64

809 32 0
                                    

Gdy umiera dzisiaj

Część druga

Rozdział trzydziesty drugi

Lucjusz siedział na ozdobnym krześle, spoglądając na tykający w pobliżu zegar. Jego dłonie złożone były elegancko na masywnym stole, a blond włosy z łatwością rozdzieliły się na dwoje i opadały jedwabiście na jego ramiona. Czarno-srebrne szaty zdobiące jego ciało zdawały się misternie tkane, a ich brzegi udekorowane były aksamitem. Obok niego przy poręczy stała Narcyza, równie opanowana i chłodna, co on. Jej kobiece, drobne ciało opierało się o rzeźbioną balustradę, promieniując niesamowitym podobieństwem do marmurowych posągów porozstawianych po ogrodzie.

- Przyjdą? – zapytała cicho.

- Jeśli Izar twierdzi, że tak, to tak – odparł chrapliwym szeptem Lucjusz.

Chociaż powoli dochodził do siebie po ataku Moody'ego, z jego bliznami wcale nie było lepiej. Na dodatek nie mógł jeszcze nakładać na twarz zaklęć Glamour, bo ścierałyby się z czarami leczniczymi. Z tego właśnie powodu widoczna była gruba, brzydka blizna przechodząca od jego ust do pachwiny. Gdy poruszał się zbyt szybko, naciągał gojącą się skórę. Zresztą nawet samo mówienie nie było prostsze. Aby więc nie czuć dyskomfortu, zmuszony był szeptać lub mamrotać, jeśli ktokolwiek się do niego zwracał.

Była to rana, ale również żywe przypomnienie, że gdyby nie Izar, umarłby tego dnia.

- Czy to mądre? – naciskała dalej kobieta. – Porzucenie dworu, by…

- Dwór dobrze sobie bez nas poradzi, Narcyzo. – Postukał oczekująco palcami o stół. – Gdy tylko znikniemy, otaczające go bariery nie pozwolą im wejść. Będą chronić rezydencję, póki wojna się nie skończy.

Jej pełne zadumy milczenie nie wróżyło dobrze jego niewzruszonej pewności siebie.

- Nie chodzi tylko o dwór, Lucjuszu, ale również naszą lojalność. Jesteś pewien, że powinniśmy pozostać u boku Czarnego Pana? Choć jego aspiracje są wielkie, armia Jasnej Strony szybko się rozrasta. A Draco jest zauroczony tą swoją szkolną panienką. Jest zbyt młody, aby podejmować takie decyzje.

Lucjusz spojrzał na zegarek z rosnącym niezadowoleniem.

- Draco jest wystarczająco dorosły, aby samemu obrać sobie w życiu drogę, Cyziu. – Przesunął palcem po drewnie i uśmiechnął się delikatnie. – Moje życie należy teraz do Izara. Podążę tam, gdzie mnie poprowadzi. Malfoyowie nie łamią swoich obietnic. – Zimne, srebrne oczy przesunęły się spokojnie do miejsca, w którym stała. – I wiem, że Blackowie też nie.

Narcyza odepchnęła się od balustrady, gdy tylko bariery zaszumiały ostrzegawczo i drzwi wejściowe do ich dworku otworzyły się. Lucjusz obserwował ją spokojnie kątem oka i wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. Wyglądało na to, że przybyli ich goście – dokładnie tak jak planował Izar.

- Panie i Pani Malfoy, mamy nakaz przeszukania waszej nieruchomości. Jeśli znajdziemy jakiekolwiek dowody, zostaniecie aresztowani – ogłosił swoją obecność Shacklebolt, wkraczając do rezydencji z depczącym mu po piętach zespołem aurorów.

Lucjusz przechylił głowę i spojrzał na przybyłą grupę z ledwie ukrywaną pogardą. Jego bystre oczy szybko odnalazły stojącego za Shackleboltem mężczyznę. Alastor Moody mruknął, gdy tylko stanął na czele swojego zespołu, a jego paciorkowate, niebieskie oczy prześledziły Malfoya z rażącą odrazą. Lucjusz napotkał jego spojrzenie z pełną wyższości siebie nonszalancją. Jedynie jego oczy lśniły chłodną obietnicą zemsty. Z drugiej strony jednak, nie byłby wcale zaskoczony, gdyby ten bezmyślny auror nie był świadomy jego gorącej determinacji.

Gdy Umiera Dzisiaj Where stories live. Discover now