy do bezpiecznej ściany, przesunął chłodno wzrokiem po pogrążonej w ciemności, pustej przestrzeni.

Nigdzie nie było nikogo widać, dlatego też uniósł różdżkę i nasłuchiwał, a na czoło wypłynęły mu kropelki potu. Spuszczając szybko wzrok, zerknął na obiekt, na próżno próbując go zidentyfikować. Czy był to człowiek?

- Hej! – zawołał cicho. – Jesteś przytomny?

Coś błyskawicznie obok niego przemknęło. Odwrócił się gwałtownie, przeszukując wzrokiem korytarz. Nic. Przesunął spojrzenie od jednego kąta do drugiego, po czym zrobił krok w stronę ciała. W następnej chwili wdepnął w coś mokrego i miękkiego.

- Kurwa – warknął. Przesunął się, próbując odejść od czegoś, co wyglądało na rozlane na ziemi jedzenie. Pewnie ktoś wypił zbyt dużo w czasie świętowania pochwycenia Izara Blacka. Całkiem normalne było, że zaraz po skończeniu służby aurorzy brali się za wczesne świętowanie, mimo że ich przełożony tego nie pochwalał.

Lumos – mruknął niechętnie. Czuł, że jest obserwowany. Ostatnie, czego mu było trzeba, to zwrócenie tym światłem na siebie uwagi swojego wroga.

Aaron skrzywił się i pokręcił głową. Jego współpracownicy nieustannie szydzili sobie z jego paranoi. Najprawdopodobniej wcale nie istniał żaden wróg, ale on nie mógł się pozbyć tego wrażenia. Jego rodzice zostali zabici przez śmierciożerców. Tak samo jak siostra i szwagier. Nawet on sam został przez nich kiedyś niespodziewanie zaatakowany. Całkowicie zrozumiałym powinno być, że ktoś taki jak on ma paranoję.

Skierował czubek swojej różdżki ku ziemi, mrużąc oczy.

- Co do… cholery? – Jego ręka zadrżała, gdy wpatrywał się w przytłaczającą ilość czerwieni i fioletu. Dłuższą chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że było to rozszarpane ciało. Fragmenty jelit były w miejscach, w których zdecydowanie nie powinny się znajdować, a kości i mięśnie porozrzucane zostały po całym korytarzu. – Kurwa! – krzyknął, zataczając się do tyłu, gdy zdał sobie sprawę, że wcale nie wdepnął w rozlane jedzenie, ale… krwawiący narząd? Jego oczy zwróciły się ku miejscu, gdzie, jak sądził, rozpoczynało się ciało i po chwili zdał sobie sprawę, że jego głowa i twarz pozostały nienaruszone.

Gdy Umiera Dzisiaj Where stories live. Discover now