57

808 50 5
                                    

Gdy umiera dzisiaj

Część druga

Rozdział dwudziesty piąty

- Komuż to próbujesz tak dziś zaimponować, panie Black?

Izar uśmiechnął się w stronę swojego zegarka kieszonkowego, przyglądając się jego wskazówce sekundowej, której tykanie powoli odliczało upływający czas. Drugą rękę włożył do kieszeni czarnych spodni, a następnie zatrzasnął niedbale wieczko zegarka. Gdyby miał być ze sobą szczery, powiedziałby, że prezentuje się dzisiaj niebywale dobrze. Jego czarne spodnie pasowały do szykownej, choć nieformalnej kamizelki garniturowej, którą nałożył na swobodną, białą koszulę z podwiniętymi niechlujnie do połowy przedramienia rękawami. Nie miał na sobie żadnych szat ani płaszcza.

Choć zrezygnowanie przez czarodzieja z szat nie było niczym niezwykłym, osobiście nie robił tego zbyt często. Wszyscy zwrócą więc z pewnością uwagę na jego ubrania i to było właśnie jego celem.

- Tobie, Lucjuszu – wymruczał. Obrócił się i schował zegarek kieszonkowy do swojej kamizelki. – Udało mi się?

Na twarzy Lucjusza widniał chłodny uśmiech, jednak jego oczy błyszczały z zachwytu.

- Nie ma co do tego wątpliwości. – Mężczyzna machnął trzymaną w pokrytej rękawicą ręce srebrną laską, podczas gdy drugą położył między jego łopatkami. – Chodź, nasze świętowanie wkrótce dobiegnie końca. Musisz dogodzić Belli i dosiąść się do niej przy śniadaniu.

Izar prychnął.

- Była nie do zniesienia?

Malfoy uniósł na niego brew.

- Nawet sobie nie wyobrażasz. Znacznie łatwiej z nią wytrzymać, gdy odwracasz jej uwagę.

Skierowali się ku tylnej części dworku. Było tam cicho i zimno, a przydeptany śnieg mienił się w promieniach słońca. Panował niezwykły spokój, jako że wielu gości opuściło już teren rezydencji lub było zbyt wyczerpanych po ostatniej nocy, by wstać wraz ze słońcem. Izar zadumał po cichu, że gdyby wszystko poszło ostatniej nocy zgodnie z planem, sam zapewne wciąż leżałby owinięty w luksusową pościel, jaką Lucjusz zapewnił swoim gościom.

Nic jednak nie potoczyło się tak, jak się tego spodziewał. Był wczoraj po raz pierwszy świadkiem słabości Voldemorta. Obaj czuli się z tym niezręcznie, jednak Izar pozbierał się po tym znacznie szybciej niż Czarny Pan. Zlekceważył to jako coś typowo ludzkiego, coś, przez co prędzej czy później przechodził każdy człowiek. Głupotą z jego strony było sądzenie, że będzie w stanie tak łatwo porzucić ten temat. Voldemort nie potrafił zapomnieć o tym, co zaszło i w rezultacie go od siebie odepchnął.

Nic nigdy nie będzie między nimi proste. Izar był tego absolutnie pewien. Nie rozumiał jednak, dlaczego Voldemort wierzył, że na wieki pozostanie w jego oczach bóstwem. Nikt nigdy nie znał żadnego z nich tak dobrze, jak oni siebie nawzajem. Tak pozostanie już na zawsze i Izar wiedział, że w końcu to do Voldemorta ostatniej nocy dotarło.

Izar był pewien, że mężczyzna w ogóle się wczoraj nie położył, tylko cały czas rozmyślał o tym, co zaszło. Niemal widział oczami swojej wyobraźni, jak przechadzał się i rozmyślał ponuro w swoich nieoświetlonych pokojach. Lubił myśleć, że znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że Voldemort zastanawiał się nad swoim kolejnym krokiem.

Gdy Umiera Dzisiaj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz